R.28.

1.2K 74 1
                                    

-Daleko jeszcze?- zapytałam po raz setny, na sekundę przed tym, jak zobaczyłam mur.- Co to jest?- zapytałam głupio.

-Mur. Myślę, że już nie raz taki widziałaś.

-Przestań się nabijać- burknęłam, udając obrażoną, na co on przyciągnął mnie za rękę, pocałował i poinformował:

-Kto ostatni po drugiej stronie jutro budzi się pierwszy.

Nie jestem pewna, czy koniec zdania usłyszałam, czy też się go domyśliłam, stojąc po drugiej stronie muru, podczas gdy chłopak pokazał się na jego szczycie dopiero po kilku sekundach.

-Okej, zapomniałem, że moja dziewczyna ma dość nietypowe zdolności- przyznał, sprawiając, że stadko motyli śpiących w moim brzuchu poderwało się do lotu.

Uśmiechnęłam się przekornie.

-Wstajesz pierwszy... I nie waż się budzić mnie pół godziny przed śniadaniem.

Jakby się namyślając, pogładził powoli po brodzie i obrzucił mnie leniwym spojrzeniem, a mnie przypomniał się ten ranek.

Och, Boże, jak on na mnie wtedy patrzył.

-Naprawdę muszę się dobrze zastanowić...

-Głupek- zaśmiałam się głośno, oplatając jego głowę ramionami.

-Ale twój- znów szybko mnie pocałował i splótł nasze palce.

Ruszyliśmy w stronę czegoś, jakby groty, ale w zapadającym zmierzchu widziałam naprawdę niewiele. Choć oczywiście, grota za chwilę okazała się krótkim, wysokim i szerokim korytarzem do środka góry... bez góry. Góra ze ściętym szczytem, wydrążona w wielkie koło. Przystosowana do leżenia, siedzenia, obserwowania gwiazd. Czułam ten dziwny nastrój radości i oczekiwania.

-Witam w moim tajnym, zapomnianym przez ludzi obserwatorium, wydrążonym magicznie w tej skale jakieś tysiąc lat temu- zapowiedział uroczyście, aczkolwiek żartobliwie Dannyl.- To miejsce jest świetne, oddzielone od świateł miast stokami góry. Za chwilę zobaczył najpiękniejsze niebo w swoim życiu, cukiereczku.

-Mhmm- mruknęłam tylko, zafascynowana, już ciekawie spoglądając w górę. Póki co, żółtych punkcików tam w górze było niewiele.

-Chodz, tam jest koc i kolacja. Urządzimy sobie prawdziwy, randkowy piknik- wyglądał tak... młodo.

Może nie zmieniła się jego twarz, ale jego zachowanie, tak pełne entuzjazmu. On zawsze był taki poważny. Rozkładając koc zachichotałam nagle.

-Co cię tak bawi?- zapytał, układając kanapki na wyczarowanych talerzykach i zapalając myślą dwie malutkie świeczki.

-Pomyślałam, że moglibyśmy odwiedzić moją babcię. Poznałbyś dziadków, a ja podpytałabym o kilka rzeczy związanych z ziołami.

-Jeszcze jutro mam czas dla ciebie i siebie. To znaczy dla nas- poprawił się szybko, na co ja uśmiechnęłam się ciepło i podeszłam bliżej niego, by móc spojrzeć w iskrzące niebieskie oczy.- Mogę poprosić o pozwolenie na wyjazd.

-Byłoby świetnie- uśmiech stał się jeszcze szerszy.- Babcia ma dużą, starodawną farmę. Uwielbiam jej tam pomagać. Myślisz, że moglibyśmy zostać na noc i do południa niedzieli?

-Jeśli w ogóle wujek nam pozwoli wyjechać, to będziemy mogli- zamruczał chowając twarz w moich włosach. Po chwili pociągnął mnie delikatnie na koc, blisko siebie, oplótł ramionami i zaczęliśmy powoli rozkoszować się jedzeniem, dołączając do tego wzajemne towarzystwo. Po chwili Dan bez słów zdmuchnął świeczki.

-Ty już poznałeś moją rodzinę. Kiedy ja poznam twoją, Dannylu?- spytałam patrząc w niebo, opierając się o jego ciepłe ciało.

Czułam, jak się spiął. Co jest?

-Już poznałaś- mruknął.

-Ale wiesz, rodziców, tak osobiście.

-Ja... Wujek i Draco to moja jedyna rodzina- wyznał cicho, tak, że myślałam, iż źle usłyszałam.

Powoli odwróciłam się w jego stronę, wtulając się jeszcze bardziej w te delikatne objęcia. Ale nim zdążyłam położyć głowę na jego ramieniu widziałam ból ukryty w każdym rysie twarzy.

-Przepraszam- szepnęłam.

-Nie masz za co przepraszać. Jesteś moja i będziesz moja. Masz prawo wiedzieć o takich szczegółach- po czym wziął krótki oddech i pogrążył się we wspomnieniach, wypowiadając je na głos, co dodawało im dramatyzmu, wlewało w nie ból po stracie ukochanych osób.- Widzisz, kiedy miałem cztery lata, moi rodzice i matka Draco wybrali się na jakąś tam wycieczkę, podczas której zaatakował ich młody, wyrzucony z Akademii mag, myśląc, że wujek jedzie z nimi. Chciał zabić tylko jego, zamiast tego zabił trzy niewinne osoby. To głównie dlatego Draco wybrał się do Akademii Walk Magicznych. A ja od dziecka mieszkałem tutaj, na terenie Z.A.M.u, poznając jej zakamarki, przesiąkając Magią uczniów, aż wreszcie sam zostałem Magiem.

-Przykro mi- wyszeptałam. -Niepotrzebnie, to stare dzieje. A teraz spójrz w niebo.

Zaskoczyła mnie jego twarz nagle rozjaśniona uśmiechem. Zgodnie z poleceniem spojrzałam w górę.

To było coś niesamowitego, nierzeczywistego. Magicznego.

Shy...Where stories live. Discover now