Rozdział 3

52 4 0
                                    

,,Można uciekać i uciekać w nieskończoność, ale prawda jest taka, że wszędzie tam, gdzie się zatrzymasz, dopadnie Cię Twoje życie.''

Co się ze mną dzieje? Najpierw płacze, wbrew mojej woli, a potem flirtuje z szwendaczem. Gdyby ktoś mnie wtedy widział, to wyszłabym na jakąś pieprzoną desperatkę, która łapie się czegokolwiek, aby tylko przetrwać. Nawet zdechłego ciała. Pewnie podrywałam go tylko dlatego, że nie żyje i mi nie odpowie. Jeśli będę dłużej się nad tym rozwodzić to zwariuje. To przeszłość i nikt mi tego nie udowodni.

Przeczesuje palcami włosy, opuszczając w dół powieki i wyrównując oddech. Za dużo uczuć i myśli, jak na jeden dzień. Biorę głęboki oddech, po czym otwieram oczy, przybierając obojętny wyraz twarzy. Wykonuje kilka kroków w stronę drzewa, kiedy wykrzywiam się z bólu. Cholera. Przez adrenalinę nie odczułam prawdopodobnie skręconej prawej kostki. Pewnie załatwiłam ją sobie podczas upadku. Kurwa mać! Głupi kamień. Głupi deszcz. Głupia ja.

Wracam kulejąc pod moje drzewo i zaczynam się wspinać, zaciskając z całej siły zęby. Niestety, coś mi nie wyszło i spadłam. Wstaję i podejmuje ponowną próbę wejścia. Przecież nie zostanę na ziemi! Udaje się, dopiero za którymś razem. Od razu upadam na deski, zaciskając pięści. Czuje piekielny ból, który wydaje mi się z każdą chwilą coraz gorszy. Czołgam się do apteczki, wyjmując potrzebne rzeczy. I pomyśleć, że miałam zamiar dzisiaj się stąd wynieść, bo stanowczo za długo tutaj siedzę. Jak widać, muszę to odłożyć w czasie na jakieś kilka dni. Zajebiście.

***

Uśnięcie z obolałą dolną częścią nogi, nie należy do najłatwiejszych. W ogóle uśnięcie, kiedy odczuwa się ból jest trudnym zadaniem. A moje kręcenie się, wcale nie pomaga. Na szczęście, po kilkunastu minutach lub godzinie, udaje mi się wygodnie ułożyć, a w następnej kolejności usnąć.

Gdzieś w środku nocy słyszę dźwięk rozmów, który dochodził z dołu. Otwieram w pierwszej kolejności oczy, a potem powoli i po cichu schodzę z 'łóżka' i udaję się do klapy wejściowej.

-No to co chłopaki? Podpałkę czas zacząć- powiedział męski głos, na co marszczę brwi.

-Jasne. Ta suka nas jeszcze popamięta. Nie wolno kraść nie swoich zapasów.

To jest jedyne, co udaje mi się usłyszeć z ich rozmowy. O co im chodzi z tą podpałką? Jakie zapasy? Ostatnich przecież zabiłam, zanim zdążyli dotrzeć z powrotem do bazy. Choć ktoś mógł mnie śledzić. Nie rozejrzałam się dokładnie w drodze powrotnej.

Moje rozmyślenia zostają przerwane, przez rzucony na moje 'łóżko' kawałek materiału, który płonie żywym ogniem. (Z tego co wnioskuje został wcześniej zanurzony w benzynie). Zanim się spostrzegam, nadlatuje kolejny, a za nim następny i następny. Nie mogę tu dłużej zostać, muszę uciekać. Stanowczo za długi tutaj byłam.

Budzę się w nocy, przez napad kaszlu, który nigdy mi się nie zdarzył. Otwieram oczy, zauważając gęsty, czarny dym, unoszący się w pomieszczeniu. Wstaje z łóżka, kierując się w stronę pokoju rodziców. Trzymam rękę przy ustach, kiedy zauważam ogień w korytarzu, oddzielający mnie od reszty rodziny.

-Pomocy!- krzycze, widząc zawalające się deski.- Tato! Pomóż mi!- zaczynam gwałtownie kaszleć, zginając się w pół.

-Diana! Diana tutaj!- słyszę jego niewyraźny głos, dobiegający z łazienki. Idę w jego kierunku, kiedy upada tuż przede mną kawałek drewna. Robię krok do tyłu, czując ciepło na twarzy. Powoli zaczyna mi się kręcić w głowie, ale staram się to ignorować.- Chodź tu! Przeskocz to! Dasz radę!- krzyczy, a ja waham się, zauważając powiększający się płomień.- Skacz do cholery!

Zamykam na chwile oczy, po czym zaczynam się cofać, na tyle na ile mi pozwala obecna sytuacja. Niemal od razu, okazuje się to beznadziejnym pomysłem. Spoglądam w górę, zauważając lecącą deskę, przez co pochylam się do przodu, jakby miało mi to w jakimś stopniu pomóc. Po sekundzie czuje przygniecenie do ziemi i okropny ból na części ciała.

Budzę się w obcej sali, czując pieczenie na plecach, brzuchu i rękach. Spoglądam w dół, dostrzegając biały bandaż owinięty wokół mnie. Podnoszę prawą rękę i zaczynam ją oglądać. Słyszę dźwięk otwieranych drzwi, a potem pojawia się sylwetka mojego taty. Zauważam materiał na jego dłoniach. Czyli on mnie wyciągnął. Otwieram usta, żeby mu podziękować, kiedy łapie mnie boleśnie za podbródek.

-Nigdy więcej, nie waż mi się wahać.- syczy, patrząc mi w oczy- Bo następnym razem, sam wrzucę cię w płomienie. Lub w inne tarapaty.- mówi, a w następnej chwili wychodzi, mijając się po drodze z lekarzem. Czuje się okropnie z myślą, że go zawiodłam.

Tata mnie uczył, że należy myśleć o zapasach, nawet w sytuacjach kryzysowych. Przepraszam tato, ale... Ja chcę żyć. Co innego polec w boju, co jest zaszczytem, od uduszenia się, z powodu nadmiaru dwutlenku węgla.

Nie myśląc dużo, wstaję z podłogi i zaczynam gorączkowo rozglądać się za jakimś wyjściem. W ciągu wszystkich lat swojego życia, nauczyłam się trzymać strach na wodzy, aby nie dać mu się zdominować. To tylko wytwór wyobraźni. Nie jest to jednak dobrym pomysłem. Prawie od razu przyklejam się z powrotem do podłogi, kaszląc. Nie jest to zbyt mądre, ponieważ daję znać wrogom, że nadal żyje.

-A to jebana suka. Dalej się trzyma. Dorzućcie ognia chłopcy! Ta szmata musi zginąć!

Po jakiś dziesięciu sekundach, zauważam kolejną dostawę ognia. Słyszę jak drewno skwierczy, chyląc się ku upadkowi. Zostaję mi zaledwie kilka sekund, zanim cały domek się zawali, a ja wraz z nim.

Przez dym zauważam niewyraźna gałąź.

*
*
*
*
~EssiLora~

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz