7.

6.4K 277 27
                                    

W całym zamku panuje żałobna cisza, tak różna od szumu rozmów i płaczu, którą dało się słyszeć jeszcze kilka minut temu. Ludzie przenieśli swoją rozpacz w bardziej odosobnione miejsca.
Moje kroki odbijają się echem od kamiennych ścian wiekowej szkoły. Budynek milczy. Nie słychać już nic. Zostaliśmy oszukani i stłamszeni, zabici.
  Idę w stronę dormitorium Draco, mając nadzieję, że go tam zastanę. W końcu docieram do rzeźbionych, dębowych drzwi i pukam w nie delikatnie. Niestety nie otrzymuję żadnej odpowiedzi, ale mimo to postanawiam tam zajrzeć.
  Siedzi oparty o ramę łóżka z kolanami przesuniętymi do twarzy i palcami zatopionymi w potarganych blond kosmykach. Nie wydaje z siebie, żadnego dźwięku. Po prostu siedzi, zatopiony w swoim świecie, który w tym momencie musi być bardzo mroczny i nieprzyjazny.
  Powoli do niego podchodzę i siadam przed nim z podwiniętymi, pod siebie, nogami tak blisko, jak tylko mogę.
  - On wrócił - szepcze chłopak nie podnosząc na mnie wzroku. - Będzie mnie chciał. - Słyszę delikatny szloch w jego głosie, a moje serce zaczyna pękać. - A ja nie wiem, czy chcę do niego dołączyć, czy powinienem... - zaczerpuje powietrze głęboko w płuca. - Kurwa, ja nawet nie wiem z czego chcę pisać SUMY, a co dopiero być cholernym Śmierciożercą!
- Ciiii... - szepczę delikatnie, chcąc go uspokoić, ale również nie marzę o tym, żeby wszyscy usłyszeli jego słowa.
  Nachylam się nad nim i powoli wyjmuję jego dłonie z włosów. Najpierw jedną rękę, a potem drugą. Delikatnie przygładzam potargane blond kosmyki i łapię go za brodę, zmuszając, żeby na mnie popatrzył. Jego oczy są pełne strachu i napuchnięte od łez, które zmoczyły porcelanowe policzki.
  - Jestem... - mówię tylko i wpijam się w jego słone usta z całej siły.
  Jeszcze nigdy nie całowaliśmy się tak mocno, tak natarczywie, tak zachłannie. Szybko odpowiada na moje twarde pocałunki sadzając mnie sobie na kolanach. Jego język wdziera się do moich ust z zachłannością zaczynając szaleńczy taniec z moim językiem. Jęczę z rozkoszy i łapię go za kark przysuwając bliżej i bliżej.
Jego ręce wodzą po moim ciele, mocno i szybko, zakradają się pod koszulę i sweter, podwijają dekolt i wywołują gęsią skórkę. Jest spragniony mnie, a ja chcę dać mu ukojenie, dać spokój i zapomnienie, sprawić aby zniknęła rzeczywistość.
Z każdym jego ruchem zapadam się w nicość i błagam, żeby nigdy nie wrócić do znienawidzonej rzeczywistości.

***

  Zaciągam się jego zapachem i przymykam oczy czując woń lasu i mchu. Uwielbiam ją, jest taka mroczna i jedyna w swoim rodzaju, należy do niego i to czyni ją wyjątkową.
  Draco leży na mnie z głową schowaną w moich piersiach. Wiem, że przysłuchuje się mojemu sercu w skupieniu z lekko przymkniętymi powiekami, przysłaniającymi smutne i zmęczone spojrzenie. Jego ciało sprawia, że czuję przyjemny ciężar, który mnie nie męczy a wręcz przeciwnie, sprawia mi przyjemność.
  - Dziękuję - mówi delikatnie całując moją koszulę w miejscu gdzie powinno być moje serce.
  - Już księżyc zgasł, zapadła noc.
Sen zmorzył mą laleczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.
Więc oczka zmruż, i zaśnij już,
Opowiem Ci bajeczkę.

Był sobie król, był sobie paź,
i była też królewna.
Żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
żyli wśród róż, nie znali burz,
Rzecz najzupełniej pewna.
Kochał ją król, kochał ją paź,
królewską te dziewoje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.
Królewna też kochała ich,
kochali się we troje.

Tragiczny los, okrutna śmierć
w udziale im przypadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła.
Króla zjadł kot, pazia zjadł pies,
królewnę myszka zjadła

Lecz żeby Ci, nie było żal,
dziecino ma kochana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana.
Z cukru był król, z piernika paź,
królewna z marcepana

  Kiedy kończę cicho śpiewać, chłopak oddycha wolno pogrążony we śnie. Delikatnie wysuwam się spod niego i poprawiając ubranie wychodzę z dormitorium na korytarz i dalej do pustego Pokoju Wspólnego Slytherinu.

***

  - Posłuchaj rudzielcu, albo stąd wypierdalasz, albo sam Cię stąd wyjebię - syczy Dracon do jakiegoś drugoklasisty. Chłopiec ma bladą pryszczatą twarz, ale patrzy z powagą na Ślizgona i nie ma zamiaru opuścić zajmowanego przedziału.
  - Nie będziesz mi rozkazywał - mówi z lekkim drżeniem w głosie, ale mimo to hardo.
  - Nie będę powtarzał - syczy blondyn wyciągając różdżkę.- Depul..
  - Draco, nie wolno ci... - Kładę dłoń na jego ramieniu uspokajająco.
Chłopczyk wstaje i odchodzi potrącając ramieniem blondyna, a ja nie mogę go już powstrzymać i dzieciak obrywa zaklęciem, a z jego uszu wylewa się woda.

***

Den of snakes  [zakończone] Where stories live. Discover now