Chapter 42

1.9K 156 7
                                    

Jaylynn's P.O.V.:

- Nie stójcie tak! Łapcie ją! - słyszę zimny głos Alexy, która wrzeszczy za mną, gdy próbuję biec tak szybko, jak to możliwe.

Jest prawie ciemno, więc muszę ostrożnie stawiać każdy krok. Gdybym teraz się potknęła lub upadła, zabiliby mnie.

- Hej! - słyszę krzyk kogoś za mną, ale nawet nie myślę o tym, żeby się odwrócić.

Biegnę i biegnę, jeszcze dalej, nie mając pojęcia w jakim kierunku. Wiem, że nadal za mną są, bo słyszę ich kroki na leśnej błotnistej ziemi.

Mimo wszystko nie dam się im złapać. Co pomyśli Justin? Dlaczego w ogóle próbowałam dostać się do Aidena? Wiedziałam, że coś takiego może się stać!

Moje stopy uderzają o ziemię tak szybko, jak mogą. Mój wzrok jest skupiony na wszystkim, co jest przede mną. Otaczająca mnie ciemność nic nie ułatwia. Muszę uważać na każde drzewo, gałązkę, a przede wszystkim, na wrogów.

Tylko po to, żeby się upewnić, że mnie śledzą, rozglądam się wokół, żeby zobaczyć obraz za mną. Od razu odwracam głowę z powrotem i biegnę dalej. Przynajmniej 5 z tych ludzi biegnie za mną. Są szybcy, złapią mnie, a ja ja nie jestem w stanie biec szybciej.

Zaczynam rozmyślać nad moim planem. Dlaczego w ogóle myślałam, żeby w ten sposób dostać się do Aidena? To oczywiste, że inni by z nim byli. Nigdy nie spotkałam go samego, dopóki nie przyszedł do nas.

Zagubienie i wściekłość na siebie wypełniają moje myśli, tracę kontrolę nad moimi stopami i prawie potykam się o grubą gałąź, która leży na błocie.

Oczyszczam swój umysł i słyszę własny oddech. Ku mojemu zaskoczeniu, nadal jest spokojny. Gdybym zrobiła tak rok temu, byłabym już martwa.

Uśmiecham się na tą myśl i kontynuuje bieg. Ostatni raz spoglądam za siebie, zauważając, że są coraz bliżej.

- Cholera - mamroczę do siebie, gdy zaczynam się bać. Złapią mnie, jeśli nie pobiegnę teraz szybciej.

- Idź z tamtej strony! - słyszę jak mówią do siebie, podczas gdy ja po prostu skupiam się na tym, żeby się od nich oddalić.

- Złapiemy cię, kochanie - słyszę jak jeden z nich się odzywa i przełykam ślinę, biegnąc tak szybko, jak potrafię.

Coś, czego nie wiedziałam, to fakt, że milę stąd była przepaść. Nadal biegnę i wkrótce spostrzegam, że lecę w dół, tracąc kontrolę nad moją szybkością.

Krzyczę, gdy moja głowa uderza o drzewo. Nie boli, ale na pewno czuję się tak, jakby ktoś rozdzierał moją głowę.

Ukrywam głowę w dłoniach, gdy czuję, że ciągle spadam, uderzając w każdą możliwą rzecz na mojej drodze. Czuję gałęzie przecinające moją skórę, gdy je mijam, nie jestem w stanie zatrzymać tego szybkiego ruchu. Oczy mam zamknięte, bojąc się spojrzeć na to, co mnie otacza.

- Schodzę! - słyszę czyjś krzyk, gdy w końcu się nie ruszam. Nie, żebym była w stanie, nic nie czuję. Moich nóg jakby kompletnie tu nie było. Nie mogę nimi ruszyć. Nadal słabo czuję ręce, mogę słabo ruszyć palcami, ale to wszystko. Tak jakbym była sparaliżowana. Jak to możliwe?

Otwieram oczy i widzę ich wszystkich, wpatrujących się we mnie swoimi świecącymi oczyma. Zastanawiam się, czy moje oczy świecą teraz tak samo.

Nie widzę większości z nich, ponieważ jest już całkiem ciemno. Widzę jak jeden z nich z łatwością schodzi na dół.

- Nie rusza się - słyszę jak się odzywa.

- Nadal żyje - ponownie słyszę ten sam głos, gdy nagle zauważam, że ktoś unosi się nade mną.

Blood // JB [PL]Where stories live. Discover now