21.

3.9K 174 2
                                    

  Po raz pierwszy, od mojej dziewiczej podróży Hogwart Express, nie siedzę w przedziale razem z Draco. Doskwiera mi dziwne uczucie pustki w mojej klatce piersiowej. Tak jakby ktoś wydarł mi kawałek wnętrzności, albo jakbym była tylko pustym naczyniem, w kształcie ciała, z którego ktoś brutalnie wylał całą zawartość...
  — Powinnyśmy przebrać się w szaty. Prawie jesteśmy — zauważa Ashly beznamiętnym tonem i odrywa wzrok od okna, przez które przed chwilą wyglądała.
  Żadnej z nas nie spieszy się rozpoczynać ten rok pełen intensywnej pracy i nauki. Po komu by się spieszyło...
  Już po kilkunastu minutach pociąg zaczyna zwalniać, aż w końcu zatrzymuje się z piskiem. Przebrana w czarne szaty z emblematem Domu Węża zdejmuję swój kufer z półki i ruszam za Dafne Greengrass w stronę wyjścia z pociągu.
  Gdy mijam jeden z przedziałów, w drzwiach dostrzegam twarz Draco. Jasna skóra jest napięta, a oczy błyszczą z determinacji. Wymieniam z nim krótkie, nic nie znaczące spojrzenie i idę dalej, powtarzając sobie w myślach, że tak musi być, że nic na to nie poradzę.
  O naszym 'zerwaniu' poinformowałam moje współpasażerki od razu, gdy tylko wsiadłyśmy do pociągu i zajęłyśmy miejsca w wolnym przedziale. Jestem pewna, że nie pozwolą tej informacji pozostać tylko w naszym gronie na długo i już po kilku dniach plotki rozejdą się po całej szkole.

***

  — Meredith — charczy Blaise. — Pomocy!
  — O co chodzi? — Podnoszę na niego wzrok znad czytanej właśnie książki.
  Jesteśmy w pokoju wspólnym. On siedzi na jednej z kanap, a ja leżę na niej, trzymając nogi na jego kolanach. Jeszcze chwilę temu tłumaczyłam mu Eliksiry, a teraz zebrało my się na zwierzenia... Czasem nie rozumiem jego toku myślenia, ale jego poczucie humoru odrywa mnie od moich codziennych zmartwień i za to właśnie go uwielbiam.
  — Kojarzysz tą małą Weasley? — mruczy ledwo słyszalnie, jakby nie był pewien, czy na pewno chce mi to powiedzieć.
  —Tak, co z nią? — Chyba nie pojmuję, co mogłaby mu zrobić ta mała Gryfonka.
  — Jest inna... — Unoszę brew zaintrygowana i zdziwiona jednocześnie jego nagłym i dość zaskakującym wyznaniem. — Nakrzyczała na mnie i chyba mnie nie lubi... — Marszczy czoło jakby sam nie dowierzał temu, co mówi.
  — Czyżby jakaś dziewczyna nie chciała wskoczyć Ci do łóżka? O zgrozo! — Po raz pierwszy raz, od przyjazdu do Hogwartu, z moich ust wydobywa się naprawdę szczery i niewymuszony śmiech.
  — Dziewczyny lubią, gdy Blaise robi im miłe rzeczy, a on lubi je robić im. — Przewracam oczami na to stwierdzenie, jedno widząc iskierki w jego ciemnych tęczówkach. — No i właśnie dlatego, Ginny, jest inna.   Gdy na mnie patrzy, jest taka... Nieugięta i zawzięta. Ona, chyba nawet, się wywyższa. — Zagryza swoją pełną wargę jakby mówił coś niestosownego. — To mnie cholernie podnieca — znów charczy, aby po chwili jęknąć przeciągle, oprzeć głowę o oparcie kanapy i w ten sposób wpatrywać się w sufit przez dobre kilka następnych minut. — Wdepnąłem w niezłe gówno, no nie?
  — W szambo Zabini, w całe szambo gówna! — Znów się śmieję, jednocześnie podnosząc się z wygodnej kanapy i klepiąc go przyjaźnie w ramie.
  Właściwie jest mi go żal... Chłopak, który przespał się z połową Hogwartu, nagle, trafia na ścianę w postaci tej małej zdrajczyni krwi. To przykre, jego świat może się zupełnie zmienić...

***

  Moje kroki niosą się echem po opustoszałych korytarzach zamku. Kieruję się w stronę Naszego Salonu na drugim piętrze. Kiedy docieram do odpowiedniego korytarza, kładę dłoń na boazerii, aby wyczuć ukryte drzwi.
  Gdy moje palce natrafiają na niewielką klamkę, szybko otwieram przejście i wsuwam się do środka, gdzie w kominku wesoło trzaska już ogień.
  Stoi przy oknie wpatrując się w pogrążone w mroku błonia i Zakazany Las. Kiedy zamykam za sobą drzwi, odwraca się do mnie powoli i dostojnie.
  Ruszam w stronę chłopaka kręcąc lekko biodrami i doskonale zdając sobie sprawę z tego, jak porusza się moje ciało.
  — Nikt Cię nie wiedział? — Robi kilka kroków w moją stronę i muska moje usta swoimi, na powitanie.
  — Nie. Byłam sama — odpowiadam rozpinając guziki jego śnieżnobiałej koszuli.
  — Mamy jakąś godzinę, zanim ktoś zacznie nas szukać — mruczy między pocałunkami.
  — Blaise już Ci się zwierzał? — pytam, gdy tylko zjeżdża ustami na moją szyję i ssie ją lekko w strategicznych punktach, dając swobodę mim wargą.
  Nie chcę mieć na niej malinek, które mogą świadczyć o naszym kłamstwie, więc odciągam jego uwagę od newralgicznego moejsca.
  — Z czego?
  — Z małej Ginny Weasley... — Jęczę nie mogąc się powstrzymać, gdy zaczyna ugniatać moją pierś.
  — Co z nią? — rzuca tylko stłumionym głosem, bardziej zainteresowany moim, dopiero co obnażonym brzuchem, niż Gryfonką.
  — Co z nimi? — poprawiam go, a on momentalnie podnosi na mnie wzrok z obrzydzeniem w oczach. — Spokojnie, jeszcze nie... — Oddycha z ulgą i wraca do mojej nagiej skóry. — Ale Zabini wydaje się być całkiem zaangażowany... — Na nowo wzbudzam jego zainteresowanie.
  — Dlaczego powiedział to tobie, a nie mnie, swojemu przyjacielowi?
  — Bo pewnie byś go wyśmiał. — Wplatam palce w jego włosy i całuję w wargi.
  Nasze usta rozpoczynają taniec, ale blondyn, nagle, bez ostrzeżenia odsuwa się ode mnie ze ściągniętymi brwiami.
  — Zaraz, ty tego nie zrobiłaś? — Marszczy czoło, a ja kręcę głową. — Brutusie, ufałem Ci! — prycha oburzony.
  Piszczę, gdy w zemście, gryzie mnie w szyję...

***

Den of snakes  [zakończone] Onde histórias criam vida. Descubra agora