Rozdział 9

9.1K 652 138
                                    

- Z tego co wiem, Alley to twój pseudonim. Jakie jest więc twoje prawdziwe imię?

- Alley powinno ci wystarczyć. - powiedziałam do Johna. - Następne pytanie.

- A nazwisko?

- Mówiłam. Będę odpowiadać tylko na te pytania, na które będę miała ochotę. Dalej.

- Imię matki, ojca?

- Dalej. - warknęłam. Te pytania są idiotyczne.

- Data urodzenia? - Zapytał z niepewnością.

- Siedemnaście lat temu.

- W końcu coś! - Ucieszył się. Zapisał coś na swojej teczce i ponownie zwrócił się do mnie. - Czyli masz tylko siedemnaście lat!? Wyglądasz na starszą.

- Urok osobisty. Dalej.

- Jest coś bardziej osobistego co mi zdradzisz? - Zapytał nadal wstrząśnięty.

- Hm... - Udałam, że się zastanawiam. - Nie.

- Uczęszczałaś gdzieś może? Koła, zloty, kluby?

- Nie

- Gdzie się w takim razie uczyłaś? - Zapytał autentycznie zaciekawiony.

- W domu. - Odpowiedziałam krótko.

- Miałaś prywatnych nauczycieli?  - zapytał z nadzieją.

- Mama, mnie uczyła. - westchnęłam.

- Masz rodzeństwo?

- Nie.

- Co z twoją rodziną?

- Nie żyje. - Powiedziałam wypranym z uczuć głosem.

John przyjrzał mi się uważnie. Wymienił spojenia z Flux.

Czyż by właśnie odkryli moją pietę Achillesa?

- Przykro mi... - Zaczął, ale mu przerwała.

- Tak!? Na prawdę przykro ci!? - wybuchnęłam. Wstałam z krzesła i zaczęłam chodzić w kółko po pokoju. - Przykro ci z powodu śmierci rodziców przestępcy!? Przestępcy! - Wymachiwałam rękoma. - Pewnie się cieszysz, bo masz mniej papierków do wypełnienia.

- Twoje zachowanie jest zabawne. Doprawdy. - kontynuowałam. - Tobie jest przykro ze śmierci niewinnych osób! Nie ze śmierci rodziców kogoś takiego jak ja. - Usiadłam na swoim miejscu. Wzięłam parę głębokich wdechów i wydechów, aby się uspokoić. - Kontynuujmy. - Powiedziałam już spokojniej.

Zaskoczeni i zdezorientowani policjanci spojrzeli na mnie ze zdziwieniem.

- Eee... To może przejdźmy do kartoteki. - zaproponowała niepewnie Rose.

- Popełniłaś dwadzieścia cztery przestępstwa, w tym cztery udowodnione, a dwa z nich ze szczególnym okrucieństwem, plus zabicie światka koronnego, Benjamina. Podczas twojego zatrzymania, twoje kule trafiły trzynastu policjantów tworząc na nich liczne uszkodzenia. Dwóch z nich nie życie, a troje mają stały uraz i nigdy nie odzyskają w pełni sprawności fizycznej. Cała reszta jest postrzelona w różnych częściach ciała. - Mówiła. - Wychodzi na to, że finalnie masz ofiar zabitych dwadzieścia siedem...

Nie mogąc się powstrzymać, parsknęłam głośno śmiechem. Sierżant spojrzała na mnie zła i zdziwiona moim nagłym wybuchem śmiechu.

- Zaktualizujcie dane. - rzuciłam nadal się śmiejąc. - Nie liczyłam swoich ofiar, ale jestem pewna, że nie mam ich dwudziestu siedmiu.

- To znaczy? - John?

- To znaczy, że mam ich ponad siedemdziesiąt, w tym połowa zginęła na torturach. Doliczając do tego jakiś tuzin osób z trwałym uszkodzeniem ciała i trzy tuziny postrzelonych przeze mnie.

Alley ✔️ Donde viven las historias. Descúbrelo ahora