Chapter 36

3.8K 229 16
                                    



Jaylynn's P.O.V.:

Po zjedzeniu ja i Justin zaczęliśmy wracać w kierunku mojego domu. Nadal był ranek i Adeline nagle znowu pojawiła się w moich myślach.

- Co się stanie z Adeline? - pytam Justina, który idzie obok mnie, bawiąc się gałązką.

- Nie wiem, mówiłaś, że nikt tam nie przychodzi - odpowiada mi, gdy upuszcza za nas gałązkę.

- To prawda, nikt jej nigdy nie znajdzie - mamroczę, gdy myślę o niej. Jest w swoim domu, martwa.

- W takim razie jedyne rozwiązanie jest takie, że to ty musisz ją 'znaleźć' - sugeruje Justin, ale od razu potrząsam głową.

- Nie zrobię tego, nie chcę jej więcej oglądać. Już jest wystarczająco źle - od razu odpowiadam. To tak oczywiste, że po prostu nie chcę znowu iść do jej domu, wiedząc, co zrobiłam. To znaczy, kto by poszedł? Jestem teraz straszną osobą i wiem, że muszę skłamać na temat znalezienia jej? Nie, dziękuję.

- Ale wtedy zostanie tam na zawsze, oboje wiemy, że nie możemy na to pozwolić - mówi, ale ja uparcie kręcę głową.

- Ty pójdziesz ją znaleźć. Nie chcę tego robić - mówię, gdy przechodzimy przez furtkę w ogrodzie, która prowadzi do lasu.

- Naprawdę myślisz, że ktoś w to uwierzy? Nikt mnie tu nigdy nie widział i nagle pojawiam się w domu starszej pani? - śmieje się, znajdując coś pozytywnego w tej sytuacji, ale ja się nie śmieję.

On po prostu chce, żebym ja to zrobiła. Jasne, w pewnym sensie ma rację, bo to rzeczywiście byłoby dziwne, ale co ja miałabym robić w jej domu? Też jestem kimś obcym! Nie dlatego, że jestem jej sąsiadką, która po prostu wchodzi do jej domu bez pozwolenia.

- Po prostu to zrób, to nie będzie nic złego - mówi, ale ja tylko przewracam oczami. Może nie dla niego, ale ja nie jestem przyzwyczajona do widoku martwych ludzi tak jak on. Jestem przyzwyczajona do oglądania ich żywych, bez żadnych szkód. Nie jestem typem osoby, która kogoś zabija czy także o tym myśli. Ale już zniszczyłam tą myśl. W rzeczywistości jestem osobą, która zabija innych, bo już to zrobiłam i nie będę w stanie tego zmienić.

Justin i ja idziemy w stronę tylnych drzwi i wchodzimy do środka. To nie tak, że jest zimno, bo tego nie czuję. Jest tak, jakbym miała stałą temperaturę, odpowiednią.

- Tak czy siak, ktoś musi ją znaleźć - mówi Justin, gdy siada na kanapie w salonie.

- Jak możesz być taki spokojny! To wygląda tak, jakbyś wcale się tym nie przejmował! Nie zdajesz sobie sprawy, że tam, w tamtym domu na przeciwko, jest martwy człowiek? - pytam go wyraźnie złym tonem.

- Wiesz, że nie przejmuje się martwymi ludźmi. Nie możesz przywrócić im życia, to tylko pokazuje, że to koniec. Nic nie zmienisz - wzrusza ramionami, a ja tylko wzdycham, gdy przeczesuje dłonią włosy.

- Jasne, pewnie, zadzwonię na policję, żeby powiedzieć im, że kogoś znalazłam, ale potem nie postawię w tym domu ani jednego kroku - mówię Justinowi, wiedząc w pewnym sensie zmieniam temat z jego braku troski. Lub może po prostu miałam dość kłótni.

Słyszę chichot Justina, gdy próbuję znaleźć mój telefon. Gdy go znajduję, idę w stronę frontowych drzwi.

- Poczekam tu - słyszę głos Justina za mną, gdy zatrzaskuje za sobą drzwi.

- Oczywiście, że poczekasz - mamroczę do siebie, gdy przechodzę przez ulicę.

Justin może i czasami jest słodki, ale jest też denerwujący. Nie zrozumcie mnie źle, naprawdę go kocham, ale to po prostu denerwuje, kiedy zachowuje się tak jak teraz. Tak jakbym ja była rodzicem, który musi wszystko naprawiać, podczas gdy on jest synem, który w każdej chwili może robić to, co mu się podoba.

Blood // JB [PL]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz