R.27.

1.3K 75 0
                                    

(Dedykacja dla przyjaciółek, przeprosiny za niesłuszny opieprz...)

-Shy- usłyszałam cichutkie nawoływanie z rzeczywistego świata, ale nie chciałam opuszczać tego, w którym się znajdowałam.

Chciałam już na zawsze pozostać tak przyjemnie rozespana w cieplutkich objęciach Dannyla...

Łoo, moment. Kto mnie wołał? Otworzyłam oczy i zobaczyłam przed sobą uśmiechniętego Dana. Nie sposób było nie odwzajemnić tego uśmiechu. Przy okazji dostałam całusa w policzek.

-Nie, żebym się chciał ciebie pozbyć, ale za pół godziny jest śniadanie.

Okej, to podziałało jak zimny prysznic. Zerwałam się z łóżka z cichym jękiem "Rany bąbel!". W biegu do łazienki zrzuciłam z siebie swoją piżamę, z łazienki zabrałam szczotkę i czesząc włosy wróciłam do sypialni, gdzie w szafie były sukienki. Przy okazji rzuciłam piżamą w uśmiechniętego i wpatrującego się z przyjemnością we mnie latającą w samej bieliźnie tam i spowrotem Dana.

-Nie gap się!- warknęłam przeglądając szybko sukienki. Pstryknęłam na bladoniebieską, która wsunęła się powoli na moje ciało, potem spojrzałam w wyczarowane na prędce zwierciadło i magicznie udoskonaliłam strój. Jednym machnięciem palca spięłam włosy w wysokiego kucyka, który bujał się na boki przy każdym moim kroku. W biegu do drzwi zakładałam-skacząc to na jednej nodze, to na drugiej- granatowe buciki do kostek.

-Hej! A buziak?- zaśmiał się do moich pleców Dannyl, a ja wysłałam mu w powietrze całusa.

Słyszałam, jak jeszcze coś tam burczał, ale teraz musiałam lecieć do ogródka i pędzić na lekcje, nie było co marzyć o śniadaniu. Wredny, nie obudził mnie wcześniej. I jeszcze latałam w samych majtkach i staniku, a on się tak bezwstydnie gapił. Szumowina. W ekspresowym tempie dobiegłam do ogródka, gdzie machnięciem uniosłam i złożyłam materiał chroniący przed nadmiernym chłodem. Potem kazałam stadku konewek zająć się swoją dziedziną roboty, a na koniec przebiegłam między rzędami sprawdzając, czy któraś roślina nie choruje, lub nie jest niszczona przez wstrętne pasożyty.

Wreszcie mogłam wrócić do szkoły. Po drodze wyczyściłam i wysuszyłam butki. A w drzwiach natknęłam się na Dannyla z bułką z serem białym i szczypiorkiem. Wyciągnął śniadanie w moim kierunku, a ja sięgając po nie niepewnie cmoknęłam go w usta.

-Oto twój buziak na dzień dobry- zachichotałam zabierając jedzenie.- Dziękuję za śniadanie!

-Nie ma za co!- odkrzyknął nim znalazłam się za rogiem.- Muszę ci coś potem powiedzieć!

~||~

No, to mnie zaintrygował. Kiedy mi to powie? I co? Co powie? I ja mam teraz się skupić na zajęciach.

Jakież to szczęście, że dzień był słoneczny i czas szybko mijał. Do przerwy obiadowej siedziałam jak na szpilkach. Po gongu szybko wyszłam z sali, nawet nie czekając na Elize, która i tak zajęła się rozmową z Calvinem. Już w wejściu przeczesałam jadalnię wzrokiem, gdy ktoś mnie nagle złapał w pasie i przyciągnął do siebie. Pisnęłam, przez chwilę zdezorientowana.

Odwróciwszy głowę ujrzałam niebieskie oczy.

-Oczy ci pasują do mojej sukienki- zaśmiałam się cicho.

-Chyba sukienkę dopasowałaś do moich oczu, kochanie- również odpowiedział śmiechem.

-Zdradzisz mi, co takiego miałeś mi powiedzieć, czy nadal mam czekać w niewiedzy?- zapytałam nakładając sobie obiadu i ruszając do stolika przy którym zazwyczaj siedziałam.

-Hej, dzisiaj usiądź ze mną, proszę- spojrzał na mnie błagalnie.

Przytaknęłam i pozwoliłam się zaprowadzić do stolika dla dwóch osób. Szarmancko odsunął mi krzesło, ja zachichotałam skromnie zakrywając usta, a potem oboje wybuchnęliśmy śmiechem, zwracając na siebie kilka zdziwionych spojrzeń.

Shy...Where stories live. Discover now