Rozdział 2

11.6K 662 221
                                    

Nic nie znaczący dźwięk rozpętał prawdziwą jatkę.

Pozornie normalny i niczym nie wyróżniający się dźwięk krakania kruka rozszedł się echem po okolicy. Mając złe przeczucia, wyprostowałam się, marszcząc brwi. Zlustrowałam czujnym wzrokiem las przede mną.

A potem nastąpił wybuch.

Fala uderzyła we mnie z siłą na tyle dużą, abym odleciała na kilka metrów przed siebie. Poleśnie uderzyłam klatką piersiową w ziemię. Głowa pulsowała mi tępym bólem spowodowanym uderzeniem w wystający korzeń. Czułam jak cienka stróżka krwi spływa mi gdzieś w okolicach brwi. Zamroczyło mnie na kilka chwil. Nie byłam w stanie ruszyć żadną kończyną. Były sztywne jak kłody. Głosy docierały do mnie przytłumione, jakbym była pod wodą, między mną a innymi, oddzielała mnie tafla wody.

Nagle wszystko ustało.

Sekundę później wszystkie hałasy uderzyły we mnie ze zdwojoną siłą. Sprawił, że prawie rozsadziło mi czaszkę. Nagła, niespodziewana dawka adrenaliny uderzyła we mnie z ogromną siłą. Otworzyłam szeroko oczy i zaczęłam się podnosić. Ujrzałam przed sobą pędzącą w moją stronę męską sylwetkę.

Poruszony Haron podbiegł do mnie i złapał za rękę, pomagając wstać. Gdy w końcu stanęłam na nogi, pociągnął mnie w kierunku swoich samochodów. Szybkim marszem, pod osłoną drzew kierowaliśmy się do trzech, czarnych bestii.

- Wysadzili twój samochód - poinformował mnie. - Zostało w nim kilka paczek kokainy, więc raczej starajmy się stąd zmyć jak najszybciej, bo zobaczymy disco-ślimaki - ostrzegł mnie.

Kaszlnęłam głośno.

- Rusz się! - krzyknął. - W jakiś sposób psy dowiedziały się o dzisiejszym przekazaniu towaru.

Nadstawiła uszu. Rzeczywiście. Odtarł do mnie przytłumiony odgłos syren policyjnych. Krew odpłynęła mi z twarzy.

- Ale jak to? - Prawie krzyknęłam. - Może któryś z twoich ludzi puścił parę? - oskarżyłam ludzi, którzy aktualnie w panice załadowywali ostatni towar na pakę samochodów.

- A może to ty? - Oburzył się. - Do dzisiaj nic im nie mówiłem. O wszystkim dowiedzieli się kilka godzin temu.

- Daj spokój! - zatrzymałam się za pieniem grubego dębu. Ze złością łypnęłam na niego oczami. - Nie jestem jakimś ścierwem pokroju Benjego!

- Nie byłbym taki pewny - spiorunował mnie wzrokiem. - Nikt oprócz ciebie i mnie nie wiedział o dzisiejszej akcji.

- Jak śmiesz mnie oskarżać o taki coś?! - Otworzyłam usta, mrużąc wściekle oczy. A może to ty jesteś kapusiem? A teraz tylko udajesz świętego, którym nigdy nie byłeś. - Dźgnęłam go palcem w pierś.

Poczułam soczysty policzek. Momentalnie skóra zaczęła mnie piec w miejscu gdzie przyłożył mi Haron.

Nie zastanawiając się długo, ani nie czekając na jego reakcję, oddałam uderzenie. Mocnym i wypracowanym prawym sierpowym, przyłożyłam mu w szczękę. Byłam niemal pewna, że coś strzyknęło.

- Kurwa - powiedział zaskoczony. Masując żuchwę.

- Nigdy nawet nie próbuj oskarżać mnie o coś podobnego - warknęłam wściekła.

Stanęłam sztywno, z zaciśniętymi pięściami. Zaciskając zdecydowanie zbyt mocno szczękę, mierzyłam w niego morderczym wzrokiem.

- Dobra! Sorry! - ryknął. - Poniosło mnie. - przyznał podnosząc ręce do góry. - A teraz lepiej spływajmy stąd, bo zaraz nas złapią - mruknął. - Biegnij za mną - polecił, a następnie ruszył sprintem w stronę wozów.

Alley ✔️ Where stories live. Discover now