15.

4.7K 182 5
                                    

  Naprawdę, nie rozumiem dlaczego akurat w tym roku, muszę obchodzić swoje urodziny.
  Dokładnie siódmego stycznia Cynthia, Ashly i Dafne Greengrass, stają ślicznie ubrane w drzwiach naszego dormitorium. Nie mam pojęcia co ta ostatnia tutaj robi, ale dostałam od niej wykonaną z białego złota bransoletkę, więc nie będę jej wypraszać. Ashly przyniosła mi aksamitny zielony szalik, a Cynthia, pachnącą fiołkami wodę toaletową.
  A teraz siedzimy na grubym dywanie pomiędzy naszymi łóżkami, popijamy ognistą i śmiejemy się do siebie nieszczerze.
  — Widziałyście, co ostatnio założyła na siebie ta mała Lovegood? — rechocze Ashley.
  — O Merlinie, tak! Chodzi Ci o tą różowo-nijaką sukienkę ze szczurzymi ogonami?! — Cynthia wydaje się być szczęśliwa, gdy zna odpowiedź na pytanie, nawet tak błahe.
  — Och, one bardziej przypominały glisty i były fuj! — Dafne coraz bardziej plącze się język, a ja odczuwam coraz mniejszą potrzebę odzywania się, więc tylko, co jakiś czas, popijam płyn z kieliszka i uśmiecham się lekko w odpowiedzi na jakiś żart.

***

  — Wydaje mi się, że możemy uznać twoje szkolenie za zakończone. — Snape podnosi na mnie głowę, gdy wchodzę do jego gabinetu w czwartkowe popołudnie. — Kiedy porównałem twoje umiejętności z Potterem... Cóż, lepiej o tym nie mówić... — Wydaje się zmartwiony, ale jednocześnie zły i zdegustowany.
  Spodziewałam się raczej mieszanki wściekłości i irytacji, ale mężczyzna, po raz kolejny mnie zaskakuje.
  — To znaczy, że nie będę już panu potrzebna?
  — Tego nie powiedziałem, Wolker. Właściwie to już mam dla ciebie zadanie. — Marszczy brwi. — Dumbledore, poprosił mnie, abym zebrał jak najwięcej informacji o tym, co zamierza Potter... — Ruchem ręki wskazuje mi fotel, a ja posłusznie zajmuje miejsce. — Jak już wiesz, staram się, mimochodem, przeszukać odrobinę jego umysł, ale nie jest to łatwe, więc proszę cię, abyś zdobyła dla mnie kilka informacji w bardziej tradycyjny sposób...

***

  — Używają monet z czarem Prometeusza, nie wiem dokładnie, jak działają w tym przypadku, ale cóż, spełniają swoje zadanie... — Wzruszam ramionami.
  Siedzę obok Snape'a w jego gabinecie. Jest początek marca, a za oknem siąpi deszcz.
  — Jeśli chodzi o nazwiska, to pewnie pan wie: Potter, Weasley, Granger, do tego Ginny i Chang, która przyprowadziła ze sobą swoją przyjaciółkę Mariettę, popracuję nad nią. Mała Weasley zabrała też swojego chłopaka, Cornera. Pozostałych nie jestem pewna. — Biorę łyk herbaty bo zaczyna zasychać mi w gardle od ciągłego mówienia.
  — Jak się tego dowiedziałaś? Nie podejrzewają Cię o nic?
  — Nie, nie podejrzewają. — Kręcę machinalnie głową. — Obserwowałam ich już wcześniej. O, tym łatwo się domyślić, co robią przyjaciele bliznowatego, kiedy nagle, po kolei, wychodzą z kolacji, lub całej bandy nie ma na obiedzie.
  — Dobrze. To miło z twojej strony, że się tym zajęłaś. — Uśmiecha się lekko, jakby z nostalgią, niestety nie rozumiem dlaczego.
  — Umbridge coraz bardziej się panoszy w zamku, nie podoba mi się to... — zaczynam nowy temat.
  — Ta kobieta jest stworzona do panoszenia się, nie potrafi pozostawać w cieniu, ale Minister dobrze wie kogo do nas wysłał i co chce dzięki niej osiągnąć. — Śmieje się smutno.
  — Tak, ale przez nią mam mniej czasu na spotkania z Draconem i nie mam pojęcia, co on robi. Odsuwa się ode mnie coraz bardziej. Do tego zaczął przyjaźnić się z Nottem, a on w odróżnieniu od bliźniaków, Nott posiada szare komórki. — Wzdycham.
  — Ten dzieciak, to podejrzany typ. Nie wiem, co siedzi w jego głowie.
  — Mówi pan o Nocie? — Zamyśliłam się na chwilę i wolę dopytać o intencje jego wypowiedzi.
  — Oczywiście. Tk ty tutaj jesteś od odkrywania zawiłości umysłu Malfoya i jak na razie, całkiem dobrze Ci to idzie.
  — Och, nie byłabym tego taka pewna. Bójka na boisku, rzucanie piórami w pierwszorocznych Krukonów, kradzież książek z biblioteki, prześladowanie drugorocznego gryfona... — zaczynam wyliczać, ale mężczyzna mi przerywa.
  — To nic takiego, tym się nie przejmuj, będziesz miała poważniejsze kłopoty. Czarny Pan potrzebuje pomagierów.... — Jego wzrok mówi mi wszystko, czego nie mogą wypowiedzieć usta.
  — Wiem...

***

  Wyrzuciła Trelawney.
  Nie przepadałam za tą kobietą, ale matka za wiele opowiedziała mi o jej historii, abym jej nie szanowała.
  Choć do połowy pusta butelka po alkoholu, którą trzyma w dłoniach, zakrzywia obraz nauczycielki w moich oczach, a może to jej słone łzy.
  Płacząca kobieta, rozpada się w oczach, a to dopiero początek strasznych obrazów, jakie przyjdzie nam oglądać.
  Zakrwawione dłonie uczniów po szlabanach u Wielkiego Inkwizytora Hogwartu, płaczący pierwszo i drugo roczniacy, zdegustowani trzecioklasiści, w końcu zbuntowani szesnasto i siedemnastolatkowie.
  Szkołę spowija cień, tak jak Pottera, powoli opanowuje Voldemort, przenikający jego myśli. A chłopak jest tak słaby i naiwny, tak szczęśliwy w swojej nieświadomości.
  Zazdroszczę mu jak cholera...

***

Den of snakes  [zakończone] Where stories live. Discover now