Rozdział 58 cz. 1

6.5K 390 459
                                    

Mieliście kiedyś tak, że przez całe życie musieliście ostro zapierdalać, a i tak nie wyrabialiście się z robotą i wszystkie ważne sprawy zalegały na biurku tak długo, aż w końcu zrobił się z tego niezły burdel? A kiedy w końcu udaje się uporać z tym całym bałaganem, jakimś niewyjaśnionym sposobem, to nie ma co ze sobą zrobić. Siedzi się znudzonym jak mops i przeszukuje najciemniejsze zakamarki umysłu, szukając czegoś, co powinno się jeszcze zrobić, a się o tym zapomniało, bo nie można dopuścić do siebie myśli, że pierwszy raz od naprawdę długiego czasu nie trzeba niczego nadrabiać. Pewnie wiele osób tak ma, więc teraz doskonale mnie rozumieją.

Całe swoje życie, czyli dokładnie pięćdziesiąt cztery lata zapierdalałem jak głupi. Najpierw po to, by dostać się na to stanowisko, co oczywiście było poprzedzone podkładaniem kłód pod nogi wszelkiej konkurencji, a potem musiałem dopilnować, by na tym stanowisku się utrzymać. Dwadzieścia cztery godziny na dobę byłem narażony na ciągły stres, od którego i tak przedwcześnie osiwiałem. Pewnie następne w kolejce będzie wypadanie włosów. Super.

Wracając, bo kompletnie odszedłem od tematu, dziś mam taki właśnie dzień, w którym dosłownie nic nie muszę robić. Od rana popodpisywałem tylko parę papierków i powydzierałem się na ludzi. Moi pracownicy zwlekają z wynikami badania DNA i sekcji zwłok z ostatniej sprawy. Raporty nadal do mnie nie przyszły, a są już spóźnione o dobry tydzień. Bez nich sprawa dwóch rosjaninów zastrzelonych w spalonej kamienicy stoi w miejscu i za nic nie można jej ruszyć, bo nie mamy dobrego punktu zaczepienia.

Dochodzi dwunasta, a ja ze wszystkim co musiałem, już dawno się uporałem. Siedzę od dwóch godzin w gabinecie i od tamtej pory nie mam dosłownie nic do roboty. Czuję się z tym bardzo dziwnie. Tak więc co może zrobić znudzony Johnny?

Znudzony Johnny może oddać się swojemu hobby!

Tak, mam hobby.

Nie, nie zwariowałem.

Przynajmniej tak myślę.

Otóż lubię statki. Uwielbiam statki! Kocham statki! Gdy byłem młody, wraz z ojcem, który był oficerem marynarki wojennej często wypływaliśmy w morze na różne wycieczki. To były czasy... Chciałem pójść w jego ślady, lecz tak jakoś wyszło, że skończyłem za biurkiem na stałym lądzie. Ile bym dał, aby znowu poczuć jak podłoga buja się pode mną wraz z rytmem fal... Teraz jestem stary i nie mam czasu jeździć nad morze i żeglować w stronę zachodzącego słońca, łowić szprotki i upijać się do upadłego, modląc się, by nie skończyć następnego dnia za burtą.

Praca zabiera mi życie.

Gdy zacząłem pracować w biurze, nagle okropnie mi zabrakło statków i wody. Na samym początku wariowałem. Nie mogłem wytrzymać w gabinecie. Później kupiłem sobie niewielkie akwarium z paroma rybkami, ale nie mam talentu do opiekowania się zwierzętami, więc szybko zdechły. Na całe szczęście w końcu znalazłem coś, co zadziałało na moje skołatane nerwy.

Układanie modelów najróżniejszych żaglowców.

To jest coś! Praktycznie każdą wolną chwilę przeznaczam na tę cholernie drobiazgową robotę. Wiecie jakie to jest fascynujące, gdy przykleja się małe elemenciki, aż w końcu powstaje prawdziwe dzieło? Ten moment, w którym starasz się nawet nie oddychać, bo boisz się, że najmniejszym, niewłaściwym ruchem zburzysz całą konstrukcję. Ta satysfakcja, gdy patrzysz na skończoną pracę! Uwielbiam to. W gabinecie mam kilkanaście modeli, które kocham nad życie. George Stager, Fryderych Chopin, Dar... Kurwa.

Schyliłem się w poszukiwaniu kawałka masztu od modelu, który aktualnie składam. Mir - piękny biały statek ze śnieżnobiałymi żaglami. Niestety te żagle nie zawisną, jeśli nie znajdę tego piekielnego masztu! Gdzie się podziało to małe gówienko?

Alley ✔️ Tempat cerita menjadi hidup. Temukan sekarang