Rozdział 11

32 3 1
                                    

,,Prawdziwa odwaga polega na tym, by żyć i cierpieć za to, w co wierzysz.’’

-Co robisz?- pytam Lee, kiedy majstruje coś przy drewnie i linie.

-Naprawiam huśtawkę dla dzieciaków. Spokojnie, będziesz mogła skorzystać, o ile cię dopuszczą.- pokazuję ręką na coś, co według niego jest wcześniej wspomnianym przedmiotem. Chyba mamy różne definicje słowa ’’huśtawka’’.- A ty co robisz?

-Przechadzam się.- nastaję chwila ciszy, która przerywa Lee.

-Diana?

-Tak?- machinalnie staje na baczność, przestając się rozglądać w około.

-Jesteś pewna, że powinienem powiedzieć Carley o swoich uczuciach?- pyta, przerywając prace nad czymś, co już trochę bardziej przypomina bujawkę.

-Lee, do cholery jestem pewna!- powiedziałam, trochę unosząc głos.- Ale jestem jedynie nastolatką, więc równie dobrze mogą mi buzować hormony, a miłość wydawać się piękna i melodyjna.- uzupełniam, wzruszając ramionami.

Kiwa głową, wracając do pracy, przez co postanawiam go opuścić. Nie będę stała jak kat nad duszą, aby sprawdzać czy poprawnie zawiązuje.

Przez kilka następnych minut zwiedzałam farmę, ponieważ nie mam zaufania do tych ludzi. Owszem, nie ocenia się człowieka po wyglądzie, ale kto tak naprawdę się do tego stosuje? Każdy ocenia ludzi po wyglądzie, ale część się tego zapiera na wszystkie możliwe sposoby. A przyjdzie co do czego, to boją się podejść do człowieka z większą ilością tatuaży na ulicy, czy dziewczynę z krótką, wyzywającą sukienką uważają za dziwke i pustą lalę.

-Wydaje się, że jest tu bezpiecznie, ale wciąż coś mi tu nie pasuje. Nie może tu być, aż tak spokojnie.

-Co mówisz?- pyta mnie Mark, którego dopiero teraz zauważam.

-Co? Nic.- czy ja naprawdę mówiłam na głos? Jak dobrze, że to Mark, a nie przykładowo Andy.- A ty? Co tu robisz?- odsuwam temat od swojej osoby.

-Przepraszam, ale jeśli nie zauważyłaś to ja stoję tu pierwszy.- przewracam oczami.

-Naprawdę będziemy się sprzeczać, o to kto stał tu pierwszy?- zakładam ręce na piersi. Mam lepsze rzeczy do roboty.

-Nie, ale musisz przyznać, że mnie nie zobaczyłaś.- komentuje, wykonując ten sam ruch, co ja.

-Jak to ma uratować twoje męskie ego przed samoistną zagładą, to poczekaj, bo muszę się zastanowić.- odpowiadam i się oddalam, pozostawiając go bez jasnej odpowiedzi.

***

-Diana?- powiedział Kenny, pochylając się nad moją osobą i tym samym, zakrywając mi słońce.

-Co?- pytam, zmęczonym głosem.

-Idziesz z nami na przeszukanie obozu bandytów?

-A kto idzie?- mówię od niechcenia.

-Ja, Lee, Andrew i Alexander.- zastanawiam się przez chwilę.

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now