52. Z Tobą chciałbym już do końca swoich dni...

5.2K 291 9
                                    

Powrót do życia zajął mi dosyć długo, chociaż nie tak długo jak można byłoby się tego spodziewać. Dużą zasługę miał w tym mój Piotr i Zenon. Przez cały następny dzień nie wychodziłam z domu i nie widziałam się z nikim oprócz bruneta. Zaszyliśmy się w jego mieszkaniu, sami i bezpieczni. Odcięci od telefonów, telewizji i internetu. Wszyscy ci, którzy musieli wiedzieć gdzie jesteśmy, wiedzieli. To wystarczało. Leżeliśmy na łóżku i w kółko rozmawialiśmy o tym, co się wydarzyło. Piotr naciskał, żebym cały czas mówiła, więc mówiłam, nie przestając go dotykać nawet na chwilę. Jego kojące dłonie i balsamiczny głos kołysał mnie do snu kilka razy, nawet wtedy, kiedy miotana koszmarem przyłożyłam mu w szczękę.

Na drugi dzień odwiedziliśmy Zenona, ale razem. Mój facet zabił człowieka i nawet jeśli był to najgorszy psychol, to bałam się, że zostanie to w jego głowie. Sam fakt zabójstwa. Wspólna terapia – nie sądziłam, że do tego dojdzie, ale to coś, co nam pomaga. Jest już lepiej, dużo lepiej.

Na pogrzeb Marka, podobno przyjechała moja matka. A z tego, co dowiedziałam się od Sebastiana, ona i jego rodzice byli już w "rodzinnych" stosunkach. Teraz nagle każde z nich chciało się ze mną widzieć i przepraszać za niego. Odmówiłam. A raczej Piotr, który stanowczo ich przeklął. Krystyna nalegała kilka razy, nie odpuszczała. Nie wierzę w jej naglą chęć zrozumienia tego, co się stało. To jest zbyt świeże. Ciągle mam w głowie swój płacz i prośby i jej twarde zaprzeczenia. Nie wierzyła własnej córce, więc o czym mam z nią rozmawiać?

Piotr nie mógł mnie uchronić przed zeznaniami na komendzie. Było pogotowie, rana postrzałowa, więc z automatu też policja. Wytrzymałam to, chociaż bałam się strasznie, że zabiorą mi Piotrka do więzienia lub coś z tych rzeczy. Jego ojciec uspokoił mnie, wszystko zrzucili pod obronę konieczną. Działali na własną rękę bez policji, ale przecież komendant, reszta tych niebieskich żołnierzyków i mafia Piaskowskich to przyjaciele. Jak w bajce. Bo przecież tylko bajki kończą się tak dobrze.

Teraz po prawie dwóch tygodniach, doskonale radzę już sobie sama. Nie no, przecież we dwoje, z Piotrem... Tworzymy taka mini, bezdzietną rodzinkę. Tak... Jeszcze nie tworzymy właściwie niczego, bo jak na razie jestem tylko "dziewczyną" i mimo, że opadły już dawno te całe emocje, to nie zanosi się na zmiany. O czym ja myślę? Nie znamy się za krótko? Ale co ja zrobię, że czuję jakbym znała go już minimum z rok. Jest dla mnie jak otwarta książka, wiem jakie są jego wady, zalety, słabości i silne strony. Czego mam chcieć więcej? Miłość mnie przepełnia i zaczynam marzyć o białej sukience. Typowa ze mnie kobieta. Kto by pomyślał? Ale on to chyba nigdy się nie domyśli, a może nie chce?

- Gotowa? – mój mężczyzna wyrywa mnie z tych pół romantycznych rozmyślań.

- Tak. – Uśmiecham się leciutko.

Biorę go za rękę i wychodzimy z jego mieszkania. Zjeżdżamy windą i wsiadamy do Astona Martina. Piotr włącza jakąś fajną, rytmiczną piosenkę, która mnie odpręża i wywołuje uśmiech. Same pozytywne myśli. Podróż nie trwa długo. Po dziesięciu minutach jesteśmy pod małym, białym domkiem na obrzeżach miasta.

Idziemy do drzwi i dzwonimy dzwonkiem, po chwili drzwi otwiera nam zdziwiony blondyn.

- Możemy wejść? – Piotr odzywa się pierwszy i widzę jak stara się być spokojny. Za wszelką cenę.

Arek przytakuje i wpuszcza nas do środka. Widzę, że na jego ręce ciągle jest opatrunek. Rozglądam się po pomieszczeniu. Jest dobrze urządzone, chociaż surowe. Widać, że mieszka tu sam.

Blondyn zaprasza nas do salonu. Siadamy na skórzanych, czarnych kanapach i przytakujemy, kiedy proponuje nam coś do picia. Wygląda jakby był trochę w szoku, raczej nie spodziewał się tej wizyty. Cały czas niepewnie spogląda na Piotra. Siada naprzeciwko nas i upija spory łyk whisky, której sobie nalał.

Zapinam Twoje SpodnieWhere stories live. Discover now