54. Spokój i szczęście.

8K 385 54
                                    

- Piotr! – Upominająco biję swojego męża po dłoni. Zabiera rękę i patrzy na mnie z wyrzutem.

- No co? – dziwi się i oblizuje place z ciasta, które zdążyło mu się przylepić zanim ukradł je z talerzyka.

- Mógłbyś się powstrzymać. Oni zaraz przyjadą, a ty musisz podjadać.

- Co ja zrobię, że to takie dobre? – protestuje z uśmiechem.

Podchodzi bliżej i obejmuje mnie. Za chwilę czuję jego dłonie na swoich pośladkach. Ściska je leciutko i sprawia, że już myślę tylko o jednym.

- Śpi? – pytam o nasze dwumiesięczne cudo.

- Tak.

Sunie dłońmi po moim ciele od dołu do góry. Zaczepia kciukami o brzeg piersi i sprawia, że rozluźniona opieram się o jego twarde ciało.

- Jeśli wyrośnie na taką piękność jak jej mama, będę miał nie lada problem – chrypie mi na ucho.

- Będziesz ją pilnował tak jak mnie? – naśmiewam się z niego. – Jak ty biedaku sobie z tym poradzisz?

Słyszę dzwonek do drzwi. Piotr mruczy coś pod nosem, odsuwa się i idzie otworzyć. Wstawiam wodę na kawę. Jest tak cicho i spokojnie. Za oknem siąpi deszcz i jest zimno jak na koniec listopada przystało, ale tutaj w naszym domu, jest tak przytulnie, że chyba nigdzie nie czułabym się bardziej komfortowo.

- Cześć. – Daga uśmiecha się do mnie. Podchodzi i mocno mnie przytula.

- Ale się opaliłaś – stwierdzam, oglądając ją od stóp do głowy.

- W końcu! – Wzdycha.

Widzę jaka jest szczęśliwa. Seba wreszcie zabrał ją na porządne wczasy. Do kuchni wchodzi mój przyjaciel z małym brązowookim chłopcem na rękach. Jest tak do niego podobny, że nigdy nie mogę się nadziwić.

- Cześć. – Podchodzę do nich i ściskam jego małą rączkę. Wstydzi się. On zawsze się nas wstydzi, a Piotra to się wręcz boi.

- Marcel, chodź do cioci. – Uśmiecham się do niego i wyciągam ręce.

Zerka na mnie kątem oka i chowa się w ramionach Sebastiana, ale kiedy delikatnie go łaskoczę, śmieje się radośnie i wyciąga do mnie rączki.

- Ciociu a gdzie jest bobas? – pyta niepewnie.

Patrzę na Dagę, a ta uśmiecha się do mnie.

- Już nie może wytrzymać, jak powiedziałam mu, że zobaczy dzidziusia to innego tematu nie ma.

Śmieję się z nich i stawiam go na podłodze. Mówię, że bobas na razie śpi i daję mu żelki, które uwielbia. Już, zadowolony pałaszuje je, siedząc na krześle.

- A gdzie Kuba i Błażej? – pytam, bo nie widzę ich starszych synów.

- Dzisiaj z drugim tatusiem. – Przewraca oczami.

Kiwam przytakująco głową. Jestem pełna podziwu jak oni wszyscy doszli do kompromisu. Chłopaki kochają Sebe, ale mają też drugiego ojca, z którym spędzają czas. Z tego co wiem, wszyscy się dogadują. Oby tak dalej.

Zaparzam kawę dla naszej czwórki i siadamy przy stole. Rozmawiamy o głupotach, dzieciach, pracy. Jak zawsze. Nasi przyjaciele opowiadają nam jak było na tych Karaibach. Ich szczęście, napełnia mnie radością. Obserwuję jak toczą żywiołową rozmowę i zaśmiewają się z jakiejś głupoty, którą wywinął Sebastian. Są małżeństwem krócej niż my, bo Dagmara oczywiście nie chciała się zgodzić wyjść za Sebe. Oświadczał jej się chyba ze trzy razy. Przekonała się dopiero, kiedy urodziła chłopca i zobaczyła, że mój przyjaciel wcale nie zamierza odpuścić. Od tego czasu są razem na dobre i na złe, a ja nie znam bardziej dogadującej się pary. To już ja z Piotrem kłócimy się częściej. Chyba najbardziej o to, kto akurat ma rację.

Zapinam Twoje Spodnieजहाँ कहानियाँ रहती हैं। अभी खोजें