Rozdział 6

9.5K 583 91
                                    

Do końca dnia nic ciekawego się nie działo. John jednak nie wezwał mnie na przesłuchanie. Poza paroma ostrymi wymianami zdań między strażnikami i współwięźniami, nie było o czym warto wspominać.

Siedziałam na materacu. Nie mogłam zasnąć, a raczej nie chciałam. Musiałam coś załatwić. Nie wiem, czemu tego nie zrobiłam wcześniej, skoro wiedziałam, że może wpędzić mnie do grobu. Ryzykowałam wiele. Teraz gdy to ryzyko wzrosło, muszę z tym skończyć.

Już dawno przeczuwałam, że prędzej czy później zmieni stronę. Często widziałam to w jego oczach.

Teraz gdy jest tu, może wszytko wypaplać. Wie o mnie zbyt dużo. Muszę się go pozbyć.

Więc dlaczego wcześniej tego nie zrobiłam? Był mi potrzebny. Miał kontakty, których ja wtedy nie miałam. One pomogły mi wystartować. Gdy uzyskałam powiązania w bardziej wpływowych strefach, zerwałam z nim umowę. Od tamtego czasu go nie widziałam, a minęło prawie pięć lat. Aż do dziś. A raczej wczoraj, bo parę godzin temu minęła północ.

Wstałam z materaca i wlekąc za sobą koc, podeszłam do krat celi należącej do Benji'ego. Rozejrzałam się.

Trwała teraz zmiana warty, więc przez przynajmniej dwadzieścia minut nikogo nie będzie, z wyjątkiem jednego, śpiącego z resztą, strażnika. Z tego co udało mi się zauważyć, wszyscy prócz mnie spali.

Ukucnęłam przy kratach i wzięłam do ręki, leżącą nieopodal, kredę. Przełamałam ją na trzy części, z czego jedną rzuciłam w głowę Benji'ego.

- Hej! – szepnęłam na tyle głośno, że mógł usłyszeć. – Wstawaj.

Ten poruszył się, ale nie wstał. Nadal spał. Postanowiłam spróbować innym sposobem. Włożyłam rękę przez kraty do sąsiedniej celi. Wyciągnęłam się jak najdalej. Koniuszkami palców zahaczyłam o kaptur jego bluzy. Z całej siły przyciągnęłam go do siebie, pomagając sobie po drodze drugą ręką. Udało mi się przyciągnąć go aż do krat, co jest nie lada wyzwaniem, bo facet jest ciężki.

Teraz tylko muszę być cicho.

Mężczyzna obudził się i szybko stanął na nogi. Chciał się cofnąć, lecz nie zdążył, bo przytrzymałam go za ręce.

- Mówiłam, że tą rozmowę dokończymy.

- Teraz? – zapytał niezadowolony.

- Tak, teraz – odpowiedziałam twardo.

- Co tu robisz? – zaczęłam. – Sam dałeś się złapać?

- Za kogo ty mnie uważasz? – oburzył się, choć w rzeczywistości sikał w portki. – Zwinęli mnie przy wprowadzaniu na statek żywego towaru. A poza tym, nie dałbym się złapać.

Podeszłam jak najbliżej krat, złapałam chłopaka za kołnierz i przysunęłam go do siebie tak, że się pochylał.

- Kłamiesz – wysyczałam. – Dobrze wiemy, że w ostatnim czasie nie było żadnego handlu żywym. Wiem więcej niż myślisz, kotku. – wyprzedziłam jego pytanie. – Mam znajomości. I to duże. Przyznaj się – warknęłam. – Ile osób już wydałeś?

- Ja nie wiem o czym ty...

- Nie pieprz głupot. Świadek koronny? Co za to dostaniesz?

- Skąd...

- Intelekt. Ile?

- Pięć – wyszeptał. – Miałem do wyboru zgnić w pudle lub mieć wyczyszczoną kartotekę i żyć normalnie.

- Wolałabym zginąć w pierdlu. Jak raz wdepniesz w to bagno, nigdy się nie wydostaniesz.

- Zawsze można mieć nadzieję.

- Nadzieja matką głupich.

Obróciłam go do mnie tyłem i przytrzymałam złączone nadgarstki. Mimo, iż to on był wyższy, teraz to ja górowałam nad nim.

- Co ty...

- Nieważne, że być może nie znałam tych, których wydałeś – wyszeptałam mu do ucha. – Takich tchórzy  jak ty trzeba tępić.

Wepchnęłam mu głęboko do gardła jeden z trzech kawałków kredy. Przewiązałam kocem jego szyję i przyciągnęłam go mocno do siebie, tak, że uderzył w kraty. Przez całą tę operację, próbował się wyrwać. Gdy zasłoniłam mu ręką usta i docisnęłam koc jeszcze mocniej, szamotanie stało się bardziej natarczywe. Przez co najmniej dziesięć minut walczyliśmy bezgłośnie. W końcu przestał się rzucać, a jego ciało zwiotczało. Poczekałam jeszcze chwilę, a gdy upewniłam się, że nie zaczerpnie już ani jednego oddechu, na tyle, na ile pozwalały mi kraty, ułożyłam trupa tak, aby wyglądał jakby spał.

Sama odeszłam w głąb mojej celi, ułożyłam się na materacu i przykryłam się kocem, który właśnie został narzędziem zbrodni.

Nie wiem, co będzie jutro. Nie wiem, jak zareagują gdy dowiedzą się, że Benji został zabity. Nie wiem, jak szybko dowiedzą się, że to ja zrobiłam.

Wiem jednak trzy rzeczy.

W dupie mam co będzie jutro.

Właśnie zabiłam świadka koronnego.

Jak zwykle nie mam wyrzutów sumienia.

Za to zmieściłam się w czasie. Gdy już wygodnie się ułożyłam, usłyszałam, jak ktoś wchodzi do więzienia. Właśnie skończyła się zmiana. W tej dwudziestominutowej przerwie pomiędzy wartami zostało dokonane coś, co zdarzyło się pierwszy raz. Potem zapadłam w spokojny sen.

xxx

Wszystkie rozdziały z dedykacją są poprawione przez

Alley ✔️ Where stories live. Discover now