Rozdział 12

27 3 0
                                    

,,Prawda do kłamstwa jest podobna z twarzy…’’

-Carley?

-Hym?

-Czy nie pomyślałaś nigdy, że tak naprawdę nie jesteś zakochana w Lee. Nawet przez moment, nie miałaś wątpliwości?

-Co?- patrzy na mnie zdziwionym wzrokiem.- Słuchaj Diana, co jak co, ale jesteś jedną z ostatnich osób, które powinny prawić morały.

-Wiem- mówię łagodnie- Ale nie przyszło ci nigdy do głowy, że tak naprawdę się tylko w nim zauroczyłaś, z powodu, że uratował ci życie? Że kochasz jego czyn, a nie osobę?- patrzę na nią niepewnie, a następnie kładę rękę na ramieniu, kiedy spuszcza głowę.- Carly?

-Ale to bez sensu. Nie mogłabym darzyć go, aż tak długo złudnym uczuciem. To nierealne. 

-Jak widać jednak nie do końca.

-Nie pomagasz.- warczy, a ja wyciągam ręce w geście obrony.- Zostaw mnie teraz. Potrzebuje chwili spokoju, żeby sobie wszystko poukładać. Bo robisz mi mętlik.

-W kontekście uczuć? Bo jak tak, to wątpię…

-Nie- mówi twardo- Odnośnie twojej osoby.- odwraca się do mnie gwałtownie, a ja odruchowo sięgam do pasa z bronią.- Zjawiasz się nagle i okej, w porządku.- zaczyna wyliczać na palcach oraz żywo gestykulować.- Przyjmujemy cię i również, okej. Nie żałuje, bo jesteś bezpieczna. Ale gdybym wiedziała, że będziesz mieszać, wrzucać swoje niepotrzebne trzy grosze, część z nas traktować jak gorszych i nierównych, to bym się zastanowiła, nad przywiązaniem cię na parę nocy do słupa. A do tego wszystkiego dziwnie się czasami zachowujesz. To nie jest normalne. Znaczy może dla ciebie tak, bo nie wiem jak wyrażasz wdzięczność, ale dla mnie czy reszty, uchodzisz za nienormalną. I nawet teraz, sięgasz po broń, chociaż cię nawet nie dotknęłam. Co jest z tobą do cholery nie tak!?- wyrzuca ręce w powietrze.- Jak mamy ci ufać, skoro na wszystkie możliwe sposoby, wzbraniasz się przed tym?

-Dobrze- mówię, po kilku sekundach ciszy.- Zagrajmy w trzy pytania. Na dwa odpowiem ci szczerze, a na jedno skłamię, ale to ty będziesz musiała dokonać wyboru, które jest nieprawdziwe.

-Nie tak się w to gra.

-Wiem, ale tak będzie lepiej dla ciebie. I dla mnie, bo nie po drodze mi z kreatywnym myśleniem. A jak dobrze zdecydujesz, to dostaniesz bonusowy fakt, czy co będziesz chciała.

-Okej, więc zagrajmy.

-Zamieniam się w słuch.

Carley P.O.V

Zaczynam chodzić po altanie, próbując wymyślić pytania, na które będę w miarę znała poprawną odpowiedź. Na pewno muszę zapytać ją o blizny po pożarze, ale przed tym coś innego. 

-Jaki miałaś kontakt z najbliższą rodziną. W sensie, rodzice i rodzeństwo.- wyjaśniam, kiedy zauważam, że chce zacząć kombinować.

-Różnie z tym bywało, ale się kochaliśmy. Chociaż często pojawiał się problem z okazaniem tego, ale było… tak nie jednostajnie, wręcz wybuchowo. Raz miłość, a raz niechęć. Z strony niektórych, była ona o wiele częstsza. Dopóki nie zabiłam własnego brata.

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now