Rozdział 6

38 4 0
                                    

,,Lepiej umrzeć ze smakiem wolności na ustach, niż żyć długo i udawać, że nie dostrzegamy ścian własnego więzienia.''

Budzę się z bólem z tyłu głowy. Przecieram dłonią twarz, otwierając niechętnie oczy. Próbuje wstać, kiedy czuje ucisk przy prawej dłoni oraz kostkach. Zaczynam szarpać kilka razy za liny. Może uda mi się je poluzować? Jak ja się tu w ogóle znalazłam? Nie pamiętam, żebym sama tu przyszła. A na pewno, że dałam się przywiązać.

-Radze ci przestać.- odzywa się kobiecy głos, wchodząc do pomieszczenia i zamykając za sobą drzwi.- Chłopcy postarali się, żebyś prędko się z nich nie uwolniła.- kuca przede mną, odkładając wcześniej na stolik szklankę.

-Przywiązaliście mnie?- mądrze.

-Nie mieliśmy wyboru. I tak masz szczęście, że znajdujesz się tutaj, a nie przy jakimś drzewie z opaską na oczach. Lub dwa metry pod ziemią. Ciesz się z tego co dostałaś.- przewracam oczami.

-Co to jest?- pytam, wskazując głową na naczynie. Bierze ją w dłonie i wyciąga w moją stronę.

-Masz, wypij. Pomoże ci.

-A jaką mam pewność, że nie chcecie mnie otruć?- zauważam, marszcząc brwi.

-To rozkaz żołnierzu.- mówi ostro, a ja w westchnieniem pozbywam się zawartości.- Było, aż tak ciężko?- milcze, odwracając wzrok.- Słuchaj, mogę zadać ci pytanie?

-Już to zrobiłaś- zauważam.

-To w takim razie dwa pytania?- wzdycha przeciągle.

-Właśnie je zadałaś.

-To cztery?

-Wykorzystałaś. Lepiej dobieraj słowa.

-Kiedy?- pyta niepewnie, analizując w głowie naszą rozmowę.

-Teraz.- uśmiecham się krótko pod nosem, dając jej sygnał głową, że może mówić, na co przewraca oczami.

-Wcześniej była u ciebie nasza lekarka, Katja. Przebadała cię dokładnie i wybacz za moją wścibskość, po prostu się zaniepokoiłam.- wyciąga ręce w geście obrony- Skąd masz te wszystkie blizny?- przez moją twarz przebiega zaniepokojenie, ale szybko staram się je ukryć.- Wyglądają jak poparzenia.

-To nie twój interes.- warczę, odwracając głowę. Słyszę, jak strzelają jej kości.

-Dobrze, w takim razie do zobaczenia później. Albo jutro.- poprawia się, wzruszając beznamiętnie ramionami.

-Gdzie idziesz?- pytam, podnosząc się na tyle, na ile mam możliwość.

-Słuchaj- opiera się o ramy łóżka- Albo mi opowiesz albo zostaniesz tu przywiązana na kilka dni. Jak będzie? Jak chcesz mogę przysłać kogoś innego. Tylko powiedz. Ale wątpię, że będą się z tobą pobłażliwie obchodzić.

-Takie macie metody? Kto to w ogóle zarządził? Ten chłop z okresem?- otwiera szeroko oczy.

-Co ty miałaś z biologii?

-Nieważne. Odpowiedź mi na pytanie.- wracam do wcześniejszego tematu.

-Jeśli ty odpowiedź na moje.- zastamawiam się chwile, analizując jej warunek.

-To poczekaj z odpowiedzią, bo nie chce tracić szansy na ten bezsens.- odpowiadam na spokojnie.

-To?- pyta, patrząc na mnie wyczekująco.

-Pożar. Tyle musisz wiedzieć.- odpowiadam lakonicznie, na co ciężko wzdycha.- Teraz moja kolej. Kto mnie zaatakował?- śmieje się pod nosem, na co unoszę brew.

