R.8.

1.2K 79 1
                                    

W przerwie obiadowej znów dorwała mnie Kat, tylko teraz była bez tej swojej maski entuzjazmu.

Jej głos poprostu ociekał wściekłością i pogardą.

-Trzymaj się z daleka od mojego Dana, rozumiesz? Żadna smarkula nie będzie mu mieszać w głowie. Jasne?

Przytaknęłam. W sumie było mi to na rękę, ale jej ton znów mnie rozwścieczył.

Szybko jednak przybrałam pozory obojętności na widok podchodzącego chłopaka.

-Cześć!-rzucił mi ten rozbrajający uśmiech, Kat praktycznie ignorując.- No, i jak tam pierwsze lekcje.

-Spoko- mruknęłam.

-Cóż za wyczerpująca odpowiedź- i nagle nachylił się, szepcząc mi do ucha.- Jesteś pewna, że chcesz z nią siedzieć przy stoliku?

-Tak- odpowiedziałam szybko, na co on wzruszył ramionami, ponownie obdarowując mnie uśmiechem.

Kat wcale nie była zadowolona, ale zignorowałam ją, wciąż próbując rozgryźć zaniepokojenie Elizy.

«||»

No i wyszło szydło z worka.

Była już środa, czyli pierwszy dzień nauki magicznej.

Przed powrotem do swojego pokoju poszłam jeszcze do łazienki i zobaczyłam wychodzącą z tamtąd Kat, razem ze swymi przybocznymi. Miały wielce zadowolone minę i nie zaszczyciły mnie nawet jednym pogardliwym spojrzeniem.

Weszłam do łazienki i zobaczyłam osuwającą się po ścianie na ziemię Elize. Zauważyłam również łzy.

-Ej!-szepnęłam przestraszona.- Co się stało?

-Proszę! Przysłała następną, żeby jeszcze więcej się ponabijać?, warknęła, odwracając się plecami.

Usiadłam na ziemi obok niej.

-Nikt mnie nie przysyłał i nie mam zamiaru się z nikogo naśmiewać.

Spojrzała na mnie i widziałam zaufanie malujące się powoli w jej oczach.

-Ja... Ja nie mam magii- zaszlochała.

-Więc dlaczego... Nie, nie powinnam pytać, potrząsnęłam szybko głową.

Rozbrzmiał gong na koniec lekcji. Drugi z trzech. Eliza otarła szybko oczy i wstała.

-Jeśli chcesz tego posłuchać, to ci opowiem, ale możemy iść do twojego pokoju?

Przytaknęłam szybko. A gdy już usadwiłyśmy się na moim łóżku, ona zaczęła tłumaczyć.

-Mam w sobie wielkie pokłady Magii. Ale nieużywane, nieuwolnione.

-Nie rozumiem- przyznałam.

-Zgromadziło się jej zbyt dużo, dlatego członkowie Akademii nakazali mi przyjazd. Tu łatwiej będzie mi ją uwolnić nie niszcząc zbyt wielu rzeczy, nie zabijając nikogo. Stwierdzili, że znajdę sobie nauczyciela, któremu zaufam na tyle, by mógł mi pomóc. Ale ja wciąż się boję.

-Ciii-przygarnęłam ją ramieniem, gdy znów zaczęła szlochać.- Teraz jesteśmy we dwie. Postaram ci się jakoś pomóc, gdy tylko będę mogła. Dobrze?

-Dziękuję. Cieszę się, że ci to powiedziałam.

I wtedy drzwi się otworzyły i wpadł na nas Calvin z okrzykiem:

-Przytulasek!

Shy...Where stories live. Discover now