R.34

1.1K 68 2
                                    

(Operacja Pijany Komar)

Nastał w końcu dzień rozpoczęcia misji. Punktualnie o 7:00 jak było ustalone, Max pojawił się w moim pokoju- znaczy się moim i Dannyla. Po ponownym przypomnieniu sobie wszystkich szczegółów, ustaleniu daty i godziny powrotu (następny poniedziałek godzina 7:00, czyli równe 7 dni) chłopiec wypowiedział słowa zaklęcia.

Wielki oślepiający błysk. Nic nie widziałam. Gdy przetarłam oczy w miejscu gdzie przed chwilką stał Max ujrzałam niewielkiego czarnego kruka podskakującego na swoich żółtawych nóżkach. Zaśmiałam się krótko, choć raczej ze zdenerwowania, a nie z tego, że Max w tej postaci był śmieszny.

Aczkolwiek nie mieliśmy dużo czasu i wypadało się pospieszyć. Wzięłam więc mojego młodego ucznia w dłonie i teleportowałam się razem z nim na skraj lasu przy zamku czarnego maga. Czemu na skraj lasu? Zamek był strzeżony magicznym zaklęciem, bardzo silnym, które nie pozwalało na teleportowanie się w głąb bariery. Postawiłam Maxa na gałęzi drzewa skąd miał obserwować okolicę warowni, a sama udałam się z powrotem do Akademii, by dopracować i oswoić wszystkich z możliwą taktyką ofensywną i defensywną na wypadek ataku Czarnych.

Gdzieś koło południa byłam zbyt zdenerwowana, by móc dłużej wysiedzieć przy tych całych planach i mapie. Wyszłam więc na korytarz, w momencie, gdy rozległ się gong na obiad. Pomino tego, że byłam zwolniona z dzisiejszych lekcji, postanowiłam iść na tą magiczną ich część.

Szczerze mówiąc, to nie wiedziałam zbytnio po co, bo- nie żebym teraz się pyszniła, to po prostu obserwacja- nigdy nie wymagało to wszystko odemnie szczególnego skupienia czy kucia formułek (jak u tych najsłabszych). Co chciałam- po prostu się stawało.

Widocznie na tym polegała moja potęga, tak jak u Elize była to ilość Magii, wręcz niekończące się zapasy energii.

Weszłam do jadalni, właściwie zdążyłam przekroczyć jej próg, i natychmiast coś oplotło moją talię. Odwróciłam się z szrokim uśmiechem, pewna, że to Dannyl mnie dorwał. Więc byłam dość zdziwiona, gdy zamiast Dana ujrzałam wesołego Adama.

-Chyba o nas zapomniałaś, skarbie- zagadnął na powitanie.- Nie żebym cię oskarżał- zaśmiał się.

-Przepraszam, to wszystko tak się komplikuje.

-A ty, biedactwo, zostałaś w to wszystko wplątana- przygarnął mnie w pocieszającym uścisku i poprowadził do stolika.- Ale od obiadku się nie wywiniesz- znów się wyszczerzył.

Popowadził mnie do stolika, gdzie swoje miejsce już zajmowali Max (jako że ostatnio stracił młodsze towarzystwo i nie chciał jadać sam), Elize z Calvinem oraz Jecks. Usiadłam posłusznie i wyobraziłam sobie tacę z obiadem, na który składało się spagetti z klopsikami i sok pomarańczowy. Babcia zawsze tak podawała spagetti, odkąd mogłam sobie przypomnieć.

Przy stole toczyła się miła i lekka konwersacja do momentu, aż jeden facet przysunął sobie krzesło obok mnie i siadając stwierdził:

-Skoro zabraliście mi narzeczoną, to chyba pozostaje mi się tylko dosiąść.

Rozbawiona spojrzałam na mojego przystojnego narzeczonego i z zapierającym dech w piersi zdziwiniem spostrzegłam moc jego uczucia, które było tak wyraźnie wypisane w jego pięknych oczach.

-Cóż za zaszczyt, że para królewska zaszczyca nas swoją obecnością?- zdziwił się Calvin, a zaraz potem stęknął z bólu, gdy dostał kopniaka w goleń pod spodem odemnie i jednocześnie sójkę w bok od Elize.

