Rozdział 30

16 2 0
                                    

,,Wszystko ma swoją niewiadomą, nawet to, co jak nam się zdaje, znamy doskonale...''

Carley P.O.V

Czuję jak pod powiekami zbierają mi się łzy. Czemu ona to zrobiła? Po tym wszystkim co razem przeszłyśmy? Po tym jak jej pomogliśmy? Co dla niej zrobiliśmy? To nic dla niej nie znaczy? Wszystko było grą i jakimś popieprzonym planem? Zabawą? Wszystkie uczucia, gesty, słowa były grą? Jebaną grą, w której chodziło o nasze zaufanie i naiwność. Mieliśmy tylko okazać, że jej ufam. I to zrobiliśmy. Sami wyrządziliśmy sobie nasz obecny los. Sami zgotowaliśmy sobie piekło, które się tu rozpocznie. I nie możemy temu zapobiec. Jesteśmy zdani na ich łaskę lub niełaskę.

-Diana?- powiedziałam prawie, że szeptem, ale mój głos dotarł do uszu mojej, już byłej przyjaciółki.

-Co, zdziwiona?- pyta, z drwiną w głosie.

-Czemu to zrobiłaś?

-Mogłem cię zostawić, wtedy tam w lesie- syknął Kenny, na co się gorzko zaśmiała się.

-Nie zrobiłbyś tego. Zanim się u was znalazłam, obserwowałam was, niemalże każdego dnia przez miesiąc. Dowiedziałam się o was prawie, że wszystkiego. Nawet tego, o której chodzicie spać, co się zdarzało rzadko.- prychnęła- Jesteście strasznie nieostrożnie. Zaufaliście osobie, której nie znacie i widzicie pierwszy raz na oczy. Nawet nie pytaliście o szczegóły.

Nastaje chwila ciszy. Przez ten czas, ja i Diana mierzymy się spojrzeniami. Ja z wrogością w oczach, a ona z kpiącym uśmiechem na twarzy.

-Skoro już tu jesteście- zaczął mężczyzna, który nas tutaj "przywitał"- to możecie się na coś przydać. Chłopcy, pójdą ze mną, na odbudowę muru obronnego.

-Czekaj Chris- odezwała się blondynka- zostaw mi tego czarnowłosego w okularach. Dla niego mam specjalne zadanie.- dostrzegam jak prawie niezauważalnie, Diana zaciska pięść.

-Dobrze. W takim razie reszta idzie ze mną. Ty- wskazał na mnie ręką- pójdziesz w Borysem. Gość od długiego czasu nie miał przy sobie kobiety i ma ochotę ma ostre ruchanie.

Otwieram szerzej oczy. Mogą zrobić ze mną wszystko, ale na seks z obcym facetem, nigdy się nie zgodzę.

-Chodź laleczko, zabawimy się trochę- chwyta mnie za ramię, ale mu się wyrywam. A raczej próbuję.

-Stój!- krzyczy Diana. No proszę, wzięło ją na litość. A może nie? Albo mam omamy, ale widziałam przez chwile w jej oczach współczucie.

-Proszę, proszę. Ktoś nam tu chyba zmiękł. A może chcesz się zamienić z koleżanką?- pyta, jeśli dobrze słyszałam Chris.

-Nie- mogłam się tego spodziewać, ale ton jej głosu samą mnie przeraził. Był taki zimny, pozbawiony jakichkolwiek uczuć.- Ale ona, też z nim nie pójdzie.

-A to niby dlaczego?

-Bo Chloe potrzebuje kogoś kto uzupełni magazynki w broni.- zadziwiające z jaką łatwości wymyśliła kłamstwo, w tak krótkim czasie. A może mówi prawdę? Zresztą, to by się zgadzało, patrząc z jaką łatwością przeprowadzała z nami rozmowy. Chris skierował na nią swoje spojrzenie.- A z tego co widzę, brakuje dwóch osób. Jednej rannej i kobiety. Nią się może zająć.

-Dobrze, w takim razie Chloe bierzesz tą kobietę i idziesz z nią do miejsca z bronią.- kiwa głową.- A reszta, idzie z powrotem do domu. Przyprowadźcie mi tę kobietę. A chłopa możecie zastrzelić. Zużyty towar się nie przyda.

-Ruszaj się wywłoko- zażądała, przykładając mi broń między łopatki.

Lecę lekko do przodu, ale szybko udaje mi się wrócić do pozycji pionowej. Wychodząc rzucam okiem na Dianę, ale już jej nie ma.

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now