R.33. (oczami Dannyla)

1.1K 71 6
                                    

Ocknąłem się z drzemki i zamroczony oparami snu zerknąłem na budzik przy łóżku. Osz, kurde, wpółdo dziesiątej!

Chciałem delikatnie wstać, tak, żeby nie obudzić mojej kochanej kobiety, ale ona i tak otworzyła swoje śliczne oczka i uśmiechnęła się do mnie nieśmiało.

-Cześć, kochanie- zaśmiałem się, przygniatając ją swoim ciałem. Usłyszałem jej cichy pomruk zadowolenia i znów zachichotałem.

-Kocham cię- szepnęła zamykając powoli oczy.

Ach! Moje serce zabiło sto razy szybciej, a żołądek zacisnął się boleśnie z radości. Tak bałem się, że tego nie usłyszę. Jestem durniem, totalnym głupkiem, bo jak wogóle mogłem w to wątpić? Przecież to Shy!

-Ja ciebie bardziej- mruknąłem jej do ucha.

Ona tylko cicho zaprzeczyła, a ja nie chciałem się sprzeczać, nawet na żarty. Byłem na to zbyt szczęśliwy. No, i jeszcze ta upojna noc, o której nawet nie odważyłbym się śnić.

-Która godzina?- zerwała się nagle, zwalając mnie na materac obok siebie.

-Nie ma jeszcze dziesiątej...

-Co?! Ale przecież dzisiaj bal jest o trzeciej! Zaraz tu przyjdzie Elizabeth! Ubieraj się- burknęła jeszcze, widząc moją nagą posture.

-Ty również mogłabyś się przyodziać- zaśmiałem się, przyciągając jej drobne ciałko (no może nie do końca drobne, ale na pewno szczuplutkie) do siebie.

-To mnie łaskawie puść- uśmiechnęła się, z mocnym rumieńcem.

-Wczoraj nie byłaś taka nieśmiała, kochanie- stwierdziłem trochę złośliwie, jednak szybko pocałowałem ją mocno w usta, przyciągając jeszcze bliżej siebie.

-Głupol- mruknęła szybko chowając się w łazience z ubraniami.

Ja leniwie wstałem z łóżka i podszedłem do szafy, żeby znaleźć cokolwiek do zarzucenia na siebie. Ale los chciał, że drzwi otworzyły się i do mojej sypialni wpadł rozentuzjazmowany Max z urwanymi okrzykiem:

-Hej, Shy! Znala....- w tym momencie przerwał widząc mnie wciągającego bokserki.- Kurna, stary, weź się ubierz- burknął odwracając się gwałtownie.

-Sorry, dość nieodpowiedni moment wybrałeś- zaśmiałem się zażenowany.

Podczas gdy ja ubierałem spodnie, z łazienki wyszła Shy. Stanęła na progu, ułamek sekundy podumała, a potem roześmiała się tak głośno, jak nigdy do tąd.

-Nie, no. Max, ty po prostu nie mogłeś wybrać lepszego momentu- chichotała.

Podczas gdy ona jeszcze się ogarniała, drzwi ponownie się otworzyły i do środka weszły dwie piękne suknie, wprowadzane przez Magię Elizabeth. Sukienki miały fantastyczne, musiałem przyznać.

-Shy, słuchaj co znalazłem- radował się nadal Max, a dziewczyna skinęła głową, żeby mówił, zabierając swoją sukienkę.- Wczoraj czytałem książkę fantastyczną i doczytałerm tam o zmianie postaci. Poszedłem do dyrka i zapytałem czy naprawdę jest to możliwe. I jest! A na dodatek przyznał, że po zamku krążyło pełno kruków!.

-Czyli kamuflaż gotowy!- zaśmiała się głośno i jakoś tak podle, ale mimo to pomyślałem, jak bardzo ją kocham.

-A teraz może mnie ktoś łaskawie wprowadzi w temat- wtrąciłem,- bo coś mnie się wydaje, że ominęło mnie wiele wydarzeń.

-Owszem, kochanie- przytaknęła moja kobieta odwracając się w moją stronę i mocno mnie całując.

-Blee- burknął Max szybko się odwracając, na co Elize zaśmiała się perliście, z niedowierzaniem kręcąc głową.

Shy...Onde histórias criam vida. Descubra agora