13.

5.1K 227 62
                                    

  — Meredith? — Dociera do mnie pytanie zadane spokojnym głosem.
  — Tak? — Za szybko otwieram oczy i podnoszę się do siadu, co skutkuje nieprzyjemnymi odczuciami. Krzywiąc się I szybko opadam, z powrotem, na posłanie.
  — Nie przyszłaś na lekcje, dobrze się czujesz? — Snape wydaje się być zaniepokojony, ale nie mogę na tyle skupić wzroku, żeby stwierdzić czy na pewno.
  — Tak, już wstaję, przepraszam, nie... — Mój wywód przerywa chłodna dłoń, która dotyka mojego czoła, sprawiając że przechodzą mnie ciarki od tej różnicy temperatur.
  — Masz gorączkę, Meredith — mówi rzeczowym tonem profesor.
  — Nie, to nic takiego...
  — Zostajesz w łóżku. Za chwile przyniosę Ci herbatę. Nawet nie próbuj wstawać. — Grozi mi palcem i odchodzi od mojego łóżka, kierując się w stronę drzwi.
  Klnę pod nosem i przymykam powieki aby dać ukojenie piekącym gałką ocznym.
  Nie mogę być chora. Powinnam czuć się znakomicie i właśnie kończyć pisać wypracowanie na numerologię. Nienawidzę bezsilności, która opętuje mnie podczas choroby, jest tak nieznośna, że mam ochotę uwolnić się z własnego ciała.

***

  Leżę w tym przeklętym łóżku zdecydowanie za długo. Jestem prawie zdrowa i mogłabym wrócić do lekcji, ale Snape uparł się, że do końca tygodnia muszę zostać w dormitorium.
  — Hej aniołku. — Szybko podnoszę głowę, znad pergaminu i spoglądam w stronę źródła głosu.
  Draco stoi oparty o futrynę drzwi z dłońmi w kieszeniach szaty i patrzy na mnie z dwuznacznym błyskiem w oku.
  — Hej... — odpowiadam po chwili i odkładam zadanie domowe na bok.
  — Nie ma nikogo?
  — Są w wielkiej sali, poszły na kolację — mówię spokojnie poprawiając się na łóżku.
  — To znaczy, że wrócą...
  — Za godzinę, może troszkę więcej — kończę za niego.
  Po woli podchodzi do mnie, aż w końcu staje przed moim łóżkiem i pochyla się, aby sięgnąć po pergaminy i pióro. Odkłada je, kawałek dalej, na ziemię. Potem zasłania wszystkie kotary oprócz jednej i nachyla się nade mną zbliżając swoje usta do moich.
  — Jestem jeszcze chora, możesz się zarazić — oznajmiam patrząc na niego poważnie.
  — Och, wcale nie muszę cię całować... — Mruga do mnie i znów zbliża się do mojej twarzy. — w usta.... — szepcze składając mokry pocałunek na mojej szczęce.
  — Draco... — W tym momencie, nie ma już siły kończyć, bo chłopak właśnie dociera do mojej szyi, którą liże od obojczyka aż po ucho, wywołując tym, mój cichy jęk rozkoszy.
Inaczej układa się nade mną, jedną ręką rozpinając moją koszulę nocną, a drugą, odkrywając koc pod którym się znajduję. Pomagam mu z guzikami i już po chwili moja biała piżama leży gdzieś obok, porzucona i zapomniana.
  Draco całuje moje obojczyki, a potem mostek i powoli zjeżdża ustami wzdłuż mojego brzucha. W końcu nie wytrzymuję i łapię jego głowę chcąc go posmakować, ale on mi się wyrywa i zdejmuje szatę, wywołując wiatr i ciarki na mojej rozgrzanej skórze. Potem zaczyna rozpinać białą koszulę, którą ma na sobie, jednocześnie drażniąc mnie poruszając biodrami. Chwytam pasek od jego spodni i szybko go rozpinam, a potem odrzucam. Już po chwili, chłopak, leży na mnie w samych bokserkach. Zachłannie gładzę jego naga skórę.
  Blondyn pozostawia na mojej szyi ciemną Malinka, a potem to samo robi pod żebrami i tuż obok pępka. Kiedy odrywa swoje usta od mojego brzucha szybko porusza się tak, że muska mnie swoją erekcją, co wywołuje mój cichy jęk. Nie kontrolując się dłużej zrywam z niego ostatni skrawek materiału i przybliżam się do niego.
  — Nie tak szybko, aniołku...
  — Draco... — warczę błagając o niego.
  — Zwolnij... — mruczy i tylko ociera się o mnie sprawiając, że chcę krzyczeć, ale w akcie desperacji i ekstazy, gryzę swoje wargi do krwi i wbijam paznokcie w jego barki. Blondyn jednak, nic sobie z tego nie robiąc, zaczyna pieścić moje piersi.
  — Draco! — krzyczę kiedy mija mnie o milimetr, sprawiając, że wybucham.
  — Teraz — sapie wchodząc we mnie z całą siłą.

***

  — Jak myślisz, co robi teraz Potter?
  — Och, wiesz, pewnie... — Przewracam oczami. — odrabia zadanie domowe, czy coś.
   — Albo w końcu dorwał się do tej Chooo — udaje jęk orgazmu przy imieniu dziewczyny.
  — Nie przeceniaj go. — Śmieje się w głos i klepie go, w jego nagą klatkę piersiową.
  — Po prostu, wciąż nie tracę wiary w niego.
  — Cóż za nowość.
  — Prawda? To przez ciebie. Ciągle powtarzasz, że...
  — Zamknij się. — Grożę mu placem tuż przed nosem.
  — Oczywiście.
  Sięgam po moja koszulę nocną i zakładam ją na siebie, powoli zapinając guziki wciąż lekko Nie zgrabny mi po chorobie palcami.
  — Merrr... — chłopak mruczy w mój kark, łaskocząc mnie swoim ciepłym oddechem. — Co robisz w Boże Narodzenie? — pyta przeciągając spółgłoski.
  — Nie mam jeszcze planów.
  — A jeśli, zaprosiłbym Cię do siebie na kolację wigilijną? — mówi powoli, wciąż wodząc nosem, po moim karku.
  — Masz na myśli dom swoich rodziców?
  — Mhym...
  — Więc po to było to wszystko? — zadaje pytanie retoryczne. — Przekonujesz mnie seksem do poznania swojej rodziny?
  — Można tak powiedzieć — wzdycha teatralnie. — To jak?
  — Niech Ci będzie... — godzę się i przewracam oczami ulegając.

***

  Właśnie wchodzę do jaskini lwa z wysoko podniesioną głową. Mam poznać rodzinę Dracona, a tym samym, najbardziej docenianych przez Czarnego Pana, Śmierciożerców.
  Oddycham powoli, kontrolując każdy wdech i wydech, tak jak będę musiała kontrolować się cała, po przekroczeniu tych drzwi.
— Gotowa? — Draco mocniej ściska moją dłoń i patrzy na mnie poważnie, ale z wyczekiwaniem. — Oczywiście — opowiadam, bez krzty wahania w głosie.
Chłopak łapie za klamkę i mocno pcha ogromne wrota...  

Den of snakes  [zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz