R.16.

1.8K 74 0
                                    

Południe, pora obiadowa, to dla mnie najgorsza pora dnia. Nie dość, że w stołówce robi się jakiś dziwny tłok- choć uczniów jest tyle samo co przy śniadaniu, to jeszcze oznacza to pół dnia szkolnego i lekcje Magii.

Zastanawiało mnie jak będzie wyglądać szkolny dzień po maturze i pytanie takie zadałam na głos. I wtedy Elize uruchomiła swoje kontakty.

Pięć minut później zalała mnie informacjami: zamiast przedmiotów zwykło-szkolnych, będziemy mieć zajęcia z użyteczności. Czyli nauka zwyczajnych, ludzkich zajęć. Super.

Chyba wolałam się tego dowiedzieć po maturze.

Wstałyśmy od naszego stolika jako ostatnie, chłopcy spieszyli się na ćwiczenia fizyczne, które powinny nazywać się zwyczajnie WFem. Właśnie byłyśmy między ostatnimi stolikami, gdy drogę zastąpiły nam trzy dziewczyny.

Kat i jej przyboczne.

-Cześć, beztalencie- zwróciła się do Elize, na mnie jak zwykle nie zwracając uwagi.- Ciekawe są pewnie lekcje magiczne, prawda?

Elizabeth skuliła się z bezsilności. Tego było mi za wiele.

-Zostaw ją- burknęłam.

Zwróciła w moją stronę sarkastyczne spojrzenie i taka też była jej wypowiedź:

-Coś mówiłaś, Shy?- moje imię w jej ustach wręcz ociekało jadem i pogardą.

Przegięłaś lala. Gwałtownie się wyprostowałam, tak że dziewczyna ze zdziwieniem musiała podnieść głowę, żeby spojrzeć mi w oczy. Miałam nadzieję, że ciskam nimi błyskawice.

-Tak, mówiłam. Daj jej wreszcie spokój, bo możesz kiedyś żałować swoich decyzji.

Zaśmiała się pogardliwie i odeszła, jednym machnięciem nadgarstka przywołując swoje psiapsiółki.

A ja czułam, że dwie osoby z otoczenia wypatrują się we mnie niesamowicie intensywnie. Pierwszą była Elize, która teraz lekko zadzierała podbródek, by na mnie spojrzeć, choć wcześniej zawsze byłyśmy na równi.

A druga osoba...

Dan stał na środku jadalni z nieetycznie otwartymi ustami.

Odrzuciłam włosy z ramienia na plecy i pospiesznie wyszłam.

~||~

-Czemu mówisz mi o tym dopiero teraz- naskoczyła na mnie Elizabeth, gdy w końcu powiedziałam jej o wizycie u dyrektora.

Właśnie wracałyśmy przez zadrzewioną część parku, blokującą świat zewnętrzny od ogródków.

-Ach, no wiesz. Całe to zamieszanie z Kat, a potem...

-Czyżby ktoś tu rozmawiał o mnie? Któż śmie być takim głupcem?- z pomiędzy drzew wychynęła wspomniana osobistość. O dziwo-sama.- Ach, nie może to być nikt inny tylko beztalencie i nieśmiała- prychnęła ze wstrętem.

-Co ja ci takiego zrobiłam, że mnie prześladujesz?- westchnęłam ze znudzeniem.

-Ooo, powodów jest naprawdę wiele.

-Podaj choć jeden- warknęłam mrużąc oczy.

-Pojawiłaś się tu!- poczułam uderzenie kulą mocy w klatkę piersiową, od którego nieznacznie się cofnęłam.- Zostałaś podopieczną Danniego- przy każdym kolejnym powodzie następowało uderzenie i za każdym razem się odsuwałam pod naporem Magii.- Zawróciłaś mu w głowie. Nie posłuchałaś mnie i nie odczepiłaś się od niego. Powiedziałaś mu, że mi się podoba! Poniżyłaś mnie na jego oczach!

To uderzenie było na tyle silne, że upadłam na kolana, rozrywając sobie sukienkę. Wtem dobiegł do mnie warkot Elize:

-Odczep. Się. Wreszcie. Od. Nas!

Wiedziałam, czułam tą wściekłość, którą starała się od tak dawna tłumić, a która się w niej kumulowała od dłuższego czasu.

Teraz znalazła ujście w potężnej fali ciepła, odpychającej i parzącej zarówno Kat jak i mnie, jako, że stałam między tymi dwiema.

Szybko zasłoniłam twarz przedramieniem, wyszłam z linki ognia i pomimo żaru podbiegłam do przyjaciółki, szybko ją przytulając.

Czułam, jak palące ciepło słabnie, a w zamian pojawiały się moje krople na ramieniu, gdzie Elize oparła głowę.

Słyszałam szloch Kat, dotarł do mnie też tupot biegnących osób.

Jak się okazało, byli to nasi nauczyciele, a wśród nich nasza nauczycielka od lecznictwa, która zarazem pełniła funkcję Szamanki Uzdrowicielki.

-Co tu się stało?- zapytał wściekły mistrz od sztuk bojowych i obronnych.

-To teraz nieważne, Donatanie. One potrzebują medycyny. Pomożesz mi?- panna Wilgins ujęła szlochającą wciąż Kat pod jedno ramię, pan Donatan pod drugie, a młody nauczyciel nauk ścisłych-chemiofizycznych delikatnie popchnął mnie i Elize w stronę budynku.

Wkrótce dotarliśmy do gabinetu pielęgniarskiego, a podczas gdy pana Wilgins opatrywała nasze poparzenia, Donatan powtórzył swoje pytanie.

Nim zdążyłam zebrać myśli, Kat zaczęła kłamać jak z nut:

- Ach, ja wyszłam ze szkoły, by przed snem zaczerpnąć powietrza, i natrafiłam na nie. Nie wiem czemu, ale Elizabeth nagle zaczęła rozsyłaś fale cieplne...

-Zamilcz natychmiast, jeśli nadal masz tak kłamać.

Chyba wszystkie trzy w równym stopniu byłyśmy zszokowana podniesionym tonem wiecznie opanowanego mistrza.- Widzieliśmy wszystko z okien pokoju nauczycielskiego, i wiesz chyba, że jako nauczyciele, przy odrobinie Magii możemy także dowiedzieć się wypowiadanych słów. Więc nie rób z siebie pośmiewiska!

-Donatanie- mruknęła niepochlebnie panna Wilgins, rozsmarowując chłodzącą maść na moim ramieniu.

-Wybaczcie- miałam wrażenie, że zwraca się tylko do mnie i Elize, Kat ignorując.- Takie posługiwanie się swoim darem, a w dodatku kłamstwo, zawsze wyprowadza mnie z równowagi- po czym wziął głęboki oddech.- Elizabeth, jesteś teraz w pełni uczestniczką magicznych lekcji.

Shy...Where stories live. Discover now