19. (18+)

6.2K 175 19
                                    

  Gdy słyszę pukanie do drzwi, szybko ściągam ze swoich kolan Sharon i odkładam na bok czytaną książkę. Wchodząc do przedpokoju poprawiam szybko włosy i sięgam do klamki.
  To, co widzę odbiera mi mowę.
  Moim oczom ukazuje się rozdygotany Dracon. Chłopka ma rozbiegany wzrok i głebokie cienie pod oczami. Do tego, jego policzki są zarumienione, a wargi pełne małych ranek. Piękne, zwykle idealnie ułożone, włosy są rozczochrane. Koszule ma krzywo zapiętą, a spodnie wymięte. Sprawia wrażenie jakby miał się za chwilę rozpaść.
  — Meredith... — Nie poznaję tego zachrypniętego i drżącego głosu. — Przepraszam, Meredith...
  — Za co? — Łapię go za drżącą dłoń i prowadzę do salonu.
  — Przez półtorej miesiąca mówili mi takie ładne rzeczy... Że ratują świat... że go czyszczą — jego głos co chwila załamuje się. — Że Voldemort jest kimś wielkim, potężnym... A mojego ojca zamknęli w Azkabanie. Chciałem mu pomóc. Matka... Ona... — Zastyga w pół kroku — Sam nie wiem, co ona o tym myśli... — Przeczesuje i tak rozczochrane włosy palcami. — Ale już za późno. Gdy już się zgodziłem, przestało być pięknie. Zabili taką kobietę... bezdomną... nie dali jej szansy. — Przełyka ślinę, a ja obserwuję, jak jego oczy napełniają się łzami. — Kazali mi ją torturować i ...
  Przytulam go z całej siły, starając się utrzymać go w całości. Tak, jakby moje ramiona były w stanie powstrzymać go przed rozpłynięciem się w powietrzu, albo całkowitą destrukcją.
  To jedyne co teraz mogę zrobić, mocno go trzymać...

***

  Z zaciśniętymi szczękami, oglądam Mroczny Znak na jego bladym przedramieniu i, od dłuższego czasu, szukam w głowie jakiś słów.
  — Nienawidzisz mnie? — To pytanie sprawia, że gwałtownie podnoszę na niego wzrok i już wiem, co mam powiedzieć.
  — Nie, Draco. — Zakrywam znak, odwijając rękaw koszuli. — Nie potrafię tego zrobić i nie chcę.   Ty też nie możesz się nienawidzić. Stało się. Rozdział zamknięty. Musimy iść dalej. — Przełykam ślinę. — Ale muszę się z tym oswoić i ty też. — Muskam jego policzek opuszkami palców. — Jak długo możesz tu zostać?
  — Tydzień, może półtorej... — mówi wciąż drżącym głosem.
  — Okay... Chcesz herbaty? — pytam spokojnie, a on w odpowiedzi kiwa niepewnie głową.

***

  Opieram dłonie o blat i oddycham szybko i nieregularnie.
  Wiedziałam, że tak się stanie. Muszę się opanować. Staram się kontrolować oddech, ale za wiele myśli rozrywa mi czaszkę od wewnątrz. Opieram czoło o kuchenne szafki i powstrzymuję łzy napływające mi do oczu. Nie mogę teraz płakać. Muszę być silna. On może teraz w każdej chwili zginąć. Mogą wykorzystać go, do obrzydliwych rzeczy. Mogą namieszać mu w głowie.
  Zapewniam samą siebie, że sobie poradzę, że dam radę, że udźwignę to. Bo to ja będę go wysłuchiwać. Ja będę pomagać mu z nauką i zadaniami od Voldemorta. Ja będę cierpieć widząc jego bezsilność, jego łzy i jego cierpienie.
  Biorę głęboki wdech i odrywam się od blatu. Muszę dać radę. Muszę przejść nad tym do porządku dziennego. Nie mam innego wyjścia.
  Zbieram się za parzenie herbaty.

***

  W ciągu kilku dni rozmawialiśmy wiele razy, czasem całe noce, czasem dnie. Odkrywałam na nowo zakamarki jego duszy i swojej również. Poznaję swoje możliwości. Co potrafię powiedzieć, a co nie przejdzie mi przez gardło.
  Z nim jest coraz lepiej. Podnosi się z ziemi i zaczyna wracać do siebie. Zaczyna żartować i sypać kąśliwymi uwagami. Wraca mój Draco. Taki, jakim go znam.
  Teraz, leżę obok niego na dywanie i obserwuję jak śpi. Powolny ruch jego klatki piersiowej pod ciemną koszulą. Rozchylone, jasne usta. Włosy w nieładzie, ale już nie tak przerażającym.
  Zaciągam się papierosem i wydmuchuję dym obok, nie chcąc go obudzić, obrzydzić, zanieczyścić.
  Ja nie mogę spać, bo gdy zamykam oczy widzę obrazy jakie podsuwa mi moja chora wyobraźnia. Strzepuję popiół do kryształowej popielniczki i wracam do obserwacji jego ciała.
  Nad ranem otwiera powoli oczy i spogląda na mnie ze spokojem.
  — Długo spałaś? — mruczy zaspanym głosem.
  — Kilka godzin — kłamię i cmokam go w usta, czas napić się kawy, potrzebuję fałszywej energii.

