49. Teraz czas to mój największy wróg.

5.3K 284 10
                                    

Stoję w kuchni i patrzę przez okno. Miasto już się obudziło i zaczyna swoje szaleńcze życie. Na drzewach dostrzegam pojedyncze żółte listki. Idzie jesień, cholera. Minie wrzesień, październik i zrobi się zimno, a ja strasznie tego nie lubię. Nie lubię zimy. W zimie zawsze jestem chora i z chęcią cały ten okres przespałabym pod kocem. Jak niedźwiadek. Czuję znajome dłonie na swoich ramionach. Zagarniają moje ciało i wtulają je w twarde mięśnie.

- Co tak myślisz? – Piotr szepcze mi na ucho.

Uśmiecham się leciutko, chociaż wcale nie jest mi do śmiechu. Odwracam się i patrzę w jego intensywnie zielone oczy.

- Jak długo będę tak żyć? – mówię smętnie. – Jak długo będę się bać jego powrotu?

Czuję jak lekko się napina, tak łatwo poznać po nim, kiedy się denerwuje.

- Szukamy go – mówi stanowczo.

- I co? – mruczę do jego skóry. – Co ci to da, że go znajdziesz?

Gładzi mnie po ramionach i po plecach.

- Uwierz, że jeśli go znajdziemy to już nigdy nie będzie cię dręczył.

Z powrotem na niego patrzę. O czym on mówi?

- Policja?

Krzywi się.

- Niekoniecznie.

No dobra, wolę nie wnikać. W sumie co mnie to obchodzi. Chcę być tylko szczęśliwa, to wszystko. Nie zależy mi czy tamten psychol będzie cierpiał, czy wąchał kwiatki od spodu. Piotr może zrobić z nim co chce.

- Wiesz co? – mówię z nutką rozbawienia, bo postanawiam zmienić temat. – Ty to już tu chyba mieszkasz.

Śmieje się cicho i palcami przeczesuje moje włosy.

- Jakoś tak wychodzi – stwierdza zadowolony.

To fakt, od kilku dni Piotr wraca tu po pracy i spędza ze mną i z Sebą całe popołudnia, potem śpimy i wstajemy razem do pracy. On mnie odwozi i jedzie do firmy. Doszło nawet do tego, że piorę jego ciuchy. Czyli coś tu jest na rzeczy. Stałam się przykładną żoną bez obrączki? Uśmiecham się do siebie – bawi mnie to.

- Ale dlaczego? – żartuję z niego. – Twoje mieszkanie jest bardziej przestrzenne niż ta nasza klitka. – Nie no, nasze mieszkanie nie jest małe, ale mój pokój to już ciasnota.

- Wiesz co? – Zastanawia się, patrząc na coś nade mną. – Jak jestem tutaj i jeszcze wpadnie Dagmara z chłopakami to czuję się jak w rodzinie. – Zerka na moją zdziwioną twarz. – Ja, ty i oni. Tutaj jest jak w prawdziwym domu.

Mój Piotr... Czy on kiedyś przestanie mnie rozczulać? Przytulam go mocniej.

- W sumie zachowujemy się jak taka pokręcona rodzina, więc nie dziwie ci się. – Śmiejemy się razem. – Ja też się tak czuję.

Raczej lepiej być nie może. Wszyscy wspaniale się dogadujemy i nie ma między nami żadnych zgrzytów, chyba że o puste naczynia zostawione w lodówce i skarpety na kanapie. Ale wtedy to tylko ja sieję terror. Oni schodzą mi z drogi.

- Czas się zbierać – upomina mnie.

Delikatnie odsuwam się od niego i całuję mocno w usta. Czuję przyjemne ciepło. Każde złączenie naszych warg to dla mnie jeden ładunek szczęścia. Idę po torebkę, kładę ją w salonie na kanapie i znikam jeszcze w łazience. Kiedy wychodzę, widzę, że Piotr trzyma ją otwartą i trzęsie nią.

- Co ty robisz? – pytam zdziwiona, bo marszczy się przy tym i krzywi. Wpadło mu tam coś, czy co?

- Gdzie to masz? – Jest zły.

Zapinam Twoje SpodnieWhere stories live. Discover now