R.19.

1.3K 77 4
                                    

Nie wierzę! Pójdę na bal. W dwudziestym pierwszym wieku będę na takim balu jak z baśni, w pięknej sukni i wymyślnej fryzurze!

Nie mogę się doczekać. Zresztą Elize tak samo, haha. Spotkałyśmy się w piątek rano, żeby dopracować nasze suknie.

Ponieważ nie miałyśmy jeszcze sztuk rękodzieła człowieczego, pozwolono nam użyć Magii, jeśli damy radę.

Dobre sobie. Ja nie dam rady?

Wyciągnęłam żółtą sukienkę z zamiarem przerobienia jej i położyłam na łóżko. Po chwili wpadła Elizabeth i ułożyła obok mojej swoją bladoniebieską, również do kostek.

Jej podekscytowanie udzieliło mi się już wczoraj. Teraz mogło być jeszcze gorzej. Nie rozumiem, jak chłopaki mogą się do tego odnosić z takim spokojem. Ba, wręcz z niechęcią.

-Z sukienkami musimy się uporać do obiadu. Potem ubieranie, czesanie...

-Tak, wiem-przerwałam jej z uśmiechem.- Już to przerabiałyśmy. Ze dwa razy.

-Dobra. Oto moja koncepcja na suknię...

Po czym, naraz opisując zaczęła zmieniać szatę. Godzinę później wprowadzałyśmy ostatnie poprawki. Musiałam przyznać, że jej sukienka wyglądała bajecznie.

Dekolt oprawiła sobie sobie drobnymi granatowymi piórkami, u dołu odrobinę rozszerzyła, dodała kilka piórkowych bukiecików na całej długości materiału, tak niesymetrycznie jak to tylko możliwe. Mimo wszystko, było cudowne.

I zabrałam się za mój strój. Sukienka miała być bardzo prosta, a jednocześnie niesamowicie strojna. Miała grube ramiączka, prostokątny dekolt. Szeroki, ciemnozłoty pas owinęłam tuż pod biustem, reszta sukni miała swobodnie spływać od tego pasa po same kostki. Złote kwiatki i zawijasy ciągnęły się na brzegu materiału.

Gdy wreszcie odsunęłam się na bok, Elize westchnęła na widok mojego dzieła.

-Cudo-szepnęła i nagle rozbrzmiał gong na obiad.

Resztę dania przełykałam jeszcze w drodze do pokoju, gdzie natychmiast zajęłyśmy się włosami i twarzami.

Właśnie siedziałam na krześle przed lusterkiem iElizabeth upinała mi kilka kosmyków włosów ("Są zbyt dostojne, by je wszystkie ukryć!"), gdy do środka wpadł Jecks.

-Hej, potrzebuję drobnej rady. Ślicznie wyglądasz, rzucił w moim kierunku.- Którą koszulę powinienem ubrać. Granatową, czy białą.

-Białą-odpowiedziała bez zastanawiania się Elize.

-Okej, dzięki.

I zniknął. Zaśmiałyśmy się równocześnie, ale po chwili upomniała mnie, żebym się nie ruszała, bo spieprzę całą jej robotę.

Zamieniłyśmy się rolami, ale mi o wiele bardziej podobała się perspektywa kreatywności magicznej. Tak więc fryzura dziewczyny to było jakieś magiczne cudo. Ale nie narzekała, wręcz odwrotnie.

Drzwi ponownie się otworzyły i znów pojawił się Jecks. Zmierzył mnie takim wzrokiem, że nagle przypomniałam sobie o swoich przypadłościach rumieńcowych.

-Księżniczki, wiecie zapewne, jak czarami wyprasować, prawda?- uśmiechnął się prosząco.

Wystarczyła jedna moja myśl i koszula wyglądała jak spod żelazka.

Chłopak mruknął, trochę zdziwiony, obrzucił mnie jeszcze jednym spojrzeniem i wyszedł dziękując cicho.

-On jest czasem strasznie dziwny- mruknęłam.- Nie uważasz?

Shy...Where stories live. Discover now