4.

7.9K 303 5
                                    

 Siedzę na kanapie w salonie wspólnym Ślizgonów, a Draco trzyma swoją głowę na moim podołku pozwalając mi gmerać palcami w swoich miękkich włosach.
  Wszechogarniającą ciszę przerywają tylko krople wody spływające po ścianach pokoju i zadowolone mruczenie na wpół śpiącego Draco.
  Jego klatka piersiowa unosi się bardzo powoli w miarowym tempie.
  Na moich ustach gości spokojny uśmiech i rozluźnienie wywołane tą przyjemną dla umysłu idyllą.
Dzięki temu, że pozostali uczniowie są w Wielkiej Sali, albo na lekcjach, możemy napawamać się samotnością.
  — Wiesz? — Chłopak w pewnym momencie otwiera oczy i patrzy na mnie sennym wzrokiem. — Brakuje mi meczów quidditcha — mówi zaspanym głosem.
  — Jeszcze nigdy, nie widziałam żadnego na żywo... — Śmieję się wywołując jego zdziwienie.
  — Naprawdę? Nawet Granger jest fanką i coś tam wie — prycha zdegustowany. — W te wakacje odbywały się mistrzostwa Europy. Ja jestem ścigającym w drużynie Slytherinu, a ty nigdy nie wiedziałaś quidditcha na żywo?! — Jego senność znika momentalnie, a jej miejsce zajmuje obruszenie.
  — Kiedy mieszkałam we Włoszech nie miałam okazji żeby iść na jakiekolwiek rozgrywki, — wzruszam ramionami — a prędzej, w Grecji i Szwajcarii, moja matka uważała, że to nie są rozrywki dla młodych panienek.
  Bardzo często się przyprowadzałyśmy, nigdzie nie zagrzałam miejsca na dłużej, ale za bardzo mi to nie przeszkadzało. Byłam za mała, żeby to zauważać. Dopiero niedawno zaczęłam przywiązywać się do miejsca i jest nim właśnie Hogwart.
  — Obiecuję, że w przyszłym roku będę na każdym twoim meczu. — Uśmiecham się wyciągając do góry dwa palce w geście przysięgi widząc jego minę.
  — Trzymam Cię za słowo. — Chłopak grozi mi palcem, a potem uśmiecha się chytrze do swoich myśli, niestety schowanych przede mną.
  Po chwili znów zamyka oczy i układa się wygodnie, a ja wracam do zabawy jego blond kosmykami. Uwielbiam z nim przebywać, nie musimy nawet rozmawiać. Pewność, że jest przy mnie i nie zrobi nic głupiego, sprawia, że czuję się szczęśliwa.

***

  Siedzę razem z Ashly, Suzy i Cynthią w Trzech Miotłach, sącząc piwo kremowe. Dookoła kręci się mnóstwo zachwyconych trzecioklasistów, ale jakimś cudem udało nam się znaleźć wolny stolik.
  Zaraz po opuszczeniu przez Cynthię skrzydła szpitalnego, przeprosiłam ją za swoje zachowanie, a teraz nasze relacje powoli wracają do normy. Powoli, ponieważ odzyskanie jej zaufania trochę mi zajmie i właściwie jej się nie dziwię. Nie powinnam pozwolić sobie doprowadzić się do takiego stanu.
  — Jak myślicie kto wygra turniej? — pyta Suzy, młodsza od nas o rok,  blond włosa, energiczna osóbka. 
  Trafiła do Slytherinu, choć moim zdaniem, dużo bardziej, nadawałaby się na krukonkę.
  — Według mnie Krum — mówi Ashly z sarkazm w głosie. — Wiesz, jest taki inteligentny. — Dziewczyna udaje zachwyt nad jego osobą.
  — A jeśli nie on? — przejmuję pałeczkę i kontynuuję temat.
  — To ta zdzira z Beauxbatons — śmieje się Cynthia.
  — Ta, na pewno, — mój głos ocieka sarkazmem — ja stawiam na Diggory'ego — mówię bardziej poważnie. — Chłopak, w odróżnieniu od Pottera, chce nie tylko przeżyć, ale również wygrać, a to już coś...
  — Może masz racje, ale ja i tak stawiam na tego mądralę Kruma — wzdycha teatralne Ashly i odgarnia włosy z twarzy zamaszystym gestem pulchnej dłoni.

***

  W środowy poranek budzi mnie dźwięk stukania w szybę. Kiedy otwieram oczy widzę szarą sowę mojej mamy, Stokrotkę, dobijającą się do naszego okna. Pewnie przyniosła mi list od niej.
Otwieram zwierzęciu okno i wpuszczam je do środka. Potem wsypuję ziarenka na spodek, aby mogła się najeść i czytam korespondencje.
  Mama opisuje mi, co się dzieje w jej pracy, oraz, co zrobiła nasza kotka Smith. Pyta również, co u mnie i jak się czuję w nowej szkole. Oprócz listu, jest też mała paczuszka z kasetą magnetofonową w środku.
Od małego mama zarażała mnie miłością do mugolskiej muzyki. Nie wiem skąd u niej znalazło się to uwielbienie, ale ja kocham ją dzięki niej. Kasety były dla nas objawieniem, nie musiałyśmy już wysyłać sobie płyt winylowych, tylko po to, żeby przesłuchać jedną piosenkę, teraz moja rodzicielka nagrywa dla mnie składanki, a ja mogę słuchać ich w małym magnetofonie ze słuchawkami, nie przeszkadzając nikomu.
  Szybko odpisuje mamie kilka miłych słów i dziękuję jej za prezent, a potem wysyłam najedzoną Stokrotkę w drogę powrotną.
 Gdy tylko sowa wyatuje z Dormitorium, zamykam za nią okno i rzucam się do kufra, aby znaleźć magnetofon. Gdy mi się to udaje, od razu oddaje się słuchaniu nowych piosenek.

***

Den of snakes  [zakończone] Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang