14.

4.6K 213 0
                                    

  — Dzień dobry, bardzo nam miło w końcu Cię poznać, Meredith. — Blondwłosa kobieta wyciąga do mnie szczupłą, wypielęgnowaną dłoń, a ja ściskam ją z delikatnym uśmiechem.
  — Mi również — odpowiadam, zachowując miły ton głosu.
  — Chciałabyś może napić się z nami herbaty?
  — Z przyjemnością.
  Siadam na jednym ze skórzanych foteli przy małym stoliku kawowym, cały czas bacznie obserwowana przez Lucjusza Malfoya. Wzrok mężczyzny jest stalowy. Blondyn czeka na moje najdrobniejsze potknięcie, na jeden zły ruch. Na coś, po czym mógłby mnie znienawidzić i skrytykować. Nie mam zamiaru dać mu tej satysfakcji. Prostuję plecy i płynnym ruchem ręki poprawiam spódniczkę odpowiadając na kolejne pytania Narcyzy.

***

  — Bellatrix, poznaj Meredith. — przedstawia mnie matka Dracona.
  — Wybranka naszego Draco — zgrabnie podkreśla epitet.
  — Tak, dokładnie. — Draco łapie moją dłoń w swoje chłodne palce.
  Brunetka chwyta moją brodę i obraca moją twarz pod kilkoma kontami, jednocześnie uważnie mi się przyglądając.
  — Ładniutka i zgrabniutka — rechocze brzydko i robi dwuznaczny gest językiem.
  — Bella, jak zawsze urocza! — woła poważnie pan Malfoy schodząc do nas po schodach.
  — Lucjuszu....
  — Może usiądziemy do stołu? — pyta Narcyza, na co ciotka Dracona
puszcza moją twarz i rusza chwiejnym krokiem w stronę jadalni.
  — Uważaj na nią, jest nieobliczalna — szepcze mi, wprost do ucha, chłopak.
  — Dam sobie radę.... — mówię, obserwując kobietę, a potem przerzucając wzrok na pozostałych gości, w tym męża Bellatrix dziwnie przygarbionego obok żony; Glizdogona, wyglądającego jakby chciał zapaść się pod ziemię i ukryć przed tak wysoko urodzonymi ludźmi, którzy go otaczają i wielu inych ludzi, których imion nie znam, ale niedługo poznam i mam nadzieję, że jeszcze kiedyś mi się przydadzą.
  Po kilku minutach spędzonych na jedzeniu, ludzie zaczynają rozmawiać w grupach. Narcyza opowiada o czymś Bellatrix, a Dracon relacjonuje ojcu naukę i mecze quidditcha. Mina mężczyzny wyraża pogardę.
  — Powinno iść ci dużo lepiej synu, nazwisko zobowiązuje — prawie sarka ojciec chłopaka.
  — Zapewniam Cię ojcze, że popracuję nad ocenami — odpowiada Draco, a ja dyskretnie łapię jego dłoń pod stołem i zaczynam kreślić małe kółeczka na jego chłodnej skórze.
  — Lucjuszu, możecie odłożyć tą rozmowę na później — interweniuje Narcyza patrząc poważnie na męża.
  Fascynująca kobieta, tak silna i dostojna, a zarazem delikatna i subtelna. Każdy jej ruch jest przemyślany i zaplanowany, słowa wypowiada z nienaganną dykcją, a jej śmiech jest powściągliwy, a mimo to, miły.

***

  — Wesołych świąt, Meredith — szepcze chłopak w moje włosy podając mi małą torebeczkę z prezentem.
  — Wesołych świąt, Draco — odpowiadam wręczając mu kartonik z pięknym, szwajcarskim zegarkiem.
  Delikatnie wyjmuję swój prezent z paczki i odpakowuję papier, w który owinięty jest kartonik. W końcu udaje mi się dotrzeć do cudownej, wysadzanej diamencikami spinki do włosów.  
  Uśmiecham się do chłopaka zauroczona podarkiem. Prezent jest piękny i gustowny, a ja uwielbiam ozdoby do włosów, więc ostatkami sił powstrzymuję w sobie chęć przymierzenia spinki i odkładam ją delikatnie na komodę, jednocześnie podchodząc bliżej blondyna.
  — Mam nadzieję, że Ci się podoba — mówi z błyskiem w oczach.
  — Nawet bardzo — mruczę kilka centymetrów od jego ust.
  — Cieszę się — wypowiadając te słowa muska swoimi wargami moje, drażniąc się ze mną.
  Przymykając oczy pokonuję odległość, która nas dzieli i całuję go namiętnie. Draco nie pozostaje mi dłużny włączając do naszego pocałunku języki i dłonie. Po chwili, chłopak siada na łóżku, a ja na nim, okrakiem. Nie przerywając pocałunku, powoli rozpinam guziki jego koszuli, a on płynnym ruchem rozpiął zamek, mojej czarnej sukienki. Jego palce badają nagą skórę moich pleców, a moje zagłębiają się w jego włosach, psując idealnie ułożoną fryzurę.
  Jednocześnie odpina mój biustonosz i zaczyna całować moją szczękę, a potem szyję. Odchylam głowę, aby dać mu więcej miejsca do popisu. Powoli wodzę dłońmi po torsie chłopaka, jednocześnie zbliżając się do paska, jego szytych na miarę spodni. Kiedy tam docieram, odpinam klamrę i schodzę z niego, a on pozbywa się ostatniego zbędnego materiału zasłaniającego jego ciało.
Gdy zostaje nagi, pocałunkami zmuszam go do położenia się i siadam na jego biodrach okrakiem. Kiedy blondyn zaczyna zbliżać swoje palce do moich majtek, przytrzymuje je i składam na nich mokre pocałunki, jednocześnie poruszając biodrami, wywołując tym jego jęk.
  Tym razem, ja będę się z tobą drażnić.
  Kiedy jęczy w moje usta, odsuwam się od nich przerywając pocałunek i nachylam się nad jego szyją zostawiając na niej kilka malinek i odcisków zębów, co jeszcze bardziej podnieca chłopaka.
  — Meredith.... — jęczy jednocześnie zirytowany i spragniony.
  — Sekundę — mruczę liżąc jego sutki i mocniej poruszam biodrami.
Po kilku następnych pocałunkach, sturluję się z niego i zdejmuję majtki. Na ten ruch, chłopak, łapie mnie za biodra przywracając do poprzedniej pozycji i wchodzi we mnie głęboko.

***

  — Zabini już czeka, Meredith, nie możemy się spóźnić — mówi Draco stając w drzwiach łazienki.
  — Już kończę — opowiadam wpinając we włosy ozdobę, którą dostałam na święta i pokazując mu się w pełnej krasie.
  — Wyglądasz przepięknie...
  Już po kilku chwilach, wychylam shota wódki, na przyjęciu sylwestrowym u Zabiniego. Wokół kręci się mnóstwo ślizgonów, a nawet kilku puchonów. Nie mam pojęcia, co oni tutaj robią, ale jak na razie starają się chyba, nie rzucać w oczy.
Kiedy wybija dwunasta, Draco podaje mi kieliszek pełen szampana, z krzywym uśmieszkiem na ustach.
  — Szczęśliwego nowego roku, pani Malfoy... — mruczy odrobinę niewyraźnie.
  — Jesteś pijany. — Bardziej stwierdzam niż oskarżam, bo w moich żyłach też pływa spora dawka alkoholu połączona z tytoniem.
  — Nie tak, żeby się zbłaźnić, ale odpowiednio, żeby teraz zniknąć im wszystkim sprzed nosa. — Liże mnie po szyi. — Co ty na to? — pyta patrząc mi głęboko w oczy.

***

Den of snakes  [zakończone] Where stories live. Discover now