Dodatek

16 1 0
                                    

,,Nasze życie nie zależy od tego, co nam się przytrafia, tylko jak na to reagujemy.''

10 lat później

Diana P.O.V

-Następnym razem ty je uciszasz.- odzywa się Mark, siadając obok mnie na kanapie i zgarniając z stolika kubek z herbatą.

-Następnym razem ty zachodzisz w ciążę.- prycham, przewracając przy tym oczami.

-Zapomniałem, że jesteś słaba z biologii.- uderzam go w ramię, kiedy ten ze śmiechem obejmuje mnie ramieniem.- Drażliwy temat, co?

-Drażliwy, to ty jesteś.

-A to akurat zabolało.

Nic nie odpowiadam, tylko w ciszy wpatruje się w iskrzące się drewno w kominku. Jeden z niewielu momentów czystego spokoju.

-Przypomnij mi, jak do tego doszło?

-A co? Pamięć już nie ta?- pytam ze śmiechem, zerkając na niego.

-Nie, tylko zajęta przez ciebie.- mówi, całując mnie w głowę.

-Jezus Maria, żałuje, że spytałam.- biorę łyk ciepłego napoju, który następnie odstawiam na stół.

Odsuwam się na środek kanały, żeby położyć głowę na kolanach Marka. Ten wolną ręką zaczyna bawić się moimi włosami.

-Mówiłem ci już, że mi się nie podobają?

-I to ile razy. Choć naprawde nie wiem, co masz do rudego.- przykładam mu palec do ust- Jak polecisz mi stereotypem, to obiecuję, że cię trzasne.

-Po prostu wolałem cię, w twoim naturalnym wydaniu. Wyglądałaś lepiej, ale jak ty się dobrze czujesz, to już przeżyje.

-Poprawna odpowiedź.- wyciągam się,aby pocałować go krótko w usta.- A wracając do twojego pytania. Było to chyba po tym, jak zerwaliśmy i po pijanemu wylądowaliśmy razem w łóżku, jeszcze tego samego dnia.

-A ty się kochanie zapierasz, że nie masz do mnie słabości.

-Przypominam, że byłam pijana.- grożę mu palcem.

-I twoją pierwszą myślą było, żeby mnie przelecieć?

-Nie, najpierw chciałam koleżankę, ale się wciąłeś.- wypominam mu zła.

-To chyba i lepiej.

-Czy ja wiem. Nie skończyłabym wtedy z dzieckiem w brzuchu.

-Ale chyba nie narzekasz?

-Oczywiście.- prycham- Dopóki przez większość czasu, ty się nimi zajmujesz.

-I tak wiem, że mnie kochasz.- pochyla się do przodu, całując mnie w czoło.- A co do małżeństwa, dalej nie zmieniłaś zdania?

-Nie, nie będzie ślubu. Nie nastawiaj się.

-Nie wiem czemu, ale założę się, że w chwili śmierci będziesz wołać księdza do odprawienia ceremonii.

-Bardzo możliwe.- głaszcze go po policzku- I nawet podoba mi się ten pomysł.

***

Carley P.O.V

-Pobudka, panie profesorze.- uderzam go lekko poduszką w twarz.- Uczelnia na pana czeka.

-Carly, co ja bym bez ciebie zrobił?- pyta, zaspanym głosem.

-Najpewniej zaspał. A teraz wstawaj, bo śniadanie ci wystygnie.- informuje wychodząc z pokoju.

Wchodzę schodami na dół, gdzie spotykam naszą prawie pełnoletnią córkę Kim oraz piętnastoletnią czarnowłosą Rachel.

-Hej mamo. Gdzie jest tata?- odzywa się młodsza córka, kiedy ta starsza, sprawdza coś w telefonie.

-Kim, mówiłam, zero telefonów podczas posiłków.- kładę jej rękę na ramieniu, patrząc w oczy- Zaraz przyjdzie. Trochę mu się zaspało, ale zdąży.

-Już jestem!- wtrąca się Lee, zbiegając po schodach. Podaję mu kubek z kawą, na co w odpowiedzi całuje mnie w usta.- Dzięki.

Kiwam głową, znikające następnie w kuchni. Biorę się za wstępne mycie naczyń, dopóki do moich uszu nie dociera fragment rozmowy. Szybko wycieram ręce w ścierkę i wracam do jadalni.

-Nie, tak nie było, nie słuchajcie go!- staje obok, wskazując na nie palcem.

-Nie prawda, chyba pamięć ci szwankuje.- obejmuje mnie ramieniem w talii, przyciągając bliżej.

-Nie. Nie ma mowy, żebyś to ty mnie pierwszy poderwał.

-Jak nie? Doskonale pamiętam...

-Że kiedy chciałeś mnie zapytać o chodzenie wspomniałeś o swojej byłej?- przerywam mu, patrząc z wyższością. Miesza się na chwile, a następnie marszczy brwi.

-Dziewczyny, zbierajcie się. Wychodzimy wcześniej, bo muszę jeszcze coś załatwić na uczelni.- wstaje od stołu, znikając następnie za ściana. Cicho śmiejemy się z dziewczynami z zaistniałej sytuacji.- Chodźcie lepiej, bo będziecie iść na piechotę.

Popędzam je ruchem ręki, zmierzając z powrotem do kuchni. W przejściu, całuje Lee na pożegnanie, obejmując go na koniec. Żegnam się i dziewczynami, wracając do porzuconych zajęć domowych.

Po kilku godzinach, słyszę dźwięk dzwonka do drzwi. Odstawiam na stół wazę z zupą i zmierzam w stronę wejścia do domu. Czyżby Lee znowu zapomniał kluczy?

Przekręcam zamek, żeby zobaczyć po drugiej stronie pustkę. Rozglądam się na boki, zauważając po prawej stronie wysiadającego z samochodu Lee. Natomiast po lewej, dostrzegam szybko przemieszczająca się chudą postać. Kątem oka widzę poruszającą się przez wiatr kartkę papieru. Podaje ją Lee, po przeczytaniu jego nazwiska. Otwiera ją z nieodgadnionym wyrazem twarzy, który zmienia się z każdą kolejną linijką tekstu. Obraca się za siebie, a po chwili wchodzi w milczeniu do środka.

-Lee, wszystko w porządku?- pytam, wchodząc za nim. Ignoruje mnie, zmierzając w stronę sypialni.

Dostrzegam na komodzie źródło całego zamieszania, które leży tekstem do góry. Zbliżam się, aby dowiedzieć się o co chodzi.

Drogi Lee i najprawdopodobniej Carly

Jeśli to czytacie, to najpewniej zbliżam się do schyłku swojego szalonego życia. Chociaż czy było ono, aż tak szalone, to już nie mnie oceniać. Mniejsza. Chcę, żebyście wiedzieli, że będę za wami tęsknić. Dalej pamiętam, jak ratowałeś mnie z wszystkich, czasami dziwnych, opresji. Zawsze będziesz mieć moją wdzięczność. Żałuje, że nie udało mi się po tylu latach, spojrzeć ci w oczy i osobiście podziękować. Chociaż jesteśmy w tym samym mieście. Jedynie mogę to napisać. Dziękuje.

A ty Carly, bo pewnie to teraz czytasz, dbaj o niego. Nie bądź mną i nie zostawiaj go w potrzebie. Bo znajdę cię z zaświatów. Zaufaj mi, potrafię to zrobić.

Wasz, na zawsze oddany i umierający, przyjaciel w przeszłości.

*
*
*
*
~EssiLora~

Byle Przeżyć/ The walking Dead [ZAKOŃCZONE]Opowieści tętniące życiem. Odkryj je teraz