23.

3.4K 167 19
                                    

Nie wierzę w to, co widzę. Nie mogę wyrzucić tego przeklętego obrazu z głowy. Moje wnętrzności płoną z zazdrości do tej małej, plugawej szlamy i do niego, zdrajcy. Mam ochotę podrapać ich twarze, rozerwać skórę, zrobić cokolwiek, co sprawi, że będą trząść się wewnątrz swoich splecionych w uścisku ciał.
Jednak nic takiego nie robię. Zamiast tego, przechodzę obok z dumnie uniesioną głową i idealnie prostymi plecami. Nie zaciskam zębów ani pięści. Nie krzyczę ani nie płaczę. Bezbłędnie gram chłodną obojętność i opanowanie pełne królewskiej godności.
Siedzą razem na kanapie. Ona z nogami przerzuconymi nad jego kolanami. On z dłońmi wplecionymi w kosmyki jej włosów. Ona wygięta w jego stronę. On wyprostowany przytrzymuje ją w pasie i przyciąga bliżej siebie, chcąc jej więcej. Tak, jak kiedyś chciał mnie.
Mój chłopak całuje się z Pansy Parkinson. Z dziewczyną, która miała tylko odwrócić uwagę ode mnie, a stała się jego nową zabawką, bo najwidoczniej tylko tym dla niego byłam: zwykłą zabawką po to, by zająć sobie ręce, niczym więcej. A teraz on zajmuje sobie dłonie jej ciałem, które nawet w najmniejszym stopniu nie dorównuje mojemu.
W końcu docieram do wyjścia z lochów i pozwalam sobie na okazanie huraganu, który szaleje w moim wnętrzu. Z całej siły zaciskam pięści i wbijam sobie paznokcie w skórę aż do krwi. Nawet nie czuję bólu. Widzę tylko krople szkarłatnego płynu opadające na kamienną posadzkę. Chcę żeby ta krew należała do kogoś innego, do tej ohydnej suki i do niego.

***

Nie potrafię się skupić na lekcjach. Słowa Snape'a na Obronie Przed Czarną Magią nie docierają nawet do moich uszu. Nigdy nie czułam się tak źle. Co on mi zrobił, że dzieją się ze mną takie rzeczy?
- Mer, wszystko w porządku? - Ashly patrzy na mój zeszyt spod brwi.
Wciąż zapisuję złe notatki. To się jeszcze nigdy nie zdarzyło, zawsze jestem skupiona i dokładna. Nie pozwalam sobie na rozkojarzenie. Nie mogę sobie na nie pozwolić. A tymczasem, zachowanie jednego chłopca, które powinno nic dla mnie nie znaczyć, wyprowadza mnie z równowagi. Nie znoszę tego, co się ze mną dzieje.
- Tak, wszystko okay. Po prostu się zamyśliłam... - mruczę na odczepne i poprawiam włosy, jednocześnie wkreślając błędnie zapisane słowa.
- Chodzi o Dracona i Pansy. Też by mnie to dotknęło, przecież dopiero co ze sobą zerwaliście. - Gryzę język tak długo i mocno, aż czuję w ustach metaliczny posmak krwi. - Jak chcesz, możemy dolać jej farby do włosów do szamponu, albo wlać jej do kufra nieudane eliksiry od Slughorna.
- Nie, dzięki. - Uśmiecham się lekko na ten pomysł.
- Gdybyś zmieniła zdanie, wiesz gdzie mnie szukać. - Błyska swoimi idealnie białymi ząbkami w uśmiechu.

***

Nie wierzę, że znów nie zagrał. Wszyscy na niego liczyli, a on nawet nie przyszedł na mecz.
Podobno powiedział, że ma ważniejsze rzeczy na głowie. Dobrze wiem, jakie to rzeczy: jego zadanie, jego sława, jego władza, jego, jego, jego...
Chcę na niego krzyczeć, żeby się opamiętał, że to już nie są niewinne wybryki, że tu nie chodzi o dokuczanie pierwszakom, ale o życie lub śmierć człowieka, a może i wielu ludzi.
Wchodzę do Salonu i siadam na kanapie z rękami założonymi na piersi. Czekam na niego, a moja złość wzrasta z każdą upływającą sekundą. Gdy w końcu chłopak wchodzi do pomieszczenia z uśmiechem na ustach, mam ochotę się na niego rzucić.
- Hej Merr! - Nachyla się nade mną, aby mnie pocałować.
Z zaciśniętą szczęką, odsuwam się jak najdalej od niego. Nie chcę żeby mnie dotykał po tym, jak dotykał jej.
- Coś się stało? - pyta odrobinę zdezorientowany.
- To chyba ja powinnam zadać Ci to pytanie, nie sądzisz? - Słowa które wypowiadam ociekają sarkazmem i kpiną.
- Nie rozumiem o czym mówisz, aniołku. - Kręci głową z lekkim uśmiechem na ustach.
Najwyraźniej jest wciąż zadowolony. Ciekawe przez kogo i co mopsica musiała zrobić?
- Och, mówię o wielu rzeczach i ty dobrze wiesz o jakich. - Kiedy wypowiadam te słowa, mam wrażenie, że moja ślina staje się śmiercionośnym jadem.
- Meredith, chodzi Ci o Pansy? Przecież ona nic dla mnie nie znaczy - mówi bez zająknięcia z idealnie czystymi oczami.
Jak słodko...
- Nic dla ciebie nie znaczy - prycham, jednocześnie z każdym słowem, podnosząc głos. - Nic dla ciebie nie znaczy, gdy ją całujesz, dotykasz i pieprzysz, co?! Więc ja też nic dla ciebie nie znaczę?!
- Wcale jej nie...
- Och, Pinokio nie kłam, bo nos Ci rośnie. - Dotykam go moim idealnie wypielęgnowanym palcem w nos. - Powiedz mi jedno. Co ona ma, czego ja nie mam, co? Jest ładniejsza? - Prycham z obrzydzeniem. - Lepsza w łóżku? A może głupsza? - Uśmiecham się na ostatnie słowa, dobrze wiedząc, że zgadłam.
- Nie wiem, co ona ma w sobie. Pocałowałem ją, ale tylko raz i to nic nie dla mnie nie znaczyło - tłumaczy wyciągając ręce po moje dłonie, które zwisają swobodnie wzdłuż ciała.
- Nie dotykaj mnie - syczę i wyrywam mu się.
- Nie chodzi Ci tylko o Pansy, prawda?
- Och, nie, zdecydowanie nie. - Energicznie kręcę głową.
- To może mi powiesz o co? Gdybyś nie zauważyła, nie czytam Ci w myślach - mówi, coraz bardziej zdenerwowany.
Moje poprzednie słowa musiały wytrącić go z równowagi. W dodatku jeszcze nigdy nie odmawiałam mu dotyku.
- Doprawdy? Wielki Dracon Malfoy, nie wie, o co mi chodzi! Twoja potęga i władza Ci na to nie pozwalają?! - wyrzucam z siebie oskarżycielskim tonem.
- Zazdrościsz mi! Dlatego nie chcesz żebym służył Czarnemu Panu, chciałabyś mieć to wszystko dla siebie? Myślisz, że jesteś ode mnie lepsza? - Mury jego samokontroli burzą się jeden za drugim.
- I znowu zaczynasz. Nie rozumiesz, że to Cię niszczy! Że on wcale nie chce dla ciebie dobrze?! - wrzeszczę coraz głośniej. - Nie dostrzegasz, że to ja chcę Ci pomóc! Ale na Ciebie nic nie działa. Jesteś zaślepiony głupotą i złem. Tak, jak twój ojciec, którego doprowadziło to do celi w Azkabanie. Chcesz tak skończyć? - gdy to mówię, nachylam się bliżej niego garbiąc się i zaciskając dłonie w pięści.
- Co ty wiesz o moim ojcu? On nic nie znaczy, jest zwykłym głupcem, a ja nie! Nie jestem taki jak on! - Kiedy te słowa opuszczają jego usta, dostrzegam komizm całej tej sytuacji i podejmuję jedyną słuszną decyzję, a następnie się uspokajam.
- Doprawdy? Może nadszedł czas, żebyś przemyślał swoje zachowanie, bo ja nie mam zamiaru więcej Cię ratować. - Poprawiam sukienkę i włosy. - Skończyłam.
Wychodzę z pokoju z wysoko podniesioną głową i zatrzaskuję za sobą drzwi z głuchym trzaskiem, który jeszcze przez długi czas odbija się echem w mojej głowie.

***

~~~~~~~~~~

Mam nadzieję, że rozdział wam się spodobał. Zachęcam do komentowania i głosowania, bo to sprawia, że na mojej twarzy pojawia się uśmiech :)
Okay, ale teraz ta mniej przyjemna część. Przez jakiś czas raczej nie będę dodawać rozdziałów, nie długo, może z miesiąc, ewentualnie dwa. Postanowiłam zrobić sobie przerwę, aby oczyścić umysł i skupić się na moim drugim ff, do którego was oczywiście zapraszam. Poza tym moja wena mnie trochę opuściła i od jakiegoś czasu nie napisałam nic nowego, tylko publikowałam rozdziały, które stworzyłam na zapas, a teraz ten zapas się skończył.
Przepraszam, potrzebuję chwili oddechu od 'Den of Snakes' ale obiecuję, że wrócę, a tym czasem, do zobaczenia!
EDIT:
Nowy rozdział powinien pojawić się około weekendu majowego. (22.04.17)

~~~~~~~~~~~

Den of snakes  [zakończone] Where stories live. Discover now