Rozdział 7

9.2K 590 143
                                    

Obudziłam się przez głośne uderzenia w kraty. Z resztą nie tylko ja, bo wszyscy więźniowie właśnie się przeciągali po długim śnie. Gdy hałas ustał zobaczyłam wysokiego, krępego policjanta, który go zrobił.

- Wstawać nędzne gnidy! - wrzasnął. - Odwróćcie się tyłem do drzwi w stronę przeciwległych  krat. Ręce za głowę i stać tak do póki nie odwołam mojego rozkazu. Kto go nie wykona nie dostaje żarcia.

Zauważyłam, że reszta osób to robi, więc, z wielką niechęcią, również to uczyniłam. Miałam teraz widok na byłą celę Benjego.

On leżał na ziemi w takiej pozycji jak by cały czas spał. Zapewne zaraz się zorientują co jet grane. Zacznie się panika i dochodzenie w tej sprawie. Każdy będzie sfrustrowany i przerażony, a ja... będę się śmiać i mieć uciechę z tego zamieszania.

W innych celach otworzyły się drzwi. Strażnicy wkładali do nich tacki ze śniadaniem. Usłyszałam jak ktoś otwiera moją cele kładzie na niej coś metalowego, a potem ją zamyka.

Czuję się jak w pałacu. Służba przynosi mi jedzenie. Gdyby tylko nie te kraty...

Do celi Benjiego właśnie podchodził jakiś strażnik.

- Hej! Ty! Wstawaj!

Trup nie reaguje.

- No dalej, ty szumowino.

Nic.

- Rusz dupę!

Dalej nic.

- Nie mam całego dnia.

W końcu traci cierpliwość. Odkłada tacę na podłogę i wchodzi do celi.

- Wstawaj! No dalej ty świnio!

Kopie go lekko w brzuch, lecz to wystarcza, aby zwłoki przewróciły się na plecy, ukazując sine i zimne ciało z szeroko otwartymi ze strachu oczyma.

Cofa się przerażony.

- Co się dzieje Ackerman. - pyta facet który nas obudził.

- T-t-tr-u-u-tru...

- No wysłów się wrszcie!

- Trup!

Przez chwilę panuje całkowita cisza. Nikt nic nie mówi, mam wrażenie, że też nie oddycha. Nikt z policjantów ani więźniów nic nie robi. Jak by czas stanął w miejscu. Nagle zapada istny chaos,  nie do ogarnięcia. Podśmiewóję się na ten widok.

Przestępcy przekrzykują się jak dzieci, obstawiając kto to zrobił, kto był na tyle śmiały i chwaląc się, że to oni, robiąc tymi wrzaskami okropny hałas. Gliniaże biegali w te i wewte zbierając informacje i panikując. No bo kto jest na tyle odważny, aby zabić kogoś i nie zostać nieazuważonym.

Trwało to do momentu, gdy drzwi otworzyły się z hukiem. W nich stanął dobrze mi znany dyrektor FBI.

- Kto wczoraj miał nocną zmianę? - zapytał, a jego głos rozszedł się echem po pomieszczeniu, sprawnie wszystkich uciszając.

- J-ja. - Odezwał się patykowaty młodzieniec z żatkimi, słomkowymi, czarnymi włosami.

- Warner, zostajesz zawieszony na rok w służbie i przeniesiony do drogówki. - Warknął John.

- Ale...

- Żadnego ale. - powiedział tonem nieznoszącym sprzeciwu.

Muszę przyznać, że facet jest całkiem niezłym przywódcą.

- Wypoerdalaj stąd zanim przed wyjściem postanowię skopać ci tyłek.

Ten którego zwą Warner wyszedł jak zbity pies z pomieszczenia.

- A teraz do roboty!- Krzyknął Dymberley. - Wieczorem na moim biurku ma się znaleźć co najmniej dziesięcio-stronowy raport na temat tego zabójstwa! Zrozumiano?!

- Tak jest! - Powiedział tuzin policjantów. Potem każdy zajął się swoimi sprawami.

John stanął przy celi Benjiego i zaczął lustrować wzrokiem całe pomieszczenie z celami, więźniów i policjantów. Starał się znaleźć winowajce i ewentualne niedoskonałości pokoju, dzięki którym mógł tu przyjść ktoś z zewnątrz.

Nic takiego nie znajdzie, bo już wiele razy robiłam przegląd tego pomieszczenia. Nie jestem specjalistą, ale dziesięciocentymetrowe ściany, stalowe kraty, brak okien, tuzin policjantów i umieszczenie celi pod ziemią skutecznie zapobiegają wejściu i wyjściu niezuważonym, innym wejściem niż to główne.

Wiedziałam, że prędzej czy później mnie przejży. Przecież są kamery. W prawdzie starałam się wykonać całą robitę w ślepym miejscu, ale kto wie? Może jednak psy mają większe mózgi niż myślałam?

Dawno, bo jeszcze przed przyjazdem tu, postanowiłam sobie, że będąc w takim miejscu jak to, postaram się doprowadzić porządek dzienny do takiego chaos, że zapamiętają mnie jeszcze długo. Chciałam wpisać się do historii przestępców, jako najgroźniejsza kobieta świata. Chciałam mieć bogatą kartotekę i aby to mną straszono dzieci i młodych rekrutów, a nie, na przykład, Kubą Rozpruwaczem. I tak wpisałam się do historii FBI, bo jako pierwsza dokonałam morderstwa w takim miejscu. Mnie jednak jeszcze mało.

Gdy jego wzrok spoczął na mnie, uśmiechnęłam się kpiąco.

Ten na początku spojżał na mnie zdziwiony. Potem zacisnął wargi w wąską linie i zatrzymał policjanta, który akurat obok niego przechodził. Powiedział coś do niego, a ten poszedł po swoich kumpli.

Podeszli do mnie.

- Szef cię wzywa. - powiedział ten którego widziałam z Johnem.

- Tego się nie spodziewałam. - powiedziałam głosem ociekającym sarkazmem.

Niedługo potem zostałam prowadzona przez parę korytarzy. Weszliśmy do paru wind i pod eskortą sześciu goryli zostałam odstawiona do pokoju przesłuchań.

Alley ✔️ Wo Geschichten leben. Entdecke jetzt