-Chłopak.- rzuca, a następnie wychodzi.

-Hej! Ja dalej jestem uwięziona!- opadam na materac.

Zajebiście. Kurwa zajebiście.

***

Od momentu widoku jakiegokolwiek człowieka minęło blisko kilka godzin. Jedynym moim wyznacznikiem jest okno, przez które wpadają promienie słoneczne. Na moje szczęście lub nieszczęście, po kilkunastu minutach po wyjściu Carly, zapadłam w sen. Wprawdzie krótki, ale zawsze to coś.

-Zbieraj się- wchodzi z głośnym tupaniem w podłoże jakiś mężczyzna. Natychmiast marszczę brwi. Przecież jeden z nich mnie powalił!- Masz wychodne. Ale lepiej się pośpiesz, bo jest ograniczone. No co? Nie patrz tak na mnie. Nie ja ustalam godziny.

-Czy ty urodziłeś się blondynką, czy byłeś nią w poprzednim wcieleniu?- pytam, prawie warcząc.

-A co ci chodzi? Zachowujesz się tak, jakbyś miała mnie zabić po wypuszczeniu.

-Jesteś niedorozwojem czy kim? Deklu, jestem przywiązana!- dla potwierdzenia moich słów szarpie ręką.

-A, racja.- podbiega do mnie, kiedy zdaje sobie sprawę z sytuacji. Rozcina węzy nożykiem, co nie jest zbyt mądre, jeśli chcą mnie dalej przetrzymywać. Choć myśląc nad tym trochę dłużej, to po co dziewczyna miała by oddawać mi swoje łóżko? Bezsensu.- Wstawaj.- siadam na łóżku, rozmasowując obolałe kończyny.- Nie masz za dużo czasu, więc lepiej się pośpiesz.- rzuca przez ramię, wychodząc. Przewracam oczami. Muszę zapamiętać, żeby przy najbliższej okazji go przyszpilić na kilka godzin lub dni do najbliższego mebla.

Podnoszę się i zmierzam w stronę wyjścia, dopiero teraz zauważając brak obuwia. Pieprzone giganty.

Otwieram gwałtownie drzwi, dostrzegając niewielką liczbę osób za nimi. Rudy chłopak rzuca we mnie butami, najpewniej moimi, a następnie oddala się. Wywracam oczami, a po chwili zaczynam wiązać dokładnie buty.

-Słuchaj- odzywa się męski głos nade mną, ale nie podnoszę głowy- za tamtym budynkiem znajduje się prysznic.- chyba nie zauważył, iż nie ma mojego zainteresowania- Idź się przemyć. Tylko wiedz, że nikt z tobą nie pójdzie, nikt nie będzie cię pilnować. Jeśli chcesz uciekać, to możesz tego dokonać. Nikt nie będzie miał ci tego za złe.- wstaje na równe nogi, zaplatając ręce na piersi i patrząc na ciemnoskórego mężczyznę.

-Dziękuję, ale wolę się najpierw przejść, jeśli wolno.- prycham, lekko wyśmiewając ich metody.

-Jasne, tylko niczego nie próbuj.- odpowiada, odchodząc. Z szyderczym uśmiechem, podnoszę ręce do góry w geście obrony.

-Masz, to należy do ciebie.- wyciąga do mnie rękę z bronią Carly. Chyba jedyna osoba, której imię zapamiętałam. Odbieram moją własność, oglądając ją z wszystkich stron.- Słuchaj, jeśli byś się źle poczuła, czy coś w tym stylu, to daj znać. Podamy ci jakieś leki przeciwbólowe.- śmieje się krótko na jej propozycje, kręcąc głową.

-Dzięki, obejdzie się.- wykonuje palcem wir w powietrzu, a następnie zamierzam w prawą stronę. To może być ciekawe.

*
*
*
*
~EssiLora~

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz