R.9. (oczami Dannyla)

1.3K 78 0
                                    

Już od progu usłyszałem radosne piski i wybuch śmiechu, a spojrzawszy przez otworzone drzwi pokoju Shy zobaczyłem ją i Elize pod Calvinem, łaskoczącym je niemiłosiernie. W końcu Shy zepchnęła chłopaka, który spadając na ziemię pociągnął za sobą drugą dziewczynę.

Moja mała Indianeczka podniosła się, żeby złapać oddech i wtedy zobaczyła mnie.

A ja stałem z uśmiechem zakochanego kundla i patrzyłem na jej weselszą stronę.

Odchrząknęła i podeszła do mnie, czerwieniec się, a ja miałem ochotę znaleźć się w takiej sytuacji jak Calvin chwilę wcześniej, jednak mając przy sobie tylko Ją.

-Coś się stało?-zapytała cicho.

-Nic szczególnego-odparłem nonszalancko.- Zastanawiałem się tylko, czy widziałaś już ogrody.

-Nie- szepnęła.

-Czy dasz się zaprosić w takim razie na krótki spacer zapoznawczy?

-T-tak, pewnie.

Jedynym moim pragnieniem było wtedy móc ją przytulić i pocałować, ale wiedziałem, że tylko pogorszyłbym sprawę, a przecież chciałbym, żeby w moim towarzystwie czuła się równie spokojna i rozluźnia co przy tych swoich kolegach.

Sprowadziłem ją przez hol na dziedziniec i tam ruszyliśmy wąską ścieżką na tyły ogromnych zabudowań Akademii.

Przez całą drogę nie odezwała się ani słowem. Coś siedzącego głęboko w mojej podświadomości odpowiadało mi, że nie zgodziłaby się na ten spacer, gdyby nie głęboko zakorzeniona tęsknotą do natury.

Za kolejnym załomem budynku kryły się piękne połacie zieleni, przerywane tylko drobnymi kolorowymi postaciami siedzącymi lub przechodzącymi gdzieś.

-Tutaj znajduje się nasz wewnętrzny park i akademickie hodowle. Jeśli chcesz możemy tu trochę posiedzieć.

Przytaknęła szybko, więc zrobiliśmy kilka kroków, by znaleźć się na ławce w cieniu żywopłotu.

Tutaj wyglądała na odprężoną i szczęśliwą. I była niesamowicie pociągająca.

I już wkrótce będzie tylko moja.

Gdy odchyliła głowę, by złapać trochę słońca nie mogłem się powstrzymać. Nim zrozumiałem co tak na prawdę wyrabiam pocałowałem ją w szyję tuż przy uchu.

Wciągnęła głęboko powietrze i oboje zerwaliśmy się na nogi. Złapałem ją za dłonie, gdy chciała odejść. Patrzyła z przerażeniem, ale w jej ruchach była determinacja.

-Przepraszam- wyszeptałem szybko.

-Zostaw mnie- uuu, to było jak warknięcie.- Możesz już przestać być moim przewodnikiem, poradzę sobie sama, choć jestem wdzięczna za tą pomoc.

-Jeśli to przez to...-zacząłem żarliwie- to się już nie powtórzy! Przysięgam.

-Nie chodzi tylko o to. Męczy mnie twoja obecność. Dziwnie się czuję, gdy tylko cię widzę. Po prosto zostaw mnie w spokoju!

Niezrozumienie.

Niedowierzanie.

Wściekłość.

Pogarda.

To wszystko zobaczyła na mojej twarzy, nim wyrwała ręce i pobiegła przed siebie.

Pogarda była skierowana tylko i wyłącznie do mojej osoby. Gardziłem sobą za to, że zamiast trzymać się z boku i w spokoju ją obserwować, ja byłem nachalny.

A teraz Miłość uciekała w stronę szkoły.

~||~

Musiałem stać tak dość długo, myślami będąc na nieznanych wodach, bo nagle zobaczyłem przed sobą twarz najlepszego przyjaciela.

-Ej, stary czy ty właśnie dostałeś kosza od jakiejś panny? A myślałem, że już zaczekasz na tą swoją "narzeczoną".

-To była moja przyszła narzeczona- burknąłem, ledwie poruszając ustami.

-O, w mordeczkę- zaśmiał się z zażenowaniem.- Ale czemu dowiaduję się w taki sposób?- zrobił tę swoją pseudo groźną minę.

-Bo zostało to objęte tajemnicą. Wiesz, mam nadzieję, co to znaczy?- moja mina nie była pseudo-.

-Zostałem wtajemniczony i mam trzymać gębę na kłódkę-odparł z ironicznym ukłonem.- Ona oczywiście również o tym nie wie.

-2 kwietnia ma urodziny. Jedzie wtedy do domu. To znaczy tego, gdzie mieszkała z plemieniem. Tam pojawiam się również ja z familią i zostajemy zaręczeni.

-I myślisz, że ukrywając przed nią fakt twojej świadomości, zdobędziesz jej przyjaźń.

-Oj, Charli- dobrodusznie poklepałem go po ramieniu.- Liczyłem na coś głębszego niż przyjaźń.

Odeszłem, nim zdążył się ogarnąć, zamknąć usta i to wszystko skomentować.

Shy...Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz