R.40. (oczami Dannyla)

944 59 4
                                    

Zatrzymałem motocykl przed samym domem babci Shy.

Samą dziewczynę zauważyłem już z drogi, gdy stojąc między pokornymi gąskami w wyciągniętych szarych dresach i trochę mniej sfatygowanym podkoszulku siegającym niemal do połowy uda i grubym polarze w krowie łatki, przyglądała się mi, jak parkuję i z namysłem ściągam kask, ostrożnie odkładając go zaraz na siedzenie.

Nie miałem pewności, że tu ją znajdę, ale serce tak właśnie mi podpowiadało. A najlepszy przyjaciel przysłużył się do podjęcia tej decyzji.

Dobrze, że posłuchałem.

Powoli podszedłem do niej. Nie byłem pewien, czy wogóle powinienem był ją szukać, przecież po tym, jak przywróciłem jej świadomość w zamku Dereusa natychmiast dostałem w twarz- piekło aż do wieczora- a i po uwolnieniu się nie chciała mnie widzieć.

W sumie nie chciała nikogo widzieć, ale ja byłem jej n a r z e c z o n y m i miałem prawo się o nią bardziej zamartwiać niż inni, jak również ona łaskawie mogłaby się odezwać, choćby poinformować, że czuje się dobrze i że chce odpocząć od wszystkiego.

A teraz stała przedemną. Nienaturalnie wyprostowana. Z wielkimi oczami, jakich u niej jeszcze nie widziałem. Bała się?

-Co ty tu robisz?- szepnęła ledwie poruszając ustami.- Kto ci powiedział?

-Niestety nikt mi nic nie powiedział- mówłem słysząc szum silnika samochodu, również zatrzymującego się na tym podwórku. Zrobili sobie zjazd rodzinny? Beze mnie?- Sam się domyśliłem, a przynajmniej miałem taką nadzieję, że właśnie tu się chowasz...

Nagle zostałem odepchnięty delikatnie na bok, a Shy znalazła się w ramionach zalanej łzami matki. Chyba łzami szczęścia, bo wciąż się przy tym uśmiechała.

-Shy... Córciu- szlochała moja przyszła teściowa, podczas gdy jej małżonek dopiero gramolił się z auta, dając obydwu kobietom czas do wypłakania się.- Tak się cieszę... Najpierw, gdy babcia powiedziała to przez telefon... Myślałam, że cię uduszę! I jeszcze ta cała historia z tą wojną! Nie można było mnie chociaż powiadomić, żebym zaczęła odmaiwać pacierze?- tylko napomnknęła o wojnie? Jeśli nie o niej cały czas mówiła, to o czym?- Wiesz, nie spodziewałam się tego, kochanie. Ale tak się cieszę, że będę babcią!- zapiszczała.

Grunt osunął mi się spod stóp. W ułamku sekundy siedziałem na błotnistej ziemi i zszokowany wpatrywałem się w ślepia jednej z gęsi, mając za nic, że mogłaby mi nagle wybić oko, bo ot tak jej się zachciało.

Shy w ciąży?

Z Dereusem?

Nie... to za wcześnie, by mogły wiedzieć! To dziecko jest moje. O Boże! Jest moje!

Nie za bardzo zdawałem sobie sprawę z tego, że zacząłem skakać jak kompletny idiota i podśpiewywać piskliwym głosem jak podniecona nastolatka, mająca iść na koncert swoje idola.

Nim zdołałem zapanować nad własnym ciałem, już trzymałem Shy w objęciach, unosiłem ją nad własną głową, okręcając wokół własnej osi, stawiałem na ziemi i trzymając dłońmi za policzki całowałem prosto w usta.

-Dannyl!- upomniała mnie, zaczerwieniona, zażenowana tym pokazem uczuć przy jej rodzicach, którzy najwidoczniej nic sobie z tego wszystkiego nie robili, bo tylko podeszli i objęli nas oboje.- O Boże- westchnęła Shy.- Nie mogę oddychać, zaraz zwymiotuję- ostrzegła blednąc gwałtownie i biegnąć natychmiast do domu.

-O matko, o matko, o matko- piałem dalej, tym razem przysiadając na ziemi i nie przejmując się, że całe spodnie mam mokre i w błocie, i że po policzkach spływają mi gorące łzy.- Będę tatą! Będę ojcem. O matko!

Shy...Où les histoires vivent. Découvrez maintenant