R.48.

758 55 0
                                    

-Shy- usłyszałam szept osoby, której od wczorajszej nocy prawdziwie nienawidzę.- Śniadanie gotowe.

-Ja...- zarumieniłam się od zamierzenia skłamania, na szczęście twarz miałam ukrytą w pościeli.- Nie czuję się najlepiej, może zjem później, dobrze?

-Dobrze, odpoczywaj, skarbie. Ja dziś muszę wyjść, nie będzie mnie może ze dwie godzinki. Conajwyżej.

-Mhmm- przytaknęłam odgrywając ponowne zapadanie w sen.

Oto moja szansa. Wychodzisz? Ja też, wiesz? Ale raczej nie zmierzam tam gdzie ty... Miałam ochotę obrzucić go najgorszymi wyzwiskami, jakie świat kiedykolwiek wymyślił. Drugi raz mnie porwał. Drugi raz. I jeszcze przywłaszczył sobie moją Magię!

Jakbym tak dostała skurczybyka w swoje ręce, jak już odzyskam moc... Uuu, krucho z nim.

Zaczekałam, aż drzwi się za nim zamkną. Potem jeszcze dwie minutki zanim odjechał. Pół minuty, żeby dom zniknął mu z drogi. Wstałam i zaczęłam się ubierać. Włożyłam swoje ulubine czarne dżinsy i ciepły sweterek, który wyglądał jak robiony ręcznie, na drutach.

W biegu złapałam jedną z kanapek z szynką i zakładając płaszcz, jednocześnie zapinałam buty jedną ręką.

Po chwili biegłam już na prawo od domu, gdzie przetrzymywał mnie Dereus, mając nadzieję, że nie pomyliłam kierunków i że Dan jest gdzieś niedaleko.

Był tam, siedział w samochodzie, w zjeździe pół kilometru od budynku.

Na mój widok wyskoczył z auta, a ja z płaczem rzuciłam się w jego objęcia.

-Dannyl- szlochałam.- Tak bardzo cię kocham. Tak cię przepraszam.

-Przecież to nie twoja wina- zauważył łagodnie, prowadząc mnie do samochodu.- Ja też cię kocham.

-Wiem- zaśmiałam się przez łzy.- Inaczej byś mnie nie szukał. Gdzie my wogóle jesteśmy?

-Dwie godziny drogi od Akademii. Pamiętasz mapę okolicy?- przytaknęłam.- To jest to miasteczko na północnym-zachodzie.

-Jak właściwie udało się wam mnie znaleźć?- zapytałam kładąc jedno kolano na siedzeniu, by móc odwrócić się w jego stronę.

-To dzięki Sylwii. Dziewczyna ma dar. Taki jak ty swoją tarczę, jak Dereus hipnozę. Miała... to oklepane stwierdzenie, ale miała wizję. Pomyślała o tobie i zobaczyła jak wchodzisz na tą salę, oglądając oświetlenie.

-Przecież nie zdążylibyście tak w mgnieniu oka się tam znaleźć- zauważyłam.

-Bo ona zobaczyła to z pewnym wyprzedzeniem.

-Zuch dziewczyna- pochwaliłam ją, choć nie mogła usłyszeć.

-Tak. To ciekawe, że wszyscy twoi uczniowie czymś się specjalizują. Kazdy ma jakiś swój drobny dar. Drobny lub większy.

-Wiesz, myślę, że każdy ma swój dar, tylko nie ma czasu by go rozwinąć.

-Jak to?- rzucił mi zdziwione spojrzenie.

-Ucząc się Magii, jej opanowywania, nie myślimy o tym, by odkryć to coś w nas, tylko by się jej nauczyć, żeby nie zrobić nikomu krzywdy. A ja odrazu im mówiłam, jak używać Magii. To ma być po prostu wyraźny rozkaz w myślach, nic więcej. Dzięki temu szybszemu opanowaniu kontroli, oni nie zabijali swojego talentu, tylko nieświadomie go odkrywali, poszerzali. Aż w końcu ukazywały się w pełnej krasie, w odpowiedniej chwili.

-Tak o tym nie myślałem- mruknął, a potem spojrzał na mnie z miłością.- Mój ty geniuszu.

Szybko pocałowałam go w policzek.

-A wogóle na jakiej podstawie do tego doszłaś?

-Na żadnej, teraz na to wpadłam.

Roześmiał się, przez co zatrząsł kierownicą, a tym samym- samochodem.

-Myślę też, że gdyby nie te poszczególne dary, nie moglibyśmy wogóle odkryć u siebie Magii.

-Tak, to pradopodobne- rozłożył się wygodniej na fotelu.- Nie masz pojęcia, jak za tobą tęskniłem.

Spojrzałam na jego zmizerowaną twarz, z zapadniętymi policzkami i fioletowymi cieniami pod oczami.

-Wyobrażam sobie- szepnęłam dalej studiując jego profil.

Potem musiałam zasnąć, bo otworzywszy oczy zobaczyłam bramę Akademii. Radośnie wyskoczyłam z samochodu i niemal pobiegłam do wielkich żelaznych wrót.

Dannyl podszedł do mnie, ciasno oplótł ramionami i tak pozostał przez dłuższą chwilę, dopóki z Akademii nie wybiegł chudy, wysoki chłopiec.

-Shy! Shy! Wróciłaś!

Dannyl otworzył bramę i weszłam do środka, schylając się, by przytulić zalanego łzami Maxa.

-Tak za tobą tęskniłem. Tak strasznie... Wszyscy tęskniliśmy- szlochał.

Tak bardzo wzruszył mnie widok tego poważnego zazwyczaj chłopca w tym stanie, że sama zalałam się łzami.

-Tak mi przykro- westchnęłam.- Przepraszam, że znów narobiłam kłopotów. Że znów wszyscy musieli skupić uwagę na mnie.

-Nie zachowuj się jak dziecko- burknął nagle Max odsuwając się odemnie i zaplatając z oburzeniem ramiona na piersi.- Nie ma powodów, żebyś przepraszała. Gdyby to była twoja wina teraz dostawałabyś burę, a nie wylewałbym przed tobą swoje żale.

-Ach, Maxi, jesteś taki kochany- westchnęłam, ocierając strumień łez, a chłopiec znów się do mnie przytulił.

-Wiesz, gdy zniknęłaś... Poczułem się, jakbym stracił siostrę- wyznał cicho.- A teraz chodźmy, bo jeszcze nikt oprócz twoich uczniów nie wie, że przyjechałaś.

-A moi drodzy uczniowie skąd wiedzą?- zaśmiałam się.

-Mają swoje kontakty...- spojrzałam na niego ostro.- Sylwia- mruknął poddając się.

-Moje skarby...

-A... Co z twoją Magią?- zaniepokoił się, a ja zasmuciłam.

-Nie mam jej. Ale mam zamiar odzyskać, choćby Dereus miał oddać życie- rzekłam sama do siebie z determinacją i przekroczyłam próg budynku.

To co tam zastałam zaskoczyło mnie bardziej niż powitanie przez uzbrojone elfy przed wojną z Dereusem...

~~~~~~~~~~~~~~~Od Autorki~~~~~~~~~~~~~

Jak wrażenia po fajerwerkach? Pisać w komentarzach :D

I tak noworocznie dwa rozdziały.........

HAPPY NEW YEAR !!

Shy...Where stories live. Discover now