***

  Gdy w radiu rozbrzmiewa nowa piosenka, Draco szarmanckim gestem podaje mi rękę.
  — Zapraszam, piękną panią, do tańca — mówi z przesadnym akcentem.
  Śmieję się w głos i odkładam kieliszek wina skrzatów na stolik.
  Taniec z nim jest niezmiernie rozluźniający. Jego silne ramiona i pewne ruchy, przypominają mi nasz pierwszy, wspólny taniec na Balu Bożonarodzeniowym i budzą ogromną falę wspomnień tego, co było później. Wszystkich dobrych momentów i tych złych, wszystkich chwil, na których wspomnienie chcę mi się śmiać i wszystkich tych, po których chcę płakać...
  Po chwili muzyka zmienia się na wolniejszą, a Draco zacieśnia ucisk swoich ramion wokół mojego szczupłego ciała.
  — Ładnie pachniesz — mruczy w moje włosy.
  — Dziękuję — odpowiadam szeptem.
  — I ładnie wyglądasz. — Składa mokry pocałunek na mojej szyi
  — Dziękuję — mówię i odchylam głowę dając mu więcej miejsca do działania.
  — Ładnie mówisz.
  Odpowiadam mu perlistym śmiechem.
  W końcu jego usta odnajdują moje i łączą się z nimi w namiętnym pocałunku. Chłopak wodzi językiem po moich wargach i zatapia palce we włosach. Przygryzam jego dolną wargę, a on mruczy cicho na to doznanie.
  Idziemy w stronę sypialnie nie przerywając pocałunku. Gdy docieramy do pomieszczenia, Draco kładzie mnie powoli na łóżku, mocno mnie trzymając.
 Wpijam się w jego usta z ogromną siła i uginam nogi w kolanach, a on porusza się nade mną stymulując moje ciało.
  Mruczę czując jego usta na szyi i dekolcie. Blondyn wodzi dłonią po moim udzie zakradając się co chwila pod materiał spódniczki.
  Zdejmuję z niego koszulę i dotykam nagiej skóry pleców, czytając każdy mięsień, każde załamanie skóry.
  Gdy nudzą mu się moje obojczyki, zrywa ze mnie koszulkę i jedną ręką zaczyna ugniatać moją pierś, a ustami, całuje nasadę drugiej. Mokrymi pocałunkami zbliża się do sutka, który najpierw ssie, a potem lekko przygryza, przez co jęczę głośno.
  Przesuwam się bliżej jego ciała, chcąc go całego. Całuję jego bark i rozpinam rozporek jednocześnie. On nie pozostaje mi dłużny i zdejmuje moją spódniczkę. Przesuwa się w dół przyglądając się moim koronkowym majtkom.
  — Kocham zielony... — mruczy i zdejmuje je zębami.
  Łapie jego głowę i przyciągam go bliżej siebie, gdy jego palce zaczynają pieścić moją kobiecość.
  Z rozkoszy, na zmianę, muskam go ustami i wyginam plecy w łuk, nie mogąc kontrolować swojego ciała z powodu rozkoszy ogarniającej mnie całą.
  — Draco... — sapię czując, jak blisko końca jestem.
  Chłopak nie pozwala mi dojść samej, szybko zrzuca bokserki i wchodzi we mnie.
  Zaczyna się poruszać. Dopasowuję ruch swoich bioder do jego. Wbijam paznokcie w jego plecy i całuję przelotnie kilka razy. Z każdą sekundą jestem coraz bliżej orgazmu. Z moich otwartych ust wyrywają się coraz głośniejsze jęki. Zapominam o całym świecie i skupiam się na cudownym uczuciu wypełnienia, które czuję wewnątrz siebie.
  — Merr! — krzyczy Draco, a ja dochodzę chwilę po nim z nieartykułowanym krzykiem na ustach.

***

~~~~~~~~~~

Mamy 1100 słów! Nowy rekord!
Do następnego!

~~~~~~~~~~~~

Den of snakes  [zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz