Rozdział 17

7K 464 51
                                    

Po raz drugi w tym miesiącu obudziło mnie walenie w kraty. Z jękiem przewróciłam się na łóżku i spojrzałam w stronę korytarza. Stał tam mężczyzna dość mocnej postury i gumową pałką uderzał w metalową rurę, podtrzymującą dach.

- Ko-la-cja! – wydzierał się cały czas.

Po sali przeszły pomruki. Chyba nie tylko ja postanowiłam uciąć sobie komara.

- Wstawać! – krzyczał dalej.

- Już, już. Zluzuj majty, bo ci pękną – mruknęłam, lecz chyba to usłyszał.

- Zgadzam się z nową – powiedział jakiś głos z celi obok.

- Zamknąć ryje! – znów się wydarł. – A teraz grzecznie się odwróćcie tyłem do krat i czekajcie, aż was ktoś zakuje i wyprowadzi na kolacje. – Ten gość jest chyba bipolarny, bo na początku zdaje się, jakby był w świetnym humorze, potem jest wściekły, a na końcu to oaza spokoju.

Postąpiłam, wprawdzie niechętnie, według instrukcji. Zakuta, zostałam wyprowadzona na korytarz i ustawiona w szeregu.

- Czuję się, jakbym to ja była psem – mruknęłam.

Usłyszałam parsknięcie z boku. Odwróciłam się w tą stronę. Obok mnie stała niska brunetka, o dość mocnej posturze.

- Przyzwyczaisz się – odparła. – Kris jestem.

Nie odpowiedziałam.

- A ty...?

Nienawidzę nachalnych osób. Spojrzałam jej w oczy.

- Alley – odpowiedziałam, a ta wzdrygnęła się i opuściła wzrok.

- Fajny kolor... tęczówek – wyjąkała. – Taki... dwukolorowy.

Coś tam jeszcze nawijała, ale ja jej już nie słuchałam. Może jednym uchem. Jedyne co dotarło do mnie z tej paplaniny, to to, że nie zamierza się ode mnie odczepić.

Weszliśmy do stołówki. Pomieszczenie przypominało wielki magazyn. Przy ścianach byli strażnicy uzbrojeni po zęby. Były tu poustawiane setki stolików. Ustawiłam się w bardzo długiej kolejce, po tym, jak zostałam rozkuta. Ciekawe co tu będą serwować? Mam nadzieję, że coś lepszego niż papka, dosłownie, ze wszystkiego.

Kolejka ciągnęła się w nieskończoność. W końcu, po dwudziestu minutach, dostałam swoją tackę z apetycznie wyglądającymi brokułami. Mniam. Nienawidzę brokułów.

Rozejrzałam się po sali. Nie było tu ustalonego schematu. Każdy mógł siedzieć tam, gdzie chciał i z kim chciał. Kobiety z mężczyznami. Słaby rygor z zaostrzonym, średni z tym i tym. Jako, że byłam prawie ostatnia w kolejce, nieźle musiałam się natrudzić, aby wyszukać wzrokiem jakiś wolne miejsce. W końcu wyhaczyłam całkiem sporą pustą ławkę. Siedział przy niej niski, pulchny facet.

- Nie radzę ci do niego iść – szepnęła mi Kris. – Siedzi za dilerkę, ale i tak wsadzili go do średniego rygoru dla mężczyzn. W sumie to nikt nawet nie wie jak ma na imię.

Przyjrzałam się mu uważniej. Jak wspomniałam, niski i pulchny. Na głowie miał dziwnie znajomą bejsbolówkę. Nie miał ani jednego włoska, ale za to posiadał wielką i puchatą, rudą brodę.

- Czy on nie ma bejsbolówki z podpisami New York Yankess?

- Owszem.

Bez zastanowienia skierowałam się w jego stronę. Brałam pod uwagę, że spotkam tu kogoś znajomego, ale nie sądziła, że akurat jego.

Alley ✔️ Where stories live. Discover now