Rozdział 47

5K 390 391
                                    

Na imprezie miałam znaleźć swój cel i wykonać przynajmniej część zadania. No cóż, okazuje się, że zamiast szukać, samo mi się dostarczyło. Ostatnio szczęście mi dopisuje.

W tle grała mocna i skoczna muzyka, ludzie tańczyli, skakali i robili różne inne wygibasy. Ja stałam z ręką ułożoną w pozycji, jakbym coś trzymała i tępo wpatrywałam się w osobę stojącą przede mną.

On zabrał mi szklankę.

On stał przede mną.

On się do mnie odezwał.

On spowodował śmierć Mark'a Owen'a.

On zwrócił na mnie uwagę.

On, on, on... On to, on tamto.

W tej chwili w mojej głowie toczyła się wielka burza, która co chwila wypluwała mi zdanie zaczynające się na "on". Niektóre zdania mówił jaki on dziwny, inne jaki on wspaniały, a jeszcze kolejne, co go podkusiło, aby zajebać mi szklankę?! No właśnie, co go podkusiło, aby zarąbać mi szklankę?

Przymrużyłam oczy i spojrzałam na niego groźnie, co będąc pijaną, musiało wyglądać zabawnie. Chyba tak też było, bo zamiast strachu ujrzałam na jego twarzy czyste rozbawienie. To jeszcze bardziej mnie sfrustrowało i fuknęłam niezadowolona, a on jeszcze bardziej się wyszczerzył.

- Oddawaj – nakazałam śmiertelnie poważnym tonem.

- Ty już chyba za dużo wypiłaś – powtórzył to samo zdanie, co parę minut wcześniej.

- No chyba nie – zaoponowałam. Nikt mi nie będzie mówił, czy za dużo wypiłam. Mogę robić co chcę! A ja chcę się napić tego drinka, którego nazwy zapomniałam.

- Ej, ej, Ash – zaczął, ale mu przeszkodziłam, bo zaczęłam próbować wyrwać mu szklankę z ręki. W tym momencie nie liczyło się to, czy zawartość szklanki wyląduje na podłodze, liczyło się to, że mu tą szklankę zabiorę.

W tym momencie przeklinałam mój wzrost. Nie byłam jakoś super niska, ale do wysokich też nie należałam. W prawdzie małemu zawsze łatwiej się schować, ale teraz wolałabym być duża. Skakałam i skakałam, a on z rozbawianiem przyglądał się, jak próbuję dosięgnąć szklanki, którą trzyma nad głową.

Chuj.

- Przypominam ci, że mieszkasz w internacie – zagadnął. – A chyba nie chcesz tam wrócić nawalona w trzy dupy? Opiekunki... – nie dokończył, bo mu przerwałam.

- W dupie mam opiekunki – mruknęłam. – Chcę mojego drinka!

Po chwili zastanowienia oddał mi go. Wypiłam duszkiem gorzką ciecz. Odłożyłam z hukiem szklankę na blat i przetarłam wierzchem dłoni mokre usta.

- Chodź. – Chłopak złapał mnie za nadgarstek i zaciągnął gdzieś w głąb domu. Po chwili znaleźliśmy się na dworze, gdzie również było parę osób. Jedni palili fajki, inni trawkę. Nastolatki piły, pożerały się nawzajem, spały na trawie lub pocieszały załamane przyjaciółki. Chłopcy gadali o męskich rzeczach, a grupka nastolatków stała przy basenie i o czymś głośno rozmawiała.

- Po co mnie tu przyprowadziłeś? – zapytałam po pewnym czasie wpatrywania się w ciemne niebo pełne gwiazd, a konkretnie w lecący samolot na jego tle.

- Właśnie – powiedział i złapał mnie lekko, aczkolwiek stanowczo za ramię i powędrował ze mną za pobliskie krzaki. Gdy znaleźliśmy się poza zasięgiem wzroku większości oczu wścibskich ludzi, jego przyjazne do tej pory oblicze, zmieniło się o sto osiemdziesiąt stopni. Na twarzy przybrał minę poważnego i groźnego człowieka i przygwoździł mnie mocno do ściany. Zupełnie się tego nie spodziewałam, dodatkowo alkohol trochę otumanił moje zmysły. W rezultacie zaparło mi dech od siły uderzenia, aż jęknęłam.

Alley ✔️ Kde žijí příběhy. Začni objevovat