Rozdział I

10.1K 357 36
                                    

Dwa miesiące później

- Nie uważasz, że to trochę szybko ? – spytała Meghan. Właśnie byłam z nią w salonie sukien ślubnych i usiłowałam wybrać coś dla siebie. Przymierzyłam chyba już z siedem sukni i jak do tej pory, nic mi nie pasowała. A to ta miała za bardzo wycięte plecy, tamta źle leżała w biuście, a jeszcze inna była za długa. Wiem, że ekspedientka powoli miała mnie dość, bo patrzyła na mnie krzywo i przewracała oczami, gdy tylko miałam jakieś ,,ale". Tylko co poradzić ? To ma być wyjątkowy dzień, więc nie pójdę do ołtarza w byle czym.

- Nie, dlaczego ? – spojrzała na moją przyjaciółkę zaskoczona – Oboje się kochamy, więc na co czekać ?

- Które z was bardziej naciskało ? – drążyła, ignorując moją odpowiedź – Ty czy on ?

- On. – powiedziałam po chwili zastanowienia. Praktycznie od momentu, w którym przyjęłam oświadczyny Michaela, mój narzeczony nalegał na ustalenie daty. Wreszcie mu uległam: ślub zaplanowaliśmy na dwudziestego czerwca, czyli równo za miesiąc od dzisiaj.

- No właśnie. – Meg pokiwała głową, jakbym potwierdziła jej przypuszczenia – Nie dziwi cię to ? Przecież to zazwyczaj kobiety muszą naciskać na facetów, a u was jest na odwrót. Zupełnie jakby Mike coś kombinował.

- Meggie, proszę cię ! – westchnęłam głośno, przebierając się w swoje ciuchy. Stwierdziłam, że na razie nie kupię jeszcze sukni. Muszę się rozejrzeć. – Nie szukaj dziury w całym ! Michael mnie kocha, ja jego, chcemy spędzić ze sobą resztę życia. Koniec, kropka.

- W porządku, już nic nie mówię. – zgodziła się, ale wiedziałam, że nie trzeba czekać długo, aż Meghan znajdzie coś, o co znowu będzie mogła oskarżyć mojego narzeczonego.

- Na którą masz dzisiaj do pracy ? – spytała, gdy wyszłyśmy z salonu.

- Na piętnastą do dwudziestej drugiej. – powiedziałam, zerkając na zegarek. Dochodziła czternasta, więc jeśli chciałam zdążyć jeszcze do domu, to musiałam się streszczać. – A ty ?

- Dzisiaj wzięłam wolne. – odparła – Musze iść na szesnastą z Thomasem na szczepienie.

- Aaa, jasne. – powiedziałam, przytulając ją do siebie – To widzimy się jutro ?

- Jasne. – uśmiechnęła się, odwzajemniając uścisk – Uważaj na siebie.

- Ty też. – dodałam, po czym każda z nas poszła w swoją stronę.

Niecałe dwadzieścia minut później dotarłam do swojego mieszkania. Nie było pokaźnych rozmiarów. Gdy weszło się do środka i przeszło przez mały korytarz, po prawej stronie znajdował się salon z aneksem kuchennym. Z salonu wychodziły drzwi, które prowadziły bezpośrednio do mojej sypialni, a po lewej stronie od wejścia znajdowała się niewielka łazienka. Nie było to nic specjalnego, ale ja nie miałam wygórowanych wymagań, więc lokum w zupełności mi wystarczyło. Inne zdanie na ten temat miał Michael – twierdził, że za każdym razem gdy wchodzi do mojego mieszkania, czuje się w nim jak w domu dla krasnoludków. Parę razy proponował mi, żebym przeprowadziła się do niego, ale ja za każdym razem odmawiałam. Nigdy nie chciałam mieszkać z facetem przed ślubem – może to dla niektórych staromodne i głupie podejście, ale ja jakoś nie potrafiłam się przemóc.

Nie chcąc tracić czasu, szybko weszłam do łazienki, żeby wziąć prysznic i przebrać się do pracy. Związałam włosy z niechlujny kok, aby ich nie zmoczyć i weszłam pod strumień wody. Umyłam całe ciało żelem do ciała, po czym wyszłam z kabiny i owinęłam się białym, puchowym ręcznikiem.

Znowu tyOnde histórias criam vida. Descubra agora