R.30

1.1K 66 2
                                    

(Dla Jarka, który praktycznie napisał mi kolejnych kilka rodziałów, które pewnie nigdy by się tu nie pojawiły.

Dla Oliifki, za bardzo radujący komentarz :D )

Nie. To nie jest możliwe. On to naprawdę powiedział?

On to naprawdę powiedział! Zaczęłam piszczeć, ale tak w duchu. On mnie KOCHA! I przyznał się! Ale ja mu nie zdążyłam odpowiedzieć. Bo zwiał.

Spokojnie, Shy, powolutku zacznij oddychać.

Wdech.... Wydech.

Gdy się wreszcie trochę uspokoiłam stwierdziłam, że moje włosy nagle stały się zupełnie zmasakrowane i rozczochrane. Super, tylko układania od nowa fryzury mi brakowało...

I wtedy do akcji wkracza zdesperoway dyrektor, który coś mamrocząc niemal wywleka mnie za ramię z pokoju. Był tak zdenerwowany, że bałam się powiedzieć choć słowo.

Przeszliśmy jeden korytarz, drugi korytarz aż w końcu doszliśmy do ściany na której widniał portret najsławniejszego maga w historii - Aloho . Stanęliśmy przed nim, dyrektor wyburczał kilka słów pod swym wąsatym nosem i ku memu wielkiemu zdziwieniu na ścianie zaczynały się rysować futryny oraz kontury drzwi. W końcu ukazały się przed nami wielkie wrota.

Weszliśmy do środka a tam na skórzanym fotelu przy dębowym stoliku ulokowanym nieopodal pięknie zdobionego kamiennego kominka siedział w swej czarnej szacie Mistrz. Słabym głosem poprosił mnie, bym do niego podeszła.

Coś jest nie tak. Znikład gdzieś jego ruchliwość. Nawet się nie odwrócił w moją stronę. Poprosił tylko wujka Dannyla, by ten mu podał jakąś starą książkę i przysunął stolik.

Dla mnie zostało przygotowane całkiem wygodne krzesło obok fotela.

-Usiądź, Shy. Mamy duży problem.

-Tak?

-Widzisz, szpiegowałem pewnego młodego czarnego maga. Podeszłem pod sam wulkan, gdy zrozumiałem, że mnie wrobiono. Zaciągnął mnie w pułapkę i zaatakował, ale cudem udało mi się uciec. Nie wiem, czy przeżyję tą noc, bo zaklęcie było chyba trujące, w każdym razie nie znam takiego. Dlatego chciałem ci powierzyć misję...

-O nie...- jęknęłam cichuteńko, by nie zagłuszyć Mistrza, który zużywał wiele energii, by mi to wytłumaczyć.

-Tak, musisz dowiedzieć się jak najwięcej o ich planach, choć i tak zdobyłem wiele informacji, których młodzik nie planował mi przekazać- powolnym ruchem rozłożył starą, zakurzoną mapę.- Dotarłem do stóp wulkanu, a w jego ścianach zobaczyłem wyryty korytarz. Prowadził do zamku, zobaczyłem tam wielką salę, choć nie mam pojęcia jak tam dotrzeć. W sali, na środku była tylko jedna, wielka miska z mnóstwem jakby wodnistych kulek. W pomieszczeniu nie było nic oprócz niewielkiego wodospadu, wyczarowanego jak sądzę, bo jak w wulkanie miało by być źródło, zobaczyłem jak jakiś mag rzuca kulkę do ściany wodospadu i coś szemrze, a w wodzie pojawia się portal do drugiej rzeczywistości.

-Co jest w tej drugiej rzeczywistości?- zapytałam, mając bardzo złe przeczucia związane z jego grobowym, choć słabym tonem głosu.

-Trolle, orkowie, ogry i wiele innych. Nawet widziałem jednego olbrzyma.

Przez chwilę myślałam, że zmedleję. W co ja się wpakowałam? W co my wszyscy się wpakowaliśmy?! Olbrzmy?

-Niestety, tylko tyle zdążyłem się dowiedzieć, bo jakiś Czarny uderzył mnie w plecy tym głupim zaklęciem- w wypowiedzi wyczułam nutkę złości i bezsilności zarazem.

Na raz Mistrz gwałtownie zbladł, a dyrektor szybko chwycił go za nadgarstek, sprawdzając puls.

-Co się dzieje?- zapytałam, również szybko się zbliżając.

-Myślę, że trucizna z zaklęcia coraz bardziej ogarnia organizm.

Nie myśląc wiele, wręcz wcale nie myśląc, chwyciłam Mistrza za dłoń i skupiłam się na jego energii. To był impuls, nikt nas tego nie uczył, a mimo to wiedziałam, że chcę otoczć truciznę własną, białą energią i powoli ją niszczyć.

Moja Magia pozostała, walcząc powoli, ale skutecznie, podczas gdy ja spojrzałam na wykrzywioną w bólu twarz najsilniejszego z Magów, a potem odwróciłam się w stronę oszołomionego wydarzeniami dyrektora.

-Nie wiem, co zrobiłam. Być może to go uratuje, lub szybciej zabije, ale śmierć i tak byłaby nieuknikniona. A teraz muszę chwilę odetchnąć i zająć się nową uczennicą.

-Uczennicami- poprawił machinalnie dyrektor.- Sylwią, która jest w twoim wieku, i Martą, tą młodszą.

-Dobrze, że jednak postanowiły przybyć dopiero dziś z rana, a nie wczoraj- mruknęłam sama do siebie, wychodząc przygnębiona z pomieszczenia.

Przynajmniej mogłam spędzić trochę czasu z Dannylem. Ale co się odwlecze, to nie uciecze. I teraz pędziłam korytarzami i schodami, aż wbiegłam do holu... i zderzyłam się z jakąś chudą postacię o rozczochranych włosach.

Ze zdziwieniem popatrzyłam na chłopaka stojącego przedemną z szerokim uśmiechem.

-Max? Przecież miałeś jechać na to całe szkolenie- przy ostatnich słowach zamachał rękami, czyniąc nieokreślony gest mówiący, że nie bardzo kumam o co kaman z całym tym kursem.

-Pomyślałem, że może ci się przydać pomoc przy tych dwóch nowych kobietkach i zapytałem o zdanie dyrektora, podsuwając mu odpowiednie argumenty, oczywiście. I jak widzisz, jestem, by ci pomóc.

-Niezmiernie mnie to cieszy, ale jestem na ciebie również zła, że straciłeś taką szansę i dobrowolnie wystawiasz się na działania losu!- ofuknęłam go.

-Wiem, wiem- zaśmiał się nagle, otwierając szarmancko drzwi przedemną.- Głupol ze mnie.

-Żebyś wiedział- burknęłam, jednak uśmiechając się pod nosem lekko.

I znów ten moment oczekiwania, aż brama się otworzy i ujrzysz swoje podopieczne. Miałam niemiły skurcz żołądka porównywalny do tego, gdy sama stałam przy bramie, zastanawiając się, czy na pewno chcę tam wejść.

Choć może nawet silniejszy. Przecież teraz odpowiadałam za to, by nasi nowi uczniowie byli zadowoleni zpobytu. I żeby się gdzieś nie zgubili w tych korytarzach na piętrze trzecim- tak jak ja,- gdzie łowcy szkolili swój instynkt.

-Idą- odezwał się naraz Max, wyrywając mnie z tego zadumania.

Rzeczywiście, brama odchyliła się z cichym zgrzytem, w niej stanęły dwie najśliczniejsze dziewczyny, jakie kiedykolwiek mogłam minąć gdzieś na ulicy, czy choćby zobaczyć na zdjęciach.

-Chyba się zakochałem- wymamrotał Max, równie dokładnie obserwując przybyszki.

-Mam nadzieję, że przynajmniej w tej młodszej- zachichotałam, a on również odpowiedział śmiechem.

-Tą starszą zostawię Dannylowi...

Zanim zdążyłam wyrazić oburzenie na ten temat, on już ruszył w kierunku dziewczyn. Potem przeszły oczywiście ten nasz ulubiony "test klamkowy". Musiałam przyznać, że obie poradziły sobie świetnie- odsunęły drzwi już po drugich podejściach.

Reszta dnia minęła oczywiście na moich lekcjach, pokazywaniu szkoły i kilku sztuczek nowicjuszkom- z deczka zdezorientowanym, nieśmiałym i zdenerwowanym. Międzyczasie zdążyłam jeszcze zajrzeć do Mistrza, a Max był ze mną.

I trzeba mu było wszystko wyjaśnić ze znanymi tylko nielicznym osobom szczegółami.

Shy...Dove le storie prendono vita. Scoprilo ora