Rozdział 10

28 4 0
                                    

,,Życie nie polega na posiadaniu dobrych kart, tylko na graniu dobrze, kiepskimi kartami.''

-Witamy na naszej farmie- odzywa się, bodajże Andrew.

-Wow- to jedyne słowo, jakie udaje się wykrztusić Benowi. Naprawdę bogaty zasób słownictwa. Ale na pewno lepszy, od mojego stania z rozdziawionymi ustami. W przeciwieństwie do mojej rodzinnej farmy, ta jest ogromna.

-O witam was kochani- mówi, jakaś trochę starsza kobieta z rudymi włosami- Kogo tu przyprowadziliście?- powiedziała, z uśmiechem na ustach. Nie wiem czemu, ale już jej nie ufam. Nie wzbudza mojej sympatii, tak samo jak rodzeństwo. I to nie przez kolor włosów.

-To jest Brenda- przedstawia ją Danny- Nasza matka. A to mamo, jest grupa z motelu, niedaleko stąd.

-Zaprosiliśmy ich na obiad, w zamian za benzynę.- uzupełnia jego wypowiedź klon.

-Dobrze się składa, bo właśnie miałam się brać, za jego szykowanie- Powiedziała, a następnie przelatuje wzrokiem nas wszystkich. Jej spojrzenie zatrzymuję się na mnie, na co zaplatam ręce na piersi- W tym ubraniu wyglądasz jak Lara Croft.- zauważa, a ja spoglądam na swój ubiór.

Muszę niechętnie przyznać jej racje. Mam na sobie niebieska koszulkę na ramiączkach, a do tego brązowe spodenki przepasane pasem z bronią i rękawiczki bez palców. Niemal Lara Croft jak żywa. Jedynie brakuje mi jej charakterystycznej grzywki, zaczesanej na bok.

-A kto u was dowodzi?- pyta jeden z braci.

-To bardziej demokracja.- odpowiada po chwili, niepewnie Lee.

-Dobrze- kiwa głową- Ja idę robić obiad, a wy czujcie się jak w domu- mówi, a następnie udaje się do budynku za nią.

***

-Słuchajcie- zaczyna Lily- musimy wysłać kogoś do motelu, żeby pilnował zapasów, jak nas nie będzie.

-Ja i Ben pójdziemy- proponuję Carley.

-Nie!- krzyczę, zwracając tym samym uwagę grupy na moją osobę- Ja się nie zgadzam. Carley zostaje, ponieważ chce mieć ze sobą jakąś dziewczynę.

-Katjaa zostaje, więc...- zaczyna Kenny, ale mu przerywam.

-Chce mieć ze sobą dziewczynę w miarę podobnym wieku, i z którą mam dobry kontakt. I w dodatku nie ślubną.- komentuje, łapiąc ją za ramię.

-To my ci nie wystarczamy do pogadania?- pyta Mark z uśmiechem.

-Jeśli któryś z was jest kobietą to przepraszam, że was uraziłam, drogie panie.

-W takim razie kto idzie do motelu?- pyta Lee.

-Jestem za wysłaniem Bena i Marka- podsuwam, krzyżując ręce na piersi.- Dwa problemy z głowy.

-Co!? Nie! Ja się nigdzie Diana nie wybieram- krzyczy Mark z oburzeniem.

-A czy ja cię kurwa pytałam o twoje pierdolone zdanie!? Nie! Więc się kurwa zamknij, dobra?

-To nie ty decydujesz.

-Jesteśmy demokracją.- zauważam- I dla twojej informacji, mogłabym spokojnie przywłaszczyć sobie twoją laskę, bez wcześniejszego pytania cię o zgodę.

-Spokój!- krzyczy Kenny- Zachowujecie się gorzej od dzieci.

-Dobra. Wiecie co? Wysyłajcie sobie kogo chcecie do motelu, ale Carley zostaje ze mną- chwytam ją za rękę i zaczynam się oddalać w głąb farmy.

***

Siadamy pod płotem. Z tego co widzę, w ostateczności do motelu wracają Ben i Logan. Pasuję mi to, ponieważ z żadnym z nich nie nawiązałam bliższych relacji.

-Więc, czego ode mnie chcesz?- pyta na start Carley.

-Czemu uważasz, że od razu czegoś od ciebie chce? Może po prostu chce twojej obecności?

-Bo nigdy się tak nie rzucasz?

-No błagam. Znamy się kilka tygodni. Darujmy sobie to nigdy, choć jest trochę właściwe.

-W porządku. Więc powiedz mi, o co chodzi? Bo nie wierzę zbytnio w tę twoją gadkę.

-Co sądzisz o Lee?

-No wiesz, jest fajny. A czemu pytasz akurat o niego?- patrzy na mnie podejrzliwie.

-I tylko tyle?- spoglądam na nią, ignorując jej pytanie.

-No dobrze. Lubię go. Jest opiekuńczy, odważny, czasem zabawny, szczery w rozmowie ze mną.

-Czyli czujesz coś do niego?

-Możliwe, że tak. Ale to nie jest dobry moment na miłość. W tych czasach, uczucia mogą być złe i przez nie można stać się złym człowiekiem, jeśli pozwoli się nim sobą zawładnąć.

-Carley, proszę, zapamiętaj jedno i sama nie wierze, że to mówię. Ani to co czujesz, ani to czego nie czujesz nigdy nie sprawia, że jesteś złym człowiekiem. To nie twoja wina. Nie musisz wstydzić się ani tłumaczyć ze swoich uczuć. Czujesz to, co czujesz i to nigdy nie będzie złe.

-Więc czemu ty się ze swoimi ukrywasz?

-Nie rozumiem, o co ci chodzi.

-No proszę cię. Łatwo zobaczyć, że jesteś w nich powściągliwa. Dlaczego?

-Bo tak jest łatwiej. I taka po prostu jestem i nie chce tego zmieniać.- wzruszam ramionami.

-Dobrze- mówi, wyraźnie nie usatysfakcjonowana moją wypowiedzią.- W takim razie, czego się boisz?

-Czemu chcesz to wiedzieć?

-Bo każdy się czegoś boi, a ty sprawiasz wrażenie, jakby tak nie było. Nic nie było w stanie cię poruszyć. Dlatego pytam, czego się boisz?- zastanawiam się chwilę nad odpowiedzią.

-Ognia. I niespodziewanych sytuacji. Tego, że czegoś nie przewidze lub nie mogę przewidzieć i ktoś to wykorzysta na moją niekorzyść.

-A zahaczając trochę o wcześniejszy tematu. Byłaś kiedyś w związku?

-Tak, kilkumiesięcznym. Ale rozstałyśmy się przez brak czasu i odmienne poglądy.

-Czekaj chwilę. Rozstałyśmy?- patrzy na mnie niepewnie, na co jedynie kiwam głową.- Jesteś lejbijką?

-Dokładniej jestem biseksualna, jak już musisz wiedzieć. Po prostu płeć nie ma dla mnie znaczenia. Masz z tym jakiś problem?

-Nie, oczywiście, że nie. Tylko się nie spodziewałam. I nie byłaś w związku z facetem?

-Nie natrafił się taki, co by ze mną wytrzymał.

*
*
*
*
~EssiLora~

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now