18.

4.2K 168 5
                                    

 — Naprawdę nie rozumiem, dlaczego nie chcesz zachować domu swojej matki... — mówi Valentina Lindbery, matka mojego ojca, a moja babcia. — To miejsce jest za małe i takie bez osobowościowe — mlaska włoszka.
  — To sto sześćdziesiąt metrów kwadratowych, plus balkon. Dla jednej osoby — przypominam szatynce, gdy w końcu otwiera drzwi do mojego nowego mieszkania.
  — Dom twojej matki był dużo większy, a byłyście tam we dwie. — Odkłada klucze na szklaną półeczkę przy drzwiach. — Był naprawdę piękny, twoja matka zawsze miała gust. Powinnaś go po niej odziedziczyć! — woła rozglądając się dookoła, a ja wyjmuję Sharon z jej klatki i głaszczę kotkę po miękkiej główce. — Swoją drogą, ze sprzedaży dworu zostało jeszcze trochę pieniędzy, mogłabyś wymienić chociaż meble. — Przejeżdża dłonią po oparciu czarnej kanapy, a potem wyciera palce w spodnie jakby z obrzydzeniem. — Przydałoby się też pomalować ściany, ale może kilka obrazów załatwi sprawę... — wzdycha.
 — Babciu, — kładę dłoń na jej ramieniu, — podoba mi się tak jak jest — staram się tłumaczyć grzecznie.
  Mieszkanie jest duże i urządzone nowocześnie, a do tego z małą ilością dodatków i mebli. Jest wszystkiego tyle, ile potrzeba, a jednocześnie jest elegancko i gustownie. Mojej babci to jednak nie odpowiada. Ona kocha przepych.
  — Och, jak chcesz... — mruczy i całuje mnie w oba policzki. — Do zobaczenia! — Po tych słowach aportuje się z głośnym trzaskiem.

***

  Mimo połowy lipca na Pokątnej i tak panuje tłok. Po ulicy krząta się mnóstwo czarodziejów, więc muszę przepychać się łokciami, aby się przemieszczać.
  Jak najszybciej wchodzę do Esów i Floresów, by zakupić kilka nowych książek. Podczas spotkania dotyczącego doradztwa zawodowego z profesorem Snapem, postanowiłam pracować w Ministerstwie Magii jako członek Wizengamotu.
  Oczywiście, zdaję sobie sprawę, jak wiele czasu zajmie mi dostanie się tam, oraz ile muszę się jeszcze dowiedzieć. Dlatego, teraz stoję w księgarni i szukam książek o prawie czarodziei, robiąc pierwszy krok w stronę mojej przyszłości.
  Od pół godziny błąkam się między regałami, a jak na razie znalazłam tylko dwa interesujące mnie tytuły.
  — W czymś mogę pomóc, kochanieńka? — pyta niska, szczupła kobieta w fioletowej szacie z przypięta plakietką z imieniem.
  — Szukam czegoś prawniczego — odpowiadam szybko.
  — A więc zapraszam za mną — mówiąc to, Sammy Johnson, bo tak ma napisane na plakietce, rusza w głąb sklepu.

***

  Ettore zjawił się kilka minut temu przed moimi drzwiami, z butelką wina w dłoniach, a już po chwili, siedzieliśmy na balkonie z kieliszkami w dłoniach.
  Ciemnowłosy mężczyzna obraca w swoich długich i zgrabnych palcach kieliszek z przelewającym się szkarłatnym płynem.
  Zawsze zazdrościłam mu jego karnacji... Jego oliwkowa cera działa na ludzi jak magnes! Niestety ja odziedziczyłam słowiańską bladość mojej matki.
  — I jak w Hogwardzie? Jest lepszy od poprzednich szkół? — Mój kuzyn zaciąga się papierosem, a potem wydmuchuje dym z idealnie wykrojonych ust.
  — Jest mniej napuszony, a w porównaniu do Szwajcarii, nawet nie ma o czym mówić... — Macham ręką nie mogąc znaleźć odpowiednich słów.
  — To znaczy, że zostajesz? — Patrzy na mnie wyczekująco swoimi pięknymi, brązowymi oczami.
  — Tak, podoba mi się tu. A poza tym lubię angielski. Niemiecki i Greka mnie męczą... — rzucam i odpalam kolejnego papierosa.
  — A włoski? — Ettore, z łatwością, przechodzi na swój język ojczysty.
— Rękami i nogami będę bronić się przed kolejną konfrontacja z babcią! — odpowiadam płynną włoszczyzną.
  Rozmawiamy jeszcze przez jakiś czas o wszystkim i o niczym, popijając wino i trując się nikotyną.
  — No, na mnie już czas. Gaspare jest ostatnio strasznie zaborczy. — mruga do mnie na wspomnienie swojego chłopaka. — Do zobaczenia Mer, pozdrów Dracona! — woła z błyskiem w oczach.
  — Ettore! — krzyczę oburzona. — To mój chłopak! Jak śmiesz?! — śmieję się perliście, nie mogąc dłużej utrzymać poważnego tonu głosu.
  — Och, konwenanse... — Kręci głową i aportuje się pozostawiając po sobie zapach drogich perfum.

***

~~~~~~~~~~

Hej wam! Cóż, dziś tak krócej i mniej namiętnie, ale zdarza się...
Do zobaczenia wkrótce!

~~~~~~~~~~

Den of snakes  [zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz