Rozdział 28

5.9K 391 53
                                    

- Jak to, mam iść do szkoły? – zapytałam. – Ja? – Nadal nie dowierzałam. John tylko przytaknął głową z uśmiechem. – Przecież ja tam się nie odnajdę – zaczęłam panikować. – Spartolę całą akcję – stwierdziłam i złapałam się za głowę. Szybko wstałam z miejsca, a dwóch policjantów, którzy stali pilnując wyjść przezornie skierowali ręce na kabury z bronią. – Ja nie dam rady. Zepsuję akcję, a ty mnie znowu odeślesz do pierdla...

- Nie przesadzaj. – John machnął ręką.

- Nie przesadzaj?! – uniosłam się. – Nie przesadzać!? Czy ty wiesz na co mnie piszesz? Człowieku, ja w życiu nie miałam do czynienia z większą grupą ludzi, niż dziesięć! Nie odnajdę się wśród tysięcy uczniów – dodałam trochę ciszej. – Wysyłając mnie tam, narazisz nie tylko całą operację, ale i ludzi którzy tam są. – Ponownie usiadłam na fotelu i schowałam twarz w dłoniach. – Zawalę po całości.

- Czy mi się zdaje, czy Alley panikuje? – zaczepił mnie próbując polepszyć mój humor.

- Zamknij się – jęknęłam. – Nie rozumiesz, że nie dam rady?

- Dlaczego niby? – dopytywał. – Co jest tego powodem?

Westchnęłam i odchyliłam się na krześle. Patrzyłam w przestrzeń gdzieś na mężczyzną. Powiedzieć mu czy nie? Pieprzyć to. Raz się żyje.

- Miałam trudne dzieciństwo. – oblizałam usta.

- Zapowiada się historia życia – przerwał mi.

- Morda w kubeł – warknęłam. – To i tak cud, że mówię ci coś osobistego. – spojrzałam na niego groźnie. – Wychowałam się na Bronxie, czyli na jednej z najbardziej niebezpiecznych dzielnic na świecie. Byłam wpadką. Wpadką dziwki, która nie miała za grosz szacunku do innych, nawet własnego dziecka. Wraz ze swoim sponsorem wpadli na pomysł, że jej ciąże można wykorzystać. Darmowa dziwka, która nie wie co to świat – zaśmiałam się ponuro i spojrzałam na swoje stopy. – Przez prawie dziesięć lat nie wychodziłam z rozwalającego się budynku, który oprócz nas zajmowali wyjęci z pod prawa ludzie. Raz wyszłam z pokoju, gdy dziwka miała klienta. Tak poznałam Sally, gangsterkę, która porzuciła „pracę", jej męża i paru ich kumpli. Nauczyli mnie swojego fachu, bo co takie dziecko jak ja, które nigdy nie widziało drugiego dziecka może robić w przyszłości... Było za późno na jakąkolwiek naukę. – pociągnęłam nosem nie wierząc, że zaczynam płakać. Przypomniały mi się te wszystkie cudowne chwile, które spędziłam z dala od mieszkania numer sześć. Z Sally i jej znajomymi. Potem przed moimi oczyma pojawiła się ta straszna sytuacja, która przesądziła o mojej przyszłości.

Zadrżałam. Usłyszałam jak ktoś w pokoju się porusza, a następnie silne i mocne ramiona objęły mnie od tyłu. Poczułam mocną woń męskich perfum, odwróciłam się.

Zobaczyłam jak John ojcowsko mnie obejmuje. Posłał mi uśmiech pełen otuchy. Po co on to robi? Odwzajemniłam go i poczułam się inaczej. Po raz pierwszy w życiu poczułam, że jestem dzieckiem. Małym bachorem, który dostał porządną lekcję życia. Poczułam ile w życiu mnie ominęło przez moją zwariowaną rodzinkę. Uświadomiłam, sobie, że jestem słabym dzieciuchem, który ma naprawdę zjebane życie. Pierwszy raz zastanawiałam się jak to jest mieć normalnych rodziców. Normalną matkę. Jak to jest mieć ojca? Chciałaby, go mieć.

John przykucnął naprzeciw mnie i złapał mnie za ramiona.

