R.11.

1.2K 76 1
                                    

-Hej, dziewczynki!

Do pokoju wpadł radosny Calvin, a stając obok nas, przygarnął nagle czerwoną Elize ramieniem do swojego boku.

-Nie uwierzycie, czego się dowiedziałem od Dana- czułam zimny dreszcz przebiegający po kręgosłupie tysiącem mrówek na sam dźwięk tego imienia.- W piątki, czyli dzisiaj, nauczyciele wyjeżdżają do swoich rodzin, zostawiając tylko kilku do utrzymywania naszej magii w ryzach. W ten sposób co piątek jest impreza, w soboty mamy śniadanie o 10, a w niedzielę się uczymy. I, nie wkurz się Shy, ale zaprosiliśmy parę osób na imprezkę w naszym pokoju. Dan i Adam już poszli do sklepu po żarełko.

-Nie ma sprawy-wzruszyłam ramionami.- Przenocuję u Elizy.

-Żartujesz? Prawda?-zapytała z nadzieją.- Przecież ja kocham takie imprezy!

-Okej- w myślach zabiłam ją wzrokiem.- Więc prześpię się tutaj.

Oboje prychnęli jednocześnie, z niedowierzaniem kręcąc głowami. Kilka sekund potem, nim zdążyli dotrzeć do drzwi, rozległo się za nimi wesołe pokrzykiwanie.

Poszłam do łazienki wziąć prysznic. Ciepła woda zawsze działała na mnie lepiej niż uspokajające ziółka szamani- która jednocześnie była moją babcią. A teraz nie dość, że przyjmę jej funkcję, to zostanę głową klanu po moim ślubie.

Podwójna rola, super dla kogoś, kto wprost kocha być w centrum uwagi.

Czyli nie ja.

Rozejrzałam się w poszukiwaniu czystych ubrań, szybko uświadamiając sobie, że takowych nie zabrałam.

Owinęłam się więc w duży mięciutki ręcznik i wyszłam na poszukiwanie szortów i podkoszulka w szafie. Nie spodziewałam się oczywiście nikogo w moim pokoju, więc gdy- ledwie przekroczywszy próg-wpadłam na pewnego wysokiego bruneta, zaczęłam piskliwym głosem krzyczeć, żeby się wynosił i sama z siebie się śmiejąc wskoczyłam z powrotem za drzwi.

Słyszałam jego śmiech, który po chwili został trochę przytłumiony przez Wrota do Krainy Imprezowej.

W try miga się ubrałam i usiadłam na łóżku. Wzięłam do ręki książkę. Drugą czesałam mokre włosy.

Rozległo się pukanie.

-Kto i po co?- burknęłam nie mogąc oderwać się od fabuły lektury.

-Jesteś jeszcze w tym ręczniku?, oczywiście musiał mi teraz dogryzać.

-Spadaj-burknęłam, jednak lekko się uśmiechając.

-Zauważyłaś pewnie, jak bardzo się zmieniłaś przez ten tydzień? Parę dni wcześniej stałabyś cała czerwona, z taką miną- w tym momencie otworzył lekko usta i szeroko oczy.- A dziś-krzyk, rumor, a nawet śmiech.

Zachichotałam cicho.

-Nie przyszedłeś chyba tylko po to, żeby mi tu wypominać, prawda?

-Nie, chciałem z tobą pogadać, choć tak naprawdę oddelegowali mnie, żebym cię wyciągnął na środek zabawy- i nagle stał się taki poważny, a jego oczy.

Ach, te jego wielkie oczy. Były pełne szczerej prośby.

-Shy- szepnął, a jego głęboko głos otoczył mnie ciepłem.- Powiedziałaś ostatnio, że się ciebie uczepiłem. Wybacz, zwykle taki nie jestem, ale pierwszy raz byłem przewodnikiem, więc chciałem być pomocny. Chciałem cię prosić, żebyś nie zrywała tego kontaktu do końca- nagle się uśmiechnął.- Bo w końcu zawsze mogę ci pomóc w zadaniu, co nie?- odpowiedziałam nieśmiałym uśmiechem, nie znajdując słów.- Czy pozwolisz mi zostać swoim przyjacielem?-zapytał cicho, a ja lekko pokiwałam głową, na znak zgody. Rozpromienił się.- No to wskakuj w jedną z tych swoich mini kiecek i przyjdź do nas.

-Za pięć minut będę.

-Jak się spóźnisz choć o sekundę, to tu wrócę i cię wyniosę- zagroził z całkiem poważną miną.

Shy...Where stories live. Discover now