47. Odpowiedzialny za Ciebie i jeszcze kogoś.

5.3K 292 47
                                    

Czas mija nam słodko i rewelacyjnie. Moje życie jest po prostu piękne. Mam faceta, którego kocham całym sercem, a on daje mi pewność i bezpieczeństwo. Tydzień temu ściągnęli mi w końcu ten gips, i jeżdżę teraz na rehabilitację, żeby rozruszać tę kostkę. Męczyłam się strasznie, to prawda, ale to dlatego że bardzo mi się nudziło.

Korzystając z tego, że właściwie nie miałam co robić, Piotr zapisał mnie na terapię do jakiegoś rewelacyjnego psychologa. Nie stawiałam się bo wiem, że to rozsądne postępowanie. Chcę już raz na zawsze zapomnieć o Marku i żyć pełną piersią z moim przystojniakiem przy boku.

Ten mój terapeuta to też jest niezły przypadek. Starszy, siwy i na pierwszy rzut oka poważny do bólu, ale to tylko pozory. Na imię mu Zenon. No po prostu brak mi słów. Ma ileś tam tytułów i takie imię. Doktor Zenon. No ale cóż poradzi, sam sobie tego nie wymyślił, w dodatku chce żeby mówić mu imiennie. Wiec mówię – Zenek. Na początku było mi tak strasznie niezręcznie, ale przekonałam się. Faktycznie ten człowiek robi rewolucję w moim mózgu. Raz doprowadza mnie do konwulsyjnego śmiechu, a raz do depresyjnego płaczu. Wczoraj byłam na takiej sesji, że miałam ochotę go rozszarpać. Krzyczałam i stłukłam mu wszystko, co dało się stłuc, w tym jakiś niebotycznie drogi wazon, za który Piotr musiał zapłacić. Zapłaciłabym sama, gdyby jeszcze było mnie stać. Później nawrzeszczałam na niego, że ja mając na imię Zenon zrzuciłabym się z mostu. A ten nic. Ze spokojem stwierdził, że to imię może nie jest najpiękniejsze, ale myśli samobójczych nie miał... To mnie zadziwia, bo kiedy ja szaleję on jest stoickim spokojem. Ale muszę przyznać, że wychodzę z tych spotkań całkowicie inna. Dużo bardziej wyciszona i szczęśliwa. Jutro mam wrócić do pracy i już nie mogę się tego doczekać.

Siedzę tak sobie w salonie i dumam. Patrzę na Piotra, który w skupieniu wsuwa kolorowe lody, wygrzebując je łyżeczką z pucharka. Jest w zwykłej, białej koszulce z rozpiętymi guziczkami. Z zachwytem chłonę kształt jego mięśni. Na policzkach ma ten delikatny zarost, który tak kocham. Drapie mnie nim ostatnio w każdym zakamarku mojego ciała, wywołując wyjątkowe doznania. Mój seksowny.

Nagle wpada mi do głowy pewna myśl. Zwlekam się z kanapy i idę do pokoju.

- Nie skacz. – Piotr upomina mnie, a ja zamykam na chwilę oczy.

Pewnie staję na tej stopie. Kurcze, przyzwyczaiłam się do skakania i teraz nawet jak mam sprawną nogę to i tak zdarza mi się zapomnieć i kuśtykam. Schylam się i szukam w szufladzie małego kalendarzyka, wracam do Piotra. Siadam na swoim poprzednim miejscu i intensywnie patrzę na małe cyferki, próbując sobie przypomnieć kiedy to było. Myślę i myślę, kojarzę fakty i zaczynam liczyć dni. Z każdą kolejną liczbą, moje oczy otwierają się szerzej i szerzej... Nie. To nie może być prawda. O nie, nie, nie. Jeszcze raz liczę. Boże mój kochany, tylko nie to. Szarpię się za włosy z nerwów. Nie...

- Jestem w ciąży.

Patrzę jak Piotr zastyga w bezruchu, a lody z łyżeczki lądują na ławie z cichym pluskiem.

- Co? – duka słabo.

Rzucam kalendarzykiem na ławę.

- Okres mi się spóźnia już prawie dwa tygodnie.

- Ale... Jak to?

Widzę jaki jest przerażony. Mną też targają nerwy, chociaż łudzę się, że to jakaś pomyłka, bo przecież byłam u pani ginekolog i nic nie stwierdziła.

- Nie wiesz skąd się biorą dzieci? – pytam go.

Jego mina to coś, co chciałabym uwiecznić.

- Nie no... wiem. – Prostuje się i przeczesuje dłonią swoje odrośnięte włosy. – Ale zabezpieczamy się przecież.

- Nic nie da ci stuprocentowej gwarancji, Piotr. – Chowam twarz w dłoniach. Jest tylko jedna możliwość żeby się przekonać czy faktycznie będzie tatusiem. – Musisz mi kupić test.

Zapinam Twoje SpodnieWhere stories live. Discover now