20. Wprowadzam plan.

6K 299 8
                                    

W sumie nie jest tak źle. Mat odzyskał w końcu humor i zaczął normalnie z nami rozmawiać. Jednak Daga miała rację mówiąc, że chodzi o Annę. Nawet trochę się nam zwierzał, a my, jak to my rzuciliśmy kilkoma głupimi komentarzami na jej temat. Rechotaliśmy z tego pół dnia, po świńsku. Szkoda, że nie ma z nami Dagmary, ale musi uporządkować swoje sprawy i przeorganizować życie. Wspominała coś o tym, że wprowadzi się do swojej mamy, żeby mogła zostawiać z nią dzieci. Wszyscy trzymamy za nią kciuki, a ona mając takie wsparcie jest coraz silniejsza.

Wychodzę z pracy w całkiem dobrym nastroju. Wczorajszy dzień poświęciłam tylko sobie. Przeczytałam zakurzoną już książkę do końca i posprzątałam w końcu swój pokój. Nikt mi nie przeszkadzał, nikt się nie narzucał. Szkoda, że dzisiaj jest inaczej.

Staję oko w oko z najupierdliwszym brunetem pod słońcem.

- Cześć. – Uśmiecha się do mnie, zadowolony. Jest w białej koszuli i spodniach od garnituru. Na policzkach leciutki zarost, włosy ułożone do tyłu. Stoi prosto, jak zawsze pewien siebie. Wie czego chce, wie po co tu jest. Szkoda, że ja nie wiem, ale nie chcę się dowiedzieć. Mijam go bez słowa. Jedyną oznaką mojego zdenerwowania i zaskoczenia jest to, że nerwowo zawijam włosy za ucho.

- Zerwałaś ze mną i nie zamierzasz się nawet odzywać? – krzyczy za mną. Nie złamię się. Im mniej słów wypowiem tym lepiej, im bardziej będę go olewać tym będzie mi łatwiej. Dziwi mnie to, że nie biegnie za mną. Odpuścił.

Idę jeszcze kilkadziesiąt metrów, kiedy nagle dochodzi do mnie, że coś za długo ten samochód za mną brzęczy, powinien już dawno przejechać. Odwracam się.

No pewnie. Nie biegnie, bo woli jechać. Takiemu nie szkoda paliwa, bo ma kasy jak lodu. Przez chwilę przyglądam mu się, mrużąc oczy ze złości. Ten uśmiech nie schodzi mu z ust. Ciekawe dlaczego się tak szczerzy? Co tym razem wymyślił?

Podjeżdża tak, że jesteśmy na równi. Ja na chodniku, on w tym aucie, jadąc kilometr na godzinę.

- Wsiadaj, podrzucę cię. – Wychyla się do mnie. Oczy tak fajnie podjeżdżają mu do góry. Nie! Nie dam się. Może być najpiękniejszy na świecie, ale jest dupkiem.

- Mam dwie nogi jak widzisz i daję sobie radę. – Nie jestem zła, mówię to zupełnie normalnie.

- Aluuś no weź, nie bądź taka.

Gwałtownie na niego patrzę, nie zwalniając nawet na chwilę. Aluś? A jemu co się stało? Mógłby już przestać tak suszyć te zęby, bo za ładnie wygląda z tym uśmiechem. Cholera jasna!

Ktoś za nami agresywnie trąbi bo przez to, że jest ruch nie może wyprzedzić Piotra.

- Jeśli ten gość wyskoczy mi przyłożyć, to będzie tylko twoja wina.

No jasne, chcesz mi ruszyć sumienie czy co?

- Przydałoby się, żeby ktoś w końcu porządnie ci przylał.

Słyszę jak głośno się śmieje. Moja skóra daje o sobie znać. Co on ma taki dobry humor? Nie poznaję go. Samochód za nami znowu się odzywa, a ja odwracam się i widzę, że to już nie jest jeden samochód, tylko cały korek. Zrezygnowana, wsiadam do auta.

- Chciałem pogadać o jutrze – rzuca. Nie patrzę na niego, siedzę z nosem w oknie.

- Nie ma o czym rozmawiać, to chyba jasne, że z tobą nie pójdę. – I dwie stówy poszło w dupę, a jeszcze muszę oddać pieniądze Dadze i Julkowi.

- Chcesz mi powiedzieć, że mnie wystawiasz?

Odrywam nos od szyby i przyglądam mu się. Nie jest zły. Ma spokojny wyraz twarzy i obserwuje drogę. Nie wiem... On cały czas myśli, że to jest aktualne?

Zapinam Twoje SpodnieOpowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz