27.

3.5K 135 4
                                    

  —  Katy Bell! — woła Ashly i wskazuje dziewczynę, która siedzi przy stole swojego domu i najwyraźniej po raz wtóry relacjonuje swoje przeżycia.
  My dopiero co wkroczyłyśmy do Wielkiej Sali na obiad.
  — I co z tego? — pyta Cynthia głosem przesyconym sarkazmem i znudzeniem.
  Ja tylko przewracam oczami, gdy siadamy przy swoim stole i zaczynamy nakładać potrawy na wielkie talerze.
  — Ugh, no nie wiem, może wie, kto jej to zrobił? — Głos brunetki jest oskarżycielski i wywyższający się, a gdy kończy swoje pytanie, z prychnięciem zabiera się do jedzenia.
  — Tak, na pewno! Poda Ci adres, grupę krwi, opis układu linii papilarnych... — Wylicza Cynthia, a Dafne, która siedzi obok mnie chichocze cicho, ale zaraz milknie, gdy mierzę ją oskarżycielskim wzrokiem. — Była pod działaniem Imperiusa, myślisz, że pamięta cokolwiek?
  — Wszystko psujesz! — warczy na nią Ashly z braku innych argumentów i całkowicie skupia się na posiłku.
  Po chwili ciszy jaka panuje między nami, drzwi do Wielkiej Sali otwierają się po raz kolejny. Ale tym razem nie staje w nich nic nieznaczący uczeń, ale Draco.
  To, jak chłopak wygląda wprawia mnie w zmartwienie. Jego oczy są strasznie podpuchnięte i sine, białka przekrwione, a włosy zmierzwione. Cerę ma jeszcze bledszą niż zazwyczaj... Jeśli dodać do tego lekko wygniecione ubranie, ukazuje się obraz nędzy i zaniedbania.
  Obserwuję go, nie przejmując się, że może to zauważyć, bo jego wzrok jest skierowany w zupełnie inną stronę. Dopiero po kilku sekundach patrzę w to samo miejsce co on i rozumiem dlaczego zamarł w bezruchu. Zobaczył Katy, całą, zdrową i w dodatku rozmawiającą z Potterem.
  W napięciu czekam na dalszy rozwój wydarzeń. Jednocześnie zaklinam w duchu los, aby nie wydarzyło się nic złego.
  Chłopak szybko odwraca się tam skąd przyszedł i wypada przez wielkie drzwi na korytarza, potrącając przeszkadzających mu ludzi. Wtedy Katy kończy rozmawiać z bliznowatym, a ten zauważa zamieszanie jakie spowodował Draco i rzuca się za nim w pościgu.  
  Widocznie jego paranoja każe mu to zrobić. Harry'ego, jednak spowalnia tłum, który właśnie chce się dostać do środka.
  Siedzę na swoim miejscu, a w mojej głowie trwa gonitwa myśli. Co się może stać? Czy powinnam iść za nimi? Czy to moja sprawa? Czy wybraniec w ogóle go znajdzie? Czy, czy, czy...
  W końcu postanawiam wstać z miejsca i ruszyć za nimi. Na wszelki wypadek. Jeśli nic się nie stanie, po prostu wrócę tutaj z powrotem.
  Rzucam jakąś wymówkę do Ashly i wychodzę z Wielkiej Sali. Kiedy już znajduję się poza nią, widzę, jak czarna czupryna znika kilkanaście metrów dalej na schodach. Szybkim krokiem idę za nim, cały czas bijąc się z własnymi myślami. Gdy już prawie go doganiam, widzę jak chłopak nagle rzuca się biegiem. To daje mi znać, że sprawa jest poważna i przestaje myśleć o powrocie na obiad.
  Zatrzymuję się i szybko wywołuję Patronusa, któremu przekazuję wiadomość do profesora Snape'a.
  Gdy świetlny lis znika za zakrętem, puszczam się w dalszy pościg. Staram się nie biec i nie wzbudzać zbyt wielkiego zainteresowania, ale chcę jak najszybciej ich dogonić.
  Harry już dawno zniknął mi z oczu, a moje dłonie zaczynają się trząść ze strachu i nerwów.
  Nagle z oddali dobiegają mnie wykrzykiwane zaklęć i plusk wody. Już wiem, w którą stronę mam iść. Prawie biegnę, mimo że nie jest to właściwie zabójcze w czółenkach na obsadach, które uwierają mnie teraz w stopy. Wprawnym ruchem wyciągam różdżkę z rękawa i w końcu docieram do odpowiedniego korytarza.
  Już nie słychać wykrzykiwanych zaklęć. Już nie słychać świstu rzucanych czarów. Już panuje cisza, mącona lekkim pluskiem wody i czyimś przerywanym i nierównym oddechem.
  Ku mojemu zaskoczeniu Snape właśnie wchodzi do środka, mijając w drzwiach wybiegającego stamtąd w popłochu Pottera.
  Moje serce zatrzymuje się na kilka sekund i rusza dopiero wtedy, gdy słyszę formuły wypowiadane przez nietoperza.
  W odruchu paniki, rzucam się do drzwi, które prowadzą do łazienki skąd wypływa woda gdzieniegdzie zabarwiona na czerwono.
  Na zimnych kafelkach po środku pomieszczenia leży mój Draco, w przemoczonej krwią i wodą białej koszuli. Sine usta ma rozchylone. Oczy przymknięte, a plecy wygięte w łuk. Nad nim pochyla się profesor Snape i szepcząc zaklęcia lecznicze, które sprawiają, że życiodajny płyn wraca do jego ciała.
  Łapię dłonią framugę i opieram się na niej, aby nie upaść na ziemię. Gdy udaje mi się w końcu opanować drżenie kolan, podchodzę powoli do sceny rozgrywającej się na podłodze.
  — Meredith, nie! — mówi mężczyzna i wyciąga przed siebie rękę w geście protestu.
  — Ale profesorze... — zaczynam mówić, ale on już unosi wciąż nieprzytomnego chłopaka i łapią go w pasie.
  Jego jedną rękę przerzuca sobie przez ramiona i tak podtrzymując jego wiotkie ciało wychodzi z łazienki, mijając mnie i mówiąc do mnie słowa, wiele słów. Niestety nie rozumiem żadnego z nich, zagłusza je szum i dudnienie w moich uszach...

Den of snakes  [zakończone] Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz