Rozdział 1

23.5K 825 610
                                    

Wybiła druga w nocy. Zapanował chłód. Na dworze nie było nikogo. Wszystko co żywe pochowały się do swoich nor lub innych legowisk. Rozsądni ludzie już dawno spali. Najbliżsi - dwie mile od mojego aktualnego miejsca pobytu.

Hyattstown było ostatnim przystankiem jaki odwiedziłam, odkąd zjechałam z drogi międzystanowej nr 270 w stanie Maryland. Niewielka mieścina w której zatankowałam bak samochodu i zjadłam skromny posiłek w meksykańskiej knajpie, była tak mała, że nie posiadała swojego posterunku szeryfa. Należała do okręgu Frederick, które znajdowało się stosunkowo daleko. Właśnie dlatego wybrałam to miejsce na przystanek.

Niecałe dwie mile dalej, w dość dłużej puszczy, znajdowała się niewielka polana - miejsce naszego spotkania. Do celu prowadziły kręte leśne drogi, które były w fatalnym stanie. Już po kilku minutach jazdy gratulowałam sobie wyboru terenowego auta z wypożyczalni, a nie jak zwykle - klasycznej Crown Victorii z niskim zawieszeniem.

Droga usłana dziurami spowalniała moje tempo kilkukrotnie. Że też wcześniej nie zbadałam tego terenu. Miałam już kilka minut opóźnienia.

Po kilkudziesięciu minutach mozolnej jazdy w tempie ślimaka, dotarłam na otwarty teren, który z każdej strony był okryty grubą warstwą drzew. Dotarła do celu.

Zaparkowałam pod wielkim dębem. Zgasiłam samochód i wyszłam na świeże, zimne powietrze. Nim usłyszałam Trzask zamykanych drzwi terenowego wozu, na mojej piersi widniało kilka świecących czerwonych plamek.

Celowniki laserowe.

W tym samym czasie zza drzew wynurzył się On. Jak Pan Mroku, owiany w czerń, powoli wychodził z ciemności, która panowała między drzewami. Blada skóra mocno kontrastowa z kruczoczarnymi włosami. Światło księżyca sprawiało, że jego cera wyglądała jeszcze bardziej upiornie.

- Nikt cię śledził? - Choć wypowiedział te słowa prawie szeptem, słyszałam go tak, jakby powiedział mi to prosto do ucha.

- Nie - odpowiedziałam spokojnie, nie wyrażając w swoim głosie żadnych emocji.

- Jesteś czysta? - Padło kolejne pytanie, tym razem odnośnie tego, czy mam gdzieś przy sobie jakieś pluskwy.

- Tak. - Pokiwałam głową.

Haron skinął w moją stronę. Następnie podniósł rękę na wysokość w swojej głowy. Gdzieś za nim, w głębi lasu usłyszałam kilka charakterystycznych dźwięków, towarzyszącemu zabezpieczeniu broni. Czerwone lasery zniknęły z mojej piersi. Do moich uszu dotarł dźwięk cichych kroków,stawianych nieopodal. Chwilę później mocne reflektory jednego z samochodów poraził mnie prosto w oczy.

- Nie na długich, baranie - mruknęłam zirytowana, mrużąc oczy i osłaniając się dłonią. Chwilę później natężenie reflektorów zmniejszyło się na tyle, abym mogła normalnie patrzeć.

- Cześć kochanie. - Usłyszałam znajomy głos. Mogłabym przysiąść, że w tym momencie szczerzył swoje śnieżnobiałe zęby.

- Tyle lat współpracy, a ty nadal mi nie ufasz. Zupełnie jakbyś mnie nie znał - prychnęłam oburzona.

- Oj maleńka... - zaczął i już chciał do mnie podejść, ale cofnęłam się o krok.

- Stul pysk. Przejdźmy już do interesów. Spieszę się - warknęłam.

Jeden szybki gwałtowny ruch wystarczył, aby pochwycić mnie w swoje objęcia. Przycisnął moje plecy do swojego brzucha i oplótł mnie ramionami, unieruchamiająca ręce.

- Ktoś tu jest wściekły - szepnął mi prowokacyjnie do ucha.

- Haron, puść mnie. Teraz. - Szarpnęłam się mocno.

Alley ✔️ Onde histórias criam vida. Descubra agora