~| 7dni później |~

Poniedziałek.

Obudziłam się tuż przed siódmą. Założyłam szybko na siebie ubranie (szybko gdyż magicznie). Gdy mój zegar z kukułką stojący przy kominku wybił godzinę 7:00 teleportowałam się wprost do miejsca, gdzie zostawiłam Maxa całe 7 dni temu.

Odetchnęłam z ulgą, gdy go zobaczyłam. W moim sercu zrobiło się bardzo przyjemnie, tak naprawdę- chyba nawet nie zdając sobie sprawy- cały czas martwiłam się, że mu się coś stanie.

Chyba jednak nie doceniałam tego dzieciaka. Wylądował na moim wyciągniętym ramieniu i teleportowałam się spowrotem.Szybko z dziedzińca udaliśmy się do biblioteki. Tam Max przybrał swoją normalną postać i zaczął mi opowiadać wszystko co się działo.

-Cześć- przywitałam się, mocno go ściskając.

-Hej! Też się stęskniłem, ale ja cię nie pozbawiam możliwości oddychania- poskarżył się.- Jak chcesz się czegoś dowiedzieć, to zostaw mi choć pół wydechu.

-Dobra, siadaj i opowiadaj!

Rozsiadł się wygodnie w miękkim fotelu.

-Nic znaczącego się nie dowiedziałem. Czarny mistrzu nie ma jakichś rutynowych zajęć w tygodniu.

-Wie, że rutyna może go doprowadzić do zguby- mruknęłam pod nosem.

Chłopak przytaknął skinieniem i kontynuował:

-Jednak udało mi dowiedzieć... podsłuchać dokładniej, że ma wyjście w środę. Nie będzie go od dziesiątej do dziewiętnastej. Wiem dokładnie, gdzie jest Sala Teleportowa, wiem jakie zaklęcie wypowiadają, by otworzyć portal, wiem w jakich okolicznościach powinno się portal otwierać i na koniec: mam przy sobie jeden taki teleport- zakończył wyciągając dłoń, na której leżała przeźroczysta kuleczka.

Kocham tego dzieciaka!

-Więc czas złożyć wizytę innowymiarowym znajomym- wyszeptałam z namaszczeniem biorąc kruchy przedmiocik.

~||~

Stanęłam nad Wodospadem Wei, Max przysiadł na trawie obok i przypomniał mi zakęcie. "Kieując się Magią jasności i miłością do stworzenia, otworzyć cię chcę, portalu, do istot magicznych mnie prowadź"

To zaklęcie było oczywiście wersją zmienioną z tej "Czarnej". Nie chciałam się znaleźć w jakiejś krainie trolów, czy czegoś jeszcze gorszego. Błee.

Rzuciłam kulką w pionową ścianę wodospadu. Przedemną woda zaczęła się skręcać w pionowy wir, który urósł w coś ogromnego i ciemnego. Ale już w kilka krótkich chwil potem z czarnej głębi wydostawało się małe światełko, a potem coraz więcej różnokolorowych światełek, tworzących obraz, a może krajobraz po drugiej stronie zwierciadła.

Przełykając ze strachem ślinę wytworzyłam sobie szeroką kamienną ścieżkę do portalu i zamykając oczy wskoczyłam w wir.

A po drugiej stronie przywitało mnie dwadzieścia uzbrojonych w strzały i miecze wysokich, smukłych i jakże pięknych postaci ze spiczastymi uszami, celująych w moje serce.

-------- Od autorki--------

Ten rozdzalik jest krótki, ale dodaję go jako wprowadzenie do następnego ( który tak na marginesie nie wiem jak szybko się pojawi). W następnym rozdziale bowiem zawrze się chyba cała akcja wojenna.

Serdecznie dziękuję za 1.26K wyświetleń- ta liczba przeszła moje oczekiwania. I pamietajcie, że kometarze i głosy dają powera do dalszego pisania.

Jeśli czytacie, to dajcie o sobie znać :D

Shy...Où les histoires vivent. Découvrez maintenant