- Spokojnie – powiedział miękko. Zupełnie inaczej niż zwykle. Bardziej... miękko. Tak, chyba tak można to nazwać. – Przygotuję cię do tej misji.

Patrzyłam na niego i czułam jakąś pustkę. Może by tak... nie, to głupie. A może? Pieprzyć to. Raz się żyje. Potem zrobiłam coś, co zdziwiło mnie jeszcze bardziej niż mężczyznę. Przytuliłam go. Po prostu rzuciłam się mu w ramiona pragnąc zaznać bliskości kogoś ważnego.

Może to dziwne, że ten mężczyzna, można powiedzieć zastąpił mi ojca. Znam go naprawdę krótko, ale to i tak bardzo dużo w porównaniu z niektórymi. Jedyne osoby, z którymi trzymałam kontakt na dłużej to Baron, Haron i Tex, ale oni to co innego. John jest starszy i jest ich kompletnym przeciwieństwem. Chciał dać mi drugą szansę i sprawić, że będę mogła żyć normalnie. Uwierzył, że gdzieś w głębi mnie jestem czymś innym niż maszyną do zabijania. Wierzy we mnie.

A ja go nie zawiodę.

***

Parę minut później każdy był na swoim normalnym miejscu. Dymberly, jak gdyby nigdy nic się nie stało, siedział sobie naprzeciw mnie przy biurku. Ja natomiast bawiłam się swoimi palcami i przeklinałam w duchu moje głupie zachowanie. Jak mogłam pozwolić, aby ta pieprzona chwila słabości mną zawładnęła? Zjebałam po całości. Otworzyłam się przed kimś i prędzej czy później tego pożałuję.

- Nie musisz grać bezuczuciowej suki, aby każdy cię szanował – odezwał się nagle John. – Nie udawaj kogoś kim nie jesteś.

- Poprawka – przerwałam mu. – Ja taka jestem i nie planuję się zmieniać – powiedziałam ostro. – Po prostu zapomnijmy o tym co wydarzyło się chwilę temu, okej?

- Jak chcesz – westchnął.

- Możesz mi w końcu zdradzić coś na temat mojego Celu? – zapytałam.

- Ach! No tak właśnie. – puknął się w głowę. – Całkiem o tym zapomniałem. – schylił się i zaczął szperać w szafce. Potem położył na stole z hukiem kolejne trzy grube, szare teczki. – To są informacje o Celu, szkole, w której się znajdziesz i o większości uczniach oraz nauczycielach urzędujących tam.

- Okej... – przeciągnęłam ostatnią sylabę, patrząc na monstrualną grubość dokumentów. – A jakieś małe streszczenie najważniejszych informacji?

- Idziesz do specjalnej prywatnej placówki edukacyjnej, gdzie uczą się dzieciaki wysoko postawionych i bogatych osób.

- I nie obawiasz się, że mogę coś zrobić? – nie dowierzałam. – Nie wiem... Na przykład zabić córkę premiera albo...

- Nie – przerwał mi krótko. – Po całym budynku kręcą się ochroniarze, głównie z Secret Service, a wraz z twoim przyjazdem ich ilość zostanie podwojona.

- Yhym. – pokiwałam ze zrozumieniem głową. – Mów dalej.

- Będziesz mieszkała w internacie. Dzielić będziesz pokój z trzema innymi dziewczynami, które nic nie podejrzewając będą zdawać nam raporty z twojego zachowania pod jakimś pretekstem, który w najbliższym czasie wymyślimy.

Skrzywiłam się. Nie mam zamiaru dzielić pokoju z jakimiś pustymi lalami, które szastają kasą rodziców na prawo i lewo, wybierając się na zakupy.

- Coś jeszcze powinnam widzieć?

- W ciągu tego tygodnia przejdziesz podstawowe szkolenie, które przechodzą agenci Secret Service i początkujący agenci FBI – oznajmił. – Nie powinnaś mieć z tym problemu. W najbliższym czasie sporządzimy twoją fałszywą tożsamość, pod którą będziesz również działać, gdy będziesz miała wyczyszczoną kartotekę. Do tego czasu poczekasz w jakimś pustym burze.

Podeszli do mnie strażnicy pilnujący wyjścia i okrążając mnie z każdej strony, wyprowadzili z pokoju.


Alley ✔️ Kde žijí příběhy. Začni objevovat