Rozdział 38

5.9K 436 142
                                    


Przez całą drogę zastanawiałam się na czym ma polegać test. Owszem, Riggs powiedział mi, a raczej nakreślił, czego mogę się spodziewać, ale to zupełnie co innego. Zapewne nie będzie trudny, przynajmniej dla mnie. Przez całą drogę mi i Johnowi towarzyszyło sześciu ludzi, w tym dwóch pakerów, którzy mnie pilnowali. W końcu dotarliśmy do jakiegoś dużego magazynu, jednego z czterech stojących na terenie kampusu. Weszliśmy do środka, a na zewnątrz zostało tylko dwoje ludzi, którzy pilnowali wyjścia. Kompletnie nie rozumiem po co te środki bezpieczeństwa.

Przeszłam przez drzwi, a moim oczom ukazało się duże i przestronne pomieszczenie. Prawie całą wolną przestrzeń zajmowało coś w rodzaju toru przeszkód.

- Dobra, chcę mieć to już za sobą – rzekł John i obrócił się w moją stronę. – Szybko ci wytłumaczę na czym to wszystko polega, a potem odstawię cię do tej szkoły. Chcę jak najszybciej skończyć tą całą sieczkę. A więc... – odchrząknął. – Musisz przebiec ten tor w jak najkrótszym czasie, to jest maksymalnie pięć minut. To bardzo dużo czasu, więc na pewno dasz radę. Biegniesz, biegniesz, potem wspinasz się na tą ściankę, przeskakujesz ją i znowu biegniesz. Potem przeskakujesz tamte płotki – pokazał ręką odcinek z płotkami – następnie wspinasz się po linie, wchodzisz na tamten podest, omijasz slalomem postawione tam przeszkody, następnie skaczesz w dół, nie martw się jest tam trampolina, znowu biegniesz, musisz przeczołgać się pod tamtymi prętami, wstajesz na nogi i koniec. – zakończył.

- Okej... - przetwarzałam informacje. – To wszystko? – upewniłam się.

- Tak – potwierdził. – Co do wykonania poprawnie ćwiczeń, chodzi tu tylko o to, abyś zdążyła przed upływem czasu i mniej więcej stosowała się do instrukcji.

- Mniej więcej? – dopytywałam.

- To znaczy, że nie musisz odwzorować tego ćwiczenia słowo w słowo – wytłumaczył, podejrzliwie mi się przyglądając.

- Dobra, już wszystko kapuję, kiedy zaczynamy? – zapytałam.

- Na trzy – oznajmił Dymberly. – Hadrian będzie ci mierzył czas. – wskazał na znajomego człowieka.

- Hejka Hadrian! – pomachał do niego.

- A idź mi wiedźmo – machnął na mnie ręką. – Nie znam cię, spadaj. Po ostatnim naszym spotkaniu mam cię dość.

- Czuję się urażona. – Teatralnie przyłożyłam dłoń do serca.

- Nie obchodzi mnie to – wzruszył ramionami. – Raz... dwa... trzy... START! – krzyknął, a ja zerwałam się ze swojego miejsca w tej samej setnej sekundy, w której powiedział słowo „start". Co za oszust! Nie poczekał aż się ustawię na początku.

Gdy zerwałam się do biegu, mój mózg się jakby wyłączył. Miałam cel i będę do niego dążyć tak długo, aż go nie spełnię. To jest mój, jeden z wielu zresztą, odruchów.

Biegłam tak, a gdy dotarłam do niewysokiej ścianki wspinaczkowej, szybko zahaczyłam ręce w odpowiednich miejscach i podciągnęłam się przerzucając swoje ciało na drugą stronę. W ten oto sposób zaoszczędziłam dobre dziesięć sekund. Gdybym wspinała się normalnie i normalnie zeszła zajęłoby mi to o wiele dłużej. Gdy wylądowałam po drugiej stronie na ugiętych nogach, szybko się podniosłam i znowu rozpędziłam. Tym razem musiałam przeskoczyć pięć płotków, więc zależało mi na tym, aby rozwinąć odpowiednio szybką prędkość. Pomiędzy nimi było dość mało przestrzeni i oszacowałam, że jeśli będę dostatecznie szybko biec i dostatecznie mocno się odbije uda mi się przeskoczyć pierwsze dwa. Tak też zrobiłam i cudem nie zahaczyłam nogą o ostatni. Prawie upadłam na twarz, ale szybko przyjęłam pozycję do przewrotu i przeturlałam się krótki odcinek. Późniejsze trzy płotki nie były tak blisko przy sobie, więc po szybkim wstaniu przeskoczyłam je już normalnie. Dzięki fikołkowi zaoszczędziłam dużo prędkości i czasu, ale i tak sporo zwolniłam.

Alley ✔️ Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz