Rozdział 17

23 3 0
                                    

,,Nikt nie może uciec przed głosem swego serca.’’

Po powrocie do hotelu chłopaków, Lee udaje się do Lily, aby złożyć raport. Nie wiem, czemu to robi, ale to nie moja sprawa. Ta dziwka godzinę przed wyjściem odsunęła moją osobę od wyprawy. Szmata, która po stracie, stała się jeszcze większą suką niż była. A to nie daje jej przyzwolenia na utrudnianie mi zadań. Niech się wypcha tą swoją zdzirowatością. Zresztą, głupia ja. Mogłam wymknąć się ukradkiem przez ogrodzenie. I tak nikt tu mnie nie pilnuje!

Opieram się barkiem o ścianę obok, uważnie obserwując otoczenie za bramą. A dokładniej część drzew i niebo, ponieważ przez mój wzrost nie mogę sobie na za dużo pozwolić.

-Diana, możesz sprawdzić bramę po drugiej stronie razem z Lee?- pyta mnie Kenny, a ja zerkam na niego. Nawet nie zauważyłam, kiedy wyszedł z pomieszczenia. Może to dlatego, że stoję tyłem. Skup się Diana, do chuja.

-Jasne- odpowiadam, odpychając się od ściany. 

Po drugiej stronie Lee udaje się na lewo, a ja na prawo. Swoja drogą, wydaje się dziwnie wesoły. Nie możliwe, że Lily tak na niego za działała. Ohyda. 

Kiedy mamy stuprocentową pewność, że brama się trzyma, postanawiamy wrócić, ale ja się zatrzymuję.

-Zostanę tu jeszcze chwilę. Możesz zamknąć bramę.

-Jesteś pewna?

-Tak- odpowiadam pewnie, dając mu sygnał oczami, że ma odejść. Z głośnym westchnieniem, znika po drugiej stronie. Wpatruje się kilka sekund w strukturę drzwi wejściowych, po czym szybko biegnę w prawą stronę. Może mi to wybaczą. Jak coś zwalę na kończyny. Lub przebiegająca sarnę. O ile zauważą moją nieobecność.

P.O.V Carley

Jestem na balkonie w czasie, kiedy Kenny i Lee idą na poszukiwanie zapasów. Jak się okazuje, Diana w końcu z nimi nie idzie. A to ciekawe, ponieważ na pierwszy rzut oka nie dało się tego zauważyć, ale się cieszyła z tej wyprawy. Dziwne, że w końcu zrezygnowała. Albo jej zabroniono. Owszem, Lily jej nie ufa, ale byłaby z Kennym i Lee, a oni by jej przy pilnowali. 

Mam jednak nadzieję, że im się uda i nie zostaną ranni, ponieważ w dalszym ciągu nie powiedziałam Lee, co do niego czuje. Diana namawia mnie, bym to zrobiła, choć momentami sama nie jest pewna, czym mąci mi w głowie. Czasem nie wiem jak mam ją odbierać, ponieważ mówi coś, a po chwili zakrywa się tym, że jest nastolatką i się nie zna na ludziach i ich emocjach. Pamiętam, jak minęły dwadzieścia cztery godziny miłej Diany dla Marka. Od razu wybuchła i powiedziała Markowi wszystko co w sobie dusiła. Plusem jest to, że miałam ciekawe widowisko, tylko bez popcornu. No, oprócz momentu, w którym wyjęła broń i przystawiła mu ją do skroni. Wtedy trzeba było interweniować.

***

Po wejściu do Lee do pokoju Lily widzę na dole Diane. Ona też mnie widzi. Zasalutowała do mnie, a ja robię to samo. Po chwili obraca się i idzie do swojego miejsca, które sama sobie wybrała. Ja kieruje swój wzrok w ziemię na dole. 

Słyszę otwierające się drzwi od pokoju Lily. Od razu kieruje tam swój wzrok. Jest to Lee. Zauważa mnie, a ja się uśmiecham, co on odwzajemnił i zaczyna kierować się w moją stronę. Na początku próbuję się przekonać, że idzie do Clem, która siedzi obok schodów, ale kiedy słyszę skrzypienie schodów wiem, że idzie do mnie. Wiem, że muszę mu powiedzieć o swoich uczuciach zanim Diana, zrobi to za mnie. Kiedy stanął przede mną zauważam, że nie wygląda dziś najlepiej.

-Hej mała.

-Ej! Nie jestem mała.- patrzy na mnie powątpiewająco i z uniesioną brwią- Rozmawiałeś już z Lily?- pytam, w dalszym ciągu opierając się o poręcz. Subtelna zmiana tematu jeszcze nikomu nie zaszkodziła.

-Tak, twierdzi, że zapasy dostały nóg. Lub ktoś im pomógł w ucieczce.- gdybym go nie znała, pomyślałabym, że to bagatelizuje.

-Serio?- nastaje chwila ciszy- Ostatnio dużo myślę. O tobie.- mówię, prostując się.

-Ja o tobie też.- uśmiecham się, przechodząc do nurtującego mnie tematu.

-Lee, musisz powiedz reszcie, że zostałeś skazany za morderstwo. Muszą wiedzieć.

-Nie wiem, czy to dobry pomysł.- drapie się po karku.

-Lee, jeśli ty tego nie zrobisz, zrobi to Lily. Ona tylko na to czeka, zaufaj mi. I zważ na to, że nasza grupa powoli się rozpada. Nie musisz mówić wszystkim. Powiedz to tym, którym ufasz. Wykorzystaj szansę póki jeszcze ją masz.

-Chyba masz racje.- odpowiada po chwili milczenia i namysłu.- Ale jeszcze się waham.

-Jasne, że mam. Prawda może być kłopotliwa, ale lepiej żeby usłyszeli ją od ciebie, a nie osoby trzeciej.- robię chwile przerwy- Więc powiesz im?

-Powiem im, nie mogę już dłużej czekać. A dobrego momentu może nigdy nie być.

-Dobrze. Tak będzie najlepiej.- Przybliżam się do niego i całuję go w policzek. Sama nie wiem czemu dokładnie to robię, ale nie żałuje.- Później mi podziękujesz.- szepczę mu do ucha, a następnie się od niego odsuwam. 

-A tak w ogóle, co u ciebie? Jak się trzymasz?- prycham, podpierając się pod bokiem.

-Załatw mi wanne z ciepłą woda i masażerem, podgrzewaną podłogą oraz najdroższym szampanem, a będę zadowolona.

-Masz wysokie wymogi.

-Wydajesz się dziwnie przerażony.- komentuje, widząc jego szeroko otwarte oczy.

-Nie, jak już to zdziwiony. A jak mają się sprawy z Dianą?

-Czemu o nią pytasz?- ciekawie się, patrząc na niego podejrzliwie.

-Tak po prostu. Dużo spędza z tobą czasu i chciałem się dowiedzieć, jak wasze kontakty.

-Jest dobrze, tylko nie potrafię jej czasami rozgryźć.- kładzie mi rękę na ramieniu w milczeniu- Na przykład w chłodni, kiedy zabiliście ojca Lily- krzywi się na to wspomnienie- była wstrząśnięta przez cały ten czas, choć starała się to ukryć za obojętną miną.

-Nie uważasz, że za bardzo się starasz?

-Słucham?- odsuwam się od niego.

-Zbyt się nią przejmujesz i starasz się ją zrozumieć i w pewnym stopniu usprawiedliwić.

-Chyba sobie żartujesz?- oburzam się- Nie wierze, że to mówisz.

-Przemyśl to dobrze? A teraz wybacz, ale muszę coś załatwić.- dotyka mojego ramienia, a następnie zmierza schodami na dół.

Ty parszywy, kochany idioto!

*
*
*
*
~EssiLora~

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Where stories live. Discover now