,,Ludzie lubią komplikować sobie życie, jakby już samo w sobie nie było wystarczająco skomplikowane.’’
-Diana- czuje uścisk na ramieniu, który wyrywa mnie z rozmyślań, przy wracając z powrotem na ziemię.- W porządku? Bo mówiłaś coś, o jakiejś krwi?
-Tak, wszystko okej.- mówię, wyrywając się i patrząc na nią z powagą.- Mamy coś?
Niechętnie spoglądam na Lily, znajdująca się nad martwym ojcem. Teraz rozpocznie się piekło, z nią w roli Lucyfera. Wszyscy będziemy narażeni na jej gniew, bo jak to mówią, łatwe jest zejście do piekieł. Ale to przeboleje. Z czasem, zacznie mniej boleć, aż w końcu o tym zapomni. Ja zapomniałam.
-Na razie nic, ale chłopcy szukają. I chyba są nawet blisko wydostania nas stąd.- kiwam głową, a następnie podchodzę do Marka.
-Dzięki za poparcie. To wiele znaczy.
-Posłuchaj- obraca się do mnie twarzą.- nie zrobiłem tego dla ciebie, tylko dla Lee. Byłem mu to winny.- prycham.
-Czyli znajomości są dla ciebie ważniejsze od życiowych wartości i przeświadczeń? Ciekawe.
-Na prawdę nie wiem, co Carley w tobie widzi.
-Dobrego kompana do rozmów? Czego nie można o tobie powiedzieć. I przynajmniej ja się nad sobą nie rozczulam.
-Przynajmniej mnie można ufać.- dodaje, odchodząc w stronę Lee i Kennego. Przewracam oczami i na złość mu, idę za nim, stając obok wąsacza. Obdarza mnie pogardliwym spojrzeniem z góry. Kretyn.
-Co jest?- pytam prosto z mostu.
-Myślimy, kogo wysłać do sprawdzenia, co znajduje się po drugiej stronie tego szybu.- tłumaczy Kenny.
-Wiemy, że musi być to ktoś mały i dość drobnej budowy ciała.- wyjaśniła mi Lee.
-Może ja się do czegoś przydam?- jednocześnie odwracamy się w stronę głosu za nami. Jak się okazuje jest to Clem.
-Co? Nie!- krzyczy Lee. Litości. Albo ona albo rzeź. Nie mam zamiaru robić za przystawkę w tym wieku. I kiedykolwiek później.
-Lee, to nasze jedyne wyjście- mówi Kenny.
-Clem słuchaj- przykuca i chwyta ją za ramiona- nie musisz tego robić, jeśli nie chcesz. Jakoś sobie poradzimy lub znajdziemy inne wyjście.
-W porządku. Zrobię to- Lee wzdycha.
-Okej. W takim razie chodź. Pomogę ci tam wejść.
Chwyta Clem, a następnie podnosi ją do wejścia do szybu. Szybko i zwinnie wchodzi do środka, a po chwili znika nam z oczu.
-Clem? Clem!- krzyczy Lee- Wszystko w porządku!?- patrzymy ze strachem w oczach w wentylację, aż nagle drzwi się otworzyły i staje w nich Clem. Jak dobrze, że się udało, bo mielibyśmy przechlapane. Ciemnoskóry podbiega do niej i ją przytula.
-Dobra- zabieram głos- teraz czas rozprawić się z pewną przesympatyczną rodzinką.- układam ręce w pięści i strzelam palcami. Nie wierze, że się udało. Doza dramatyzmu została dodana.
YOU ARE READING
Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]
FanfictionCzy zastanawiałeś się kiedyś jak losy gry potoczyły by się gdyby Carley nie zginęła? Gdyby miłość między Lee a Carley się rozwineła? Gdyby Mark nie został podany jako obiad? Czy zmiany kilku wydarzeń, wpłynęły by na zmianę historii bohaterów? His...