Rozdział 20

20 3 0
                                    

,,Uczucia są jak dzikie zwierzęta - nie doceniamy ich gwałtownej natury, dopóki nie otworzymy klatek.''

Dobiegam do wagonu, do którego widziałam jak wchodzi Lee i Carley. Szybko wskakuję do środka, licząc, że nie przenieśli się do sąsiedniego lub sam w całkowicie innym miejscu. Na szczęście, moje obawy okazały się mylne. Tylko, że jest ktoś jeszcze. Jakiś mężczyzna, który wygląda trochę jak bezdomny, ale musiał coś zrobić, ponieważ Carley by nie krzyczała. Nie ważne kim jest i jak wygląda, zagraża moim ludziom, to ja zagroże mu. Wyciągam broń i kieruje w jego stronę.

-Wowowo, opanuj się kobieto.- wytrąca mi ją Logan, wpadający do pomieszczenia.

-Ocipiałeś!?

-Ja? Celujesz do bezbronnej osoby. Nawet nie ma przy sobie noża czy czegoś innego ostrego. A ty w niego kierujesz naładowaną broń!

-Skąd wiesz? Może mieć ukryty!

-Uspokójcie się!- krzyczy Lee, stając przede mną.

-Jestem spokojna. A teraz się odsuń i nie przeszkadzaj.- macham na niego ręką, zauważając jak Carly przewraca oczami.

-Diana, to jest Chuck. Mieszka w tym pociągu i nie ma złych zamiarów.- przedstawia nas, podchodząc bliżej.

Patrzę na niego podejrzliwie, kiedy zmierza na lewą i schyla się po rzecz na ziemi. Wykonuje krok do przodu, wyciągając w moją stronę rękę, w której ma moją broń.

-Dzięki.- przyjmuje ja niechętnie, chowając z powrotem na miejsce.- Będę mieć cię na oku, Chuck.- oznajmiam, wychodząc z wagonu.

Banda idiotów.

***

Udaję się w stronę reszty grupy. Podaje Katji herbatniki dla Ducka. Chwile rozmawiam z nią na temat jej syna i naszej pozycji. Czasem dobrze porozmawiać z kimś bardziej doświadczonym.

Po kolei rozmawiam z każdym z naszej grupy, mijając Bena i Chucka, który przyszedł z gitarą. Może się jednak polubimy. Co dziwne, zamieniam parę słów nawet z Markiem. W trakcie rozmowy z nim, podchodzi do mnie Logan. Czyżby zazdrość?

-Diana, możemy porozmawiać?

-Zależy. Masz zamiar mnie znowu rozbroić?

-Nie- patrzy na mnie niepewnie.

-To mów czego chcesz.

-Na osobności- przewracam oczami,na co ten się krótko śmieje. Tylko tego mi brakowało.

-Okej, chodźmy, skoro nie potrafisz załatwiać swoich problemów na widoku.- Odchodzimy za furgonetkę, aby nikt nie usłyszał naszej rozmowy- To o czym chcesz porozmawiać?- zakładam ręce na piersi.

***

Carly P.O.V

-Razem z Kennym udało nam się odpalić pociąg, więc za chwile będziemy mogli ruszać. Możecie zacząć powoli wchodzić do wagonu- informuje Lee, wracając do naszej w tym momencie bez czynnej grupy.

Niektórzy, zaczynają iść w stronę lokomotywy, a inni wstępują na chwilę do kampera.

-Carley, możemy porozmawiać?- pyta ciemnoskóry, podchodząc do mnie i Katji.

-Jasne- odpowiadam, wstając. Udajemy się trochę dalej, gdzie nikt nas nie usłyszy, ani nie zobaczy- To o co chodzi?

-Carley muszę ci coś powiedzieć.

-To się akurat domyślam. Tylko nie wiem, o co chodzi dokładnie.

-Carley... ja... bo widzisz jest taka sprawa, o której nie wiesz.

-Teraz zaczynam się niepokoić.

-Nie, to nic strasznego. Znaczy, tak myślę.- otwieram szeroko oczy- Tego ostatniego nie słyszałaś. I chciałbym, abyś wiedziała, że kiedy Lily celowała do ciebie z broni, tam wcześniej na drodze.

-Lee, proszę nie przypominaj mi o tym.

-Dobrze, tylko chodzi mi o to, że bardzo się wtedy przestraszyłem, że mogła cię zabić i chyba do końca życia będę wdzięczny Dianie, że wtedy zareagowała, a mogło to się różnie skończyć.

-Lee mówiłam.

-Tak wiem, racja.- bierze głęboki oddech. Wykonuje krok do przodu, łapiąc go zachęcająco za rękę.- Po prostu chce spróbować.

-Czego spróbować?- pytam, patrząc mu w oczy.

-Tego co jest między nami. A wiem, że coś jest i chce zobaczyć, jak to się dalej rozwinie, jeśli damy temu szansę.- łapie mnie za dłonie, patrząc w oczy- Owszem, nie będzie idealnie, zważając na okoliczności, ale nic nie jest idealne. No, może poza tobą.- uśmiecham się szeroko. To słodkie.- Choć, kiedy przypomnę sobie sytuacje z bateriami...- uderzam go w ramię.

-Nawet mi się nie waż kończyć.- grożę mu palcem, na co on się śmieje, na co po chwili również przystępuje.- A teraz chodź.- łapie go za ramię, ciągnąc w stronę pociągu.- Musisz mi opowiedzieć, jak udało ci się poderwać twoją byłą żonę, bo wątpię, że poleciała na twoją gadkę.

Diana P.O.V

-Logan, nie.

-Ale czemu Diana? Czemu nie możesz mi dać szansy? Sama powiedziałaś, że mi ufasz.

-Wiem i to jest właśnie dziwne. Nikomu, oprócz rodzinie nie zaufałam tak szybko jak tobie i to mnie właśnie przeraża.

-Może po prostu twoje serce wie jedno, a mózg drugie? Ufasz mi, ale się boisz. Mogę cię zapewnić, że nie zrobię ci krzywdy. Chcę tylko, żebyś dała mi szansę.

-Dobrze- oznajmiam, sama nie wierząc we własne słowa. Logan zaczyna się do mnie zbliżać, na co przystępuje. Czegoś takiego jeszcze nie miałam. Kładzie mi dłonie na biodrach, co jest trochę dziwne, ale staram się to zignorować. Pochyla się w moją stronę, a ja przymykam oczy.

-Zabieraj od niej łapy.- krzyczy rozzłoszczony Mark, który odpycha ode mnie Logana, przez co sama się denerwuję. Jak on śmie!?

-Mark, kurwa, odbiło ci?

-To mi odbiło? To raczej do niego, powinnaś to kierować.- wskazuję na Logana.

-A to niby kurwa czemu?- widzę jak otwiera i zamyka usta, a następnie ciągnie mnie za sobą.

*
*
*
*
~EssiLora